niedziela, 17 grudnia 2017

Jeden może, drugi nie...

Hej!
Zapraszam na recenzję książki.




  Tytuł: ,,Jeden może, drugi nie..."
  Autor: Janusz Weiss
  Okładka: twarda
  Rok wydania: 2000
  Ilość stron: 265










             Publikacja podzielona została na 3 części: dzieciństwo, młodość i dojrzałość. Przyznam szczerze, że na początku myślałam, że lektura jest autobiografią dziennikarza, natomiast dzieło to zbiór różnych myśli autora, jego poglądów życiowych ujętych w sposób satyryczny.
             Początek książki mnie rozczarował, w zasadzie do 47 strony nie zainteresowało mnie nic, o czym pisał dziennikarz, bowiem były to wiersze, bajki, ironiczne anegdotki. Kiedy już rozważałam opcję odłożenia publikacji, natknęłam się na podrozdział ,,Opowieści z mojej wsi" i zanurzyłam się w lekturze!
           Weiss jest większości społeczeństwa zapewne znany z prowadzenia programu ,,Miliard w rozumie", którego ostatni odcinek emitowano w 2005 r. Natomiast pozostali, którzy jednak nigdy go nie widzieli w tv, prawdopodobnie potrafią zidentyfikować jego głos, bowiem prezenter był współzałożycielem Radia Zet i przez długie lata prowadził audycję: ,,Dzwonię do Pani, Pana w bardzo nietypowej sprawie". Warto podkreślić, że dziennikarz rozpoczynał kilka kierunków studiów, lecz żadnego z nich nie ukończył; swoją karierę rozpoczął od występowania w kabaretach.
         Dalsza część książki przypadła mi do gustu, autor przedstawił wiele ciekawych historii ze swojego życia, inteligentnie ironizując z każdej sytuacji. Często uśmiechałam się szeroko, gdy Weiss wyśmiewał systemy polityczne, szydził z irracjonalnych zachowań ludzkich, myślami wracał do PRL-u. Dziennikarz trafnie podsumował wątki reklamy czy mody, trudno nie było się nie zgodzić z jego poglądami o podróżach, mass mediach czy sprzęcie elektronicznym. Z rozrzewnieniem wspominałam wątpliwości wejścia świata w XXI w., kiedy to krążyły pogłoski, że komputery mogą zwariować. W ostatnim podrozdziale autor pokrótce opisał swoją osobę.
          Z lekturą spędziłam miły czas, poznałam Weissa jako osobę błyskotliwą, mającą własne zdanie na każdy temat, komentującą zachodzące zmiany w systemie państwowym w sposób satyryczny i nienudny. Książka została wydana w 2000 r., od tego czasu wiele się zmieniło, społeczeństwo znacznie przekształciło styl bycia, więc dla młodszych pokoleń urodzonych w nowym wieku, publikacja może już nie być tak ciekawa. Ponadto, dziennikarz został zwolniony z Radia Zet, a kilka lat wcześniej rozwiódł się z żoną, o której tak ciepło pisał w książce, szkoda... Nie mniej jednak lekturę oceniam pozytywnie, moja ocena to: 7.5/10.

poniedziałek, 27 listopada 2017

Imię Pani

Hejka!
Dzisiaj zapraszam Was na recenzję książki, której premiera miała miejsce zaledwie kilka dni temu.





Tytuł: ,,Imię Pani"
Autor: Krzysztof Koziołek
Okładka: Miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 334
Rok wydania: 2017
Gatunek: Kryminał retro










Fabuła:
           Gustaw Dewart jest szanowanym komisarzem kryminalnym. Za radą swojego wuja, tuż przed obchodami Bożego Narodzenia 1934r., decyduje się na odpoczynek w opactwie benedyktynów, które mieści się w Grussau (Krzeszowie). Mężczyzna nie może zapomnieć o tragedii rodzinnej, jaka go spotkała. Pobyt na Dolnym Śląsku ma pomóc mu w pogodzeniu się ze swoim losem. 
           Podczas corocznej, uroczystej mszy - w ,,Dniu Światła" odnalezione zostają zwłoki mnicha. Miejscowa żandarmeria kwalifikuje śmierć duchownego jako przykry wypadek. Kiedy, w dziwnych okolicznościach umierają w Krzeszowie kolejne osoby, Dewart jest przekonany, że tajemnicze zgony są ze sobą powiązane i postanawia rozpocząć śledztwo na własną rękę. Główny bohater zostaje uwikłany w niebezpieczną grę. Czy policjantowi uda się rozwikłać zagadkę dotyczącą nagminnych zbiegów okoliczności? O co toczy się groźna rozgrywka? Kto jest odpowiedzialny za próbę zabójstwa komisarza? 

           Bardzo lubię czytać kryminały, natomiast pierwszy raz miałam w rękach kryminał retro. Byłam ciekawa, czy powieść z wątkami historycznymi przypadnie mi do gustu. ,,Imię Pani" połknęłam w ciągu dwóch dni. Książka tak mnie wciągnęła, że nie mogłam zasnąć, myśląc o ewentualnych zleceniodawcach zbrodni. Przyznam, że lektura trzymała mnie w napięciu do samego końca, bowiem absolutnie nie spodziewałam takiego rozwikłania zagadek, scena kulminacyjna mnie zaskoczyła.
          Podoba mi się wydanie kryminału. Okładka od razu przyciągnęła mój wzrok, benedyktyńskie opactwo sugeruje intrygującą tajemnicę, którą chce się jak najszybciej poznać. Szalenie zainteresowały mnie historyczne opowieści, które w swoim dziele przedstawił autor. Mieszkam na Dolnym Śląsku, do Krzeszowa mam niedaleko, a jeszcze nigdy tam nie byłam. Po lekturze zapragnęłam czym prędzej tam pojechać, mam nadzieję, że w najbliższym czasie zwiedzę ten obiekt. Opactwo ciekawi mnie tym bardziej, że tuż przed moimi oczami, na półeczce stoi podarunek od mamy chłopaka - wizerunek cudownej ikony Matki Bożej Łaskawej. Legendę na temat wyjątkowego znalezienia tego obrazu (po 196 latach spoczywania w ukryciu przed husytami) Koziołek również zawarł w powieści, dlatego tym bardziej zachęcam do lektury.
          Czytając książkę, czułam się jakbym była uczestnikiem akcji. Jestem pod wrażeniem obrazowych opisów nie tylko Krzeszowa, ale i pobliskich miejscowości czy szlaków górskich. Doceniam to, że autor nie tylko posiada wiedzę historyczną i geograficzną, ale potrafi ją również szczegółowo zrelacjonować w sposób niezwykle ciekawy dla czytelnika. Ponadto, moją uwagę skradł przede wszystkim główny bohater, którego polubiłam i kibicowałam mu całym sercem w odnalezieniu kolejnych tropów. Z przyjemnością zapoznałabym się z jego nowymi przygodami w dalszych tomach.
           To moje pierwsze spotkanie z twórczością Koziołka. ,,Imię Pani" to pasjonująca lektura, która spowodowała, iż nabrałam chęci, aby przeczytać poprzednie powieści autora. Czy może ktoś z Was już miał okazję zagłębić się w książkach pisarza? Jakie są Wasze opinie, którą najbardziej polecacie? Tymczasem moja ocena dla recenzowanego kryminału to: 10/10.

Dla zainteresowanych - zwiastun powieści:

czwartek, 9 listopada 2017

Jeśli tylko potrafiłyby mówić

Siemka!
Zapraszam na recenzję znakomitej książki :)




   Tytuł: ,,Jeśli tylko potrafiłyby mówić"
   Autor: James Herriot
   Okładka: miękka ze skrzydełkami
   Rok wydania: 2015
   Ilość stron: 284











Fabuła:
          Herriot jest absolwentem weterynarii. Obawia się, że nie znajdzie pracy związanej z jego studiami i zostanie sprzedawcą w sklepie jak jego koledzy. Chłopak nie wierzy własnemu szczęściu, gdy dostaje list zapraszający go na rozmowę kwalifikacyjną do małej wioski Darrowby w malowniczych górach Yorkshire. James ma szansę wykazać się swoimi zdolnościami, a jego nowy szef przyjmuje go na stanowisko asystenta. Życie Herriota zmienia się diametralnie, mężczyzna mieszkający od zawsze w metropolii, zaczyna doceniać piękno pobliskiej natury. Kawaler nigdy nie narzeka na swoją pracę, pomimo tego, że leczy zwierzęta o każdej porze dnia i nocy. Ponadto, często musi się także zmagać z oryginalnymi właścicielami swoich pupilków. Jakie przygody spotkały Herriota? Zapraszam do lektury!

         Książkę wymieniłam w portalu granice.pl za uzbierane punkty. Wybrałam sobie pierwszą z brzegu lekturę, nie spodziewając się aż tak fascynującej powieści. A tymczasem ,,Jeśli tylko potrafiłyby mówić" to najlepsza powieść, jaką przeczytałam w tym roku! Dzieło zabrałam ze sobą w podróż pociągiem i szybko ją pochłonęłam, parskając śmiechem, co kilka stron. Siedzący dookoła pasażerowie patrzyli się na mnie z politowaniem, kiedy nie mogłam powstrzymać się od niekontrolowanych wybuchów radości.
          Herriot napisał książkę o swoich perypetiach lekkim, humorystycznym językiem w 1970 r. Koniecznie muszę sięgnąć po kolejne jego dzieła, gdyż ,,Jeśli tylko potrafiłyby mówić" bardzo mnie zachwyciło i następne części przygód weterynarza szalenie mnie interesują. Nie spodziewałam się, że lekarze zwierząt mogą mieć tak trudne, a zarazem pasjonujące życie, wiele historii mnie rozbawiło, a inne wzruszyły. W lekturze bohaterami są nie tylko czworonogi, ale także ludzie ze wsi - nie zawsze mili i sympatyczni. Wszystkie opowieści Herriota były ciekawe, naprawdę warto je poznać. Po raz kolejny potwierdza się reguła, że najlepsze materiały na książkę przekazuje zawsze samo życie. Powieść gorąco polecam. Moja ocena: 10/10.

środa, 26 lipca 2017

W imię miłości

Hej!
Dzisiaj notka książkowa :)




   Tytuł: ,,W imię miłości"
   Autor: Katarzyna Michalak
   Okładka: miękka
   Ilość stron: 287











Fabuła:
          Małgorzata jest ciężko chora. Musi oddać jedyną córkę - Anię pod opiekę swojemu ojcu, który 10 lat wcześniej wyparł się rodziny. 10 letnia Kraska boi się reakcji dziadka na jej obecność, lecz wierzy, że senior rodu nie wyrzuci jej z Jabłoniowego Wzgórza. Świat dziewczynki zmienia się o 180 stopni, poznaje bowiem kolejnych członków familii, a stan zdrowia Małgosi wcale się nie poprawia. Czy Ania poradzi sobie w trudnych chwilach z natłokiem szokujących wiadomości? Jakie tajemnice skrywają przed dzieckiem dorośli? Czy Małgorzata ma szansę wyzdrowieć?

       ,,W imię miłości" to pierwsza książka Michalak, jaką miałam okazję przeczytać. Zawsze chciałam poznać twórczość autorki, gdyż zastanawiała mnie rozbieżność opinii wśród blogerów. Jedni należą do fanów pisarki i chwalą jej powieści, a inni je krytykują. Cóż.. ,,W imię miłości" mnie nie zachwyciła. Lekturę pochłonęłam dosyć szybko podczas jazdy autobusem, ale naprawdę wiele momentów w tej książce powodowało u mnie ironiczny uśmiech i marzyłam o tym, aby jak najszybciej poznać już jej zakończenie. 
         Najbardziej rozśmieszyło mnie porównanie powieści do Ani z Zielonego Wzgórza - buhahahaha, to chyba jakiś żart? Dzieło charakteryzowało się ciekawą fabułą, ale tylko na początku, ponieważ z każdym kolejnym rozdziałem powieść przekształcała się w telenowelę brazylijską. Mam wrażenie, że Michalak z poważnych tematów zrobiła sobie za przeproszeniem jaja, bowiem wielu tak absurdalnych scen nie czytałam już dawno. Autorka poruszyła problemy m.in: niedojrzałych ojców porzucających rodziny, choroby nowotworowej, pedofilstwa, morderstwa, seksu i pożądania. Tylu zbiegów okoliczności nie zauważyłam chyba nawet w żadnej bajce. Na szczęście w ,,W imię miłości" bohaterowie mieli interesujące życie - wszyscy wybaczyli sobie dawne błędy, wszak Edward Jabłoński był milionerem, więc mógł odkupić swoje winy i zapłacić gotówką za operację Małgosi; niejaki Ned wiedząc, że jego córka jest w ciężkim stanie w szpitalu nie odpuścił szybkiego seksu w samochodzie z piękną dziennikarką (tuż przed pogotowiem) itd itp. Postaci występujące w lekturze mnie denerwowały, były nijakie szczególnie mała Ania - dziewczynka idealna.
          Być może to ze mną jest coś nie tak, gdyż na różnych portalach czytałam mnóstwo pozytywnych opinii na temat książki. Czytelniczki były nią oczarowane, a fabuła je wzruszyła. Hmm.. Niestety, chociaż bardzo się starałam ,,W imię miłości" nie podbiła mojego serca. Ostatnio zakończyłam wiele ciekawych lektur, które szalenie mi się podobały, a powieść Michalak na ich tle wypadła po prostu blado, do tego porównanie dzieła do ,,Ani z Zielonego Wzgórza" jest moim zdaniem żałosne. Możliwe, iż sięgnę jeszcze kiedyś po jakąś książkę polskiej autorki, ale raczej nieprędko. Moja ocena to: 5/10.

środa, 12 lipca 2017

Kicia Kocia poznaje strażaka + Kicia Kocia nie może zasnąć

Siemka!
Dzisiaj chętnie przedstawię recenzje książeczek dla dzieci (od 2 do 6 lat).




   Tytuł: ,,Kicia Kocia poznaje strażaka"
   Autor: Anita Głowińska
   Okładka: miękka
   Rok wydania: 2012
   Liczba stron: 24
   Wydawnictwo: Media Rodzina









Fabuła:
          Kicia Kocia czeka na wizytę strażaka. Jest zawiedziona, gdy poznaje pana Jacka, który przychodzi do jej domu w cywilnym ubraniu. Główna bohaterka nie ukrywa rozczarowania nowym sąsiadem. Nieoczekiwanie, Kicia Kocia wpada w tarapaty. Czy komendant pomoże jej rozwiązać problemy?

        Lektura sprawiła mi wiele radości. Przeczytałam ją podczas podróży autobusem, pasażerowie dookoła spoglądali na mnie z dziwnym uśmiechem, ale co tam! 
         Z zachwytem przyglądałam się ciekawym, kolorowym ilustracjom, młodszym dzieciom na pewno przypadną one do gustu. Historia Kici Kociej podobała mi się, tekst zawierał mądrą treść i ważne przesłanie - aby nie oceniać pochopnie ludzi, którzy prywatnie wyglądają zupełnie inaczej niż w pracy. 
        Książeczka zawierała wiele informacji o zawodzie strażaka m.in. jaki jest jego oficjalny strój, co należy do jego zakresu obowiązków czy jakim sprzętem posługuje podczas akcji ratunkowych. Autorka podkreśliła, że praca funkcjonariusza publicznego jest bardzo istotna i odpowiedzialna. Do publikacji dołączono 2 naklejki z wizerunkiem Kici Kociej. Moja ocena 10/10.





Tytuł: ,,Kicia Kocia nie może zasnąć"
Autor: Anita Głowińska
Okładka: miękka
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 24
Wydawnictwo: Media Rodzina









Fabuła:
          Kicia Kocia żegna się z przyjaciółmi po całym dniu zabawy. Kiedy zakłada piżamkę i czeka na sen, ogarniają ją straszne wizje koszmarów i lęk przed potworami! Czy mama pomoże Kici Kociej w zaśnięciu? Jak poradzi sobie ze strachem główna bohaterka i czy uda jej się ostatecznie wpaść w objęcia Morfeusza?

        Tę książkę również przeczytałam w autobusie. Spodobały mi się barwne ilustracje i mądry przekaz publikacji. Historia jest zabawna i urocza. Ponadto, uważam, że lektura może pomóc dzieciom mającym problemy z zasypianiem, zawiera pozytywne treści i subtelne rozwiązania w walce z nocnym strachem.
         Seria o Kici Kociej coraz bardziej mi się podoba, chętnie poznam kolejne części o tej wspaniałej bohaterce, bo jestem nią zachwycona. Moja ocena 10/10!

środa, 5 lipca 2017

Masa o kobietach polskiej mafii

Siemanko!
Dzisiaj nadszedł czas na post książkowy.




  Tytuł: ,,Masa o kobietach polskiej mafii"
  Autor: Autor: Artur Górski, Jarosław ,,Masa" Sokołowski
  Okładka: miękka ze skrzydełkami
  Rok wydania: 2014
  Ilość stron: 231








Fabuła:
         Dziennikarz Artur Górski przeprowadza wywiad z byłym gangsterem mafii pruszkowskiej. Jarosław Sokołowski o pseudonimie Masa (ze względu na swoją tuszę) zdradza sekrety życia znanych bandytów z perspektywy świadka koronnego. 
        Ta książka jest pierwszą częścią wspomnień Sokołowskiego. Drugą (,,Masa o pieniądzach polskiej mafii") przeczytałam znacznie wcześniej. Spodziewałam się, że wywody o kobietach będą ciekawsze, niestety obie lektury zawierają podobne elementy, wiele historii Sokołowski powtarza.

        Gangster stwierdza, że dla mafiozów najważniejsze były samochody i kobiety. Żony z Pruszkowa dzieliły się na te, które udawały, że nie wiedzą o przestępczym życiu partnerów oraz spokojnie zajmowały się domem i dziećmi oraz na te, co chętnie włączały się do brudnego świata. 
         Najistotniejszym ogniwem dorastania bandytów były ich matki. Większość z nich dawała latoroślom złe przykłady. Później, często mamy rozpierała duma, że ich synowie stawali się miliarderami, budzącymi dookoła strach. Matula Sokołowskiego wychowywała dziecko sama, bo jej mąż postanowił opuścić rodzinę. Kobieta nie żałowała sobie alkoholu, zarobione pieniądze inwestowała jedynie w siebie, nie wstydziła się także seksu z nowymi znajomymi przy małym Jarku. Masa mając 16 lat wyprowadził się z domu i zamieszkał u swojej 14 letniej dziewczyny, która za kilka lat została jego żoną.
         Mafiozi z Pruszkowa niemal codziennie zdradzali swoje małżonki. Jeździli do burdelów, klubów go-go, dyskotek. Największe przerażenie budzi fakt, że młode dziewczyny chętnie same przychodziły do bandytów i oferowały im swoje usługi. Pragnęły pieniędzy i kariery. Zdarzały się sytuacje, że kobiety piszczały... widząc gangsterów, chwaliły się koleżankom - intymnymi relacjami z mafiozami. Mężczyźni wyszukiwali pięknych dziewcząt w rożnych miejscach. Znajdowali je za kasą w MacDonaldzie, na ulicy, za barem, w kawiarni. Niektórzy recydywiści byli tak brutalni, że aż ciężko o tym wspominać. Realizowali swoje chore fantazje, często gwałcąc młode dziewczyny spotkane nawet na ulicy, bo tak im się po prostu podobało. 
         Ciekawy rozdział dotyczył polskich miss. Dziewczęta tak bardzo chciały uzyskać tytuł, że nie zwracały uwagi na swoją godność. Konkursy ustawiano, koronę otrzymywały wcześniej wytypowane kobiety, które oddawały swoje ciało nie tylko pojedynczym osobom, ale nieraz całemu hotelowi. Mafia z Pruszkowa należała do organizatorów różnych festiwalów piękności - tych światowych, ale również regionalnych. Nastolatki godziły się na wszystkie warunki, aby dostać mały dyplom mokrego podkoszulka. Relacje funkcjonowania takich konkursów są straszne; z jednej strony sceny występujące na niej kabarety, śpiewający piosenki Krzysztof Krawczyk i prowadzący uroczystość Zygmunt Chajzer, a za kulisami sodoma i gomora, prawdziwe orgie przyszłych missek. 
        Dziewczęta w zamian za seks, otrzymywały propozycję ról w serialach, filmach. Ze światem przestępczym powiązanych jest mnóstwo sędziów, policjantów, polityków, celebrytów. Służba mundurowa potwornie bała się mafiozów, więc funkcjonariusze w samochodach nie trąbili na nich - nawet widząc nawet zieloną sygnalizację, a już broń boże nie legitymowali pasażerów, lecz mijali ich z prawej strony chodnikiem, aby nie przeszkadzać uzbrojonym chłopakom w rozmowie. W zamian za pozytywne stosunki, bandyci kupowali policjantom radiowozy. Warto wspomnieć, że do grona znajomych chłopaków z Pruszkowa należeli m.in. Dariusz Michalczewski, Andrzej Gołota czy ... Daniel Olbrychski, któremu gangsterzy pomagali odzyskać skradzione auto.
         Wielu ze starszych mafiozów już nie żyje, inni siedzą w więzieniach, a ich miejsce zajęli młodsi członkowie. Książkę przeczytałam bardzo szybko, charakteryzuje ją duży druk i prosty styl pisania. Wiele opowieści jest bulwersujących, szokujących i obrzydliwych. Naprawdę aż żal wspominać o łatwych kobietach traktowanych przedmiotowo - jak towar. Moja ocena 6/10.

niedziela, 25 czerwca 2017

Wenezuela

Hej!
Zapraszam na recenzję książki podróżniczej :)





   Tytuł: ,,Wenezuela" (mini seria ,,Kobieta na krańcu świata")
   Autor: Martyna Wojciechowska
   Okładka: miękka
   Ilość stron: 125
   Rok wydania: 2011









          Tym razem wybrałam się z Wojciechowską w podróż do Wenezueli. Dziennikarka jak zwykle zachwyciła mnie pięknymi zdjęciami wybranego kraju. Bardzo Lubię styl pisania autorki - prosty, a momentami dowcipny; szanuję opinie Wojciechowskiej - są obiektywne lecz za każdym razem trafne.
          Dziennikarka przedstawiła czytelnikom podstawowe informacje na temat amerykańskiego państwa, chętnie zapoznałam się z kulturą, geografią i historią w pigułce. Nazwa Wenezueli oznacza... ,,małą Wenecję". Podróżnik z Włoch - Amerigo Vespucci zorientował się, że wybudowane przy jeziorze na palach domy Indian przypominają wizerunek Wenecji. Od XVI w. Hiszpanie rozpoczęli kolonizację południowoamerykańskiego kraju, która w 1812 r. przekształciła się w Wielką Kolumbię (połączenie Kolumbii, Wenezueli i Ekwadoru). Kraj  w 1830 r. uzyskał niepodległość, a kilkadziesiąt lat później stał się celem dyktatury wojskowej. Pomimo tego, że od 1952 r. Wenezuelę uznano republiką demokratyczną - znane są kontrowersyjne rządy jednego z najbardziej sławnych polityków świata Hugo Chaveza (zmarłego w 2013 r.).
           Wojciechowska umieściła wiele ciekawostek dotyczących Wenezueli. W tym kraju panuje wieczna wiosna, temperatury oscylują ok. 25 stopni przez cały rok. Społeczeństwo bardzo poważnie traktuje ludzkie gesty, nie wolno wskazywać palcem ani podnosić kciuka do góry (symbol ,,ok"), bowiem te czynności uznane są tam za niegrzeczne. Stolicą państwa jest Caracas - jedno z pięciu najbardziej niebezpiecznych miast świata - każdego roku dokonanych tam zostaje ok. 150 morderstw. Pomimo powszechnej biedy i przestępstw, Wenezuelczycy należą do najbardziej szczęśliwych narodów świata. Amerykańskie państwo posiada największe złoża ropy naftowej na zachodniej półkuli (której litr jest tańszy nawet od butelki wody mineralnej) oraz znajdują się na drugim miejscu eksporterów gazu. W Wenezueli to dzieci decydują, kiedy chcą chodzić do szkoły - rano czy popołudniu, a nawet wieczorami.
           Podczas zwiedzania kraju koniecznie należy pojechać nad najwyższy na świecie wodospad Salto Angel znajdujący się na terenie Parku Narodowego Canaima. Warto zobaczyć najstarsze miasto zachodniej Wenezueli - Coro (wpisane na listę Unesco). Jednym z cudowniejszych miejsc jest także Archipelag Los Roques składający się z 350 koralowych wysp. Na liście do zwiedzenia znajduje się również niesamowita Delta Orinoko, Wyspa Margarita i oczywiście Caracas.
           Bohaterkami książki Wojciechowskiej są królowe piękności - kobiety uzależnione od operacji plastycznych. Wenezuela znana jest z najliczniejszej grupy dziewczyn wygrywających międzynarodowe konkursy miss. Już nawet 5-letnie dzieci zapisywane są do szkoły, gdzie uczą się pojęcia urody. Według mieszkanek kobieta piękna powinna być operowana już od najmłodszych lat. Rodzice często fundują 15 letnim córkom silikonowy biust, bo duże piersi to podstawa. Oprócz popularnego botoksu do upiększenia twarzy, mieszkanki Wenezueli chętnie wstrzykują sobie również silikon w pośladki, operują nosy czy łamią żebra, aby mieć cieńszą talię. Panowie natomiast stosują silikon w okolicach łydek, aby wyglądały one na bardziej umięśnione. Kanony piękna są różne, Wenezuelki lakierują sobie zęby na jasnoniebieski kolor, aby uśmiech doskonale prezentował się przed kamerami, ubierają się modnie i nie wychodzą z domu bez makijażu. Wojciechowska zadaje czytelnikom i sobie pytanie, czy konkursy miss mają w ogóle sens, skoro kandydatki z naturalnym pięknem nie mają nic wspólnego. Poza tym czy idealne opakowanie często nie jest powodem rozczarowania z powodu pustego wnętrza?

poniedziałek, 22 maja 2017

Całe życie

Hej!
Zapraszam na recenzję niesamowitej powieści, która niedługo będzie mieć swoją premierę.




Tytuł: ,,Całe życie"
Autor: Robert Seethaler
Ilość stron: 171
Wydawnictwo Otwarte
Premiera: 24.05.2017






          Przyznam szczerze, że ostatnio miałam mały kryzys czytelniczy, być może spowodowany brakiem wolnego czasu. Ucieszyłam się z przesyłki od Wydawnictwa Otwarte, które podarowało mi książkę do recenzji. Obawiałam się jednak, że lektura może mi się dłużyć bądź nie przypadnie mi do gustu, lecz gdy przeczytałam mnóstwo pozytywnych opinii na temat powieści, postanowiłam zaryzykować i usiąść w domowym zaciszu, aby najbliższy wieczór spędzić z zachwalanym egzemplarzem (z tekstem jeszcze przed korektą i roboczą okładką).
             
         Główny bohater książki to Andreas Egger - mieszkający w austriackich Alpach. Na niecałych 200 stronach zostało przedstawione całe życie mężczyzny. Egger miał trudne dzieciństwo, szybko został sierotą i trafił pod opiekę wujka, który systematycznie go bił, aż pewnego dnia doprowadził do inwalidztwa podopiecznego. Chłopiec stał się kaleką i do końca swoich dni poważnie utykał. Jako nastolatek odszedł od przybranej rodziny i rozpoczął dalszą egzystencję na własny rachunek - codziennie ciężko pracując. Bohater nigdy nie skarżył się na swój los, doceniał wszystko co dostał od losu, cieszył się zarobionymi pieniędzmi, zachwycał piękną naturą. Gdy mężczyzna się zakochał, pragnął zapewnić wybrance dobrobyt - na miarę własnych możliwości. Egger (oprócz pobytu w radzieckim łagrze) nigdy nie opuścił ukochanych Alp, prowadził proste życie, lecz nie narzekał na niełatwy żywot.
          Mężczyznę spotkał w życiu cały szereg niepowodzeń, zmagał się z nieszczęściami. Bohater nigdy się nie poddał, chociaż społeczeństwo uważało go trochę za dziwaka, człowieka zgorzkniałego. Książka idealnie przekazała postęp cywilizacji. Technika po zakończeniu wojny eksplodowała - pojawiła się elektryczność, telewizory (w których transmitowano pierwsze lądowanie na księżycu), mnogość samochodów. Pastwiska i pola uprawne straciły na znaczeniu, rozwinęła się turystyka - co spowodowało napływ podróżników chętnych do wynajęcia domków letniskowych bądź narciarzy korzystających z wyciągów krzesełkowych. Z fascynacją przyglądałam się zmaganiu Eggera do przystosowania się w nowych warunkach życiowych. Coraz starszy mężczyzna miał problemy z akceptacją wynalazków kolejnych pokoleń, które zmieniały postrzeganie świata. 
             Powieść przeczytałam bardzo szybko, wiele jej fragmentów niesamowicie mnie wzruszyło. Książka została napisana prostym językiem, w sposób oszczędny, lecz tak przejmujący, że nie potrafiłam ukryć swojego zachwytu. Lektura skłoniła mnie do refleksji - co kryje się pod definicją szczęścia? Każda osoba ma inny przepis na życie. Egger dziękował Bogu za swój los, był skromny i wdzięczny. Nie przeszkadzało mu to, że jego egzystencja jest monotonna, mężczyzna chciał tylko uczciwie pracować i cieszyć się codziennym widokiem pięknych gór. 
            Książka jest bez wątpienia wyjątkowa, podczas jej czytania bardzo się wyciszyłam, uspokoiłam, towarzyszący mi stres nagle ulotnił się. Ostatnie stronice wycisnęły ze mnie łzy i poczułam pustkę. Powieść skończyła się, tak samo jak zakończy się życie każdego z nas. Czy nie tracimy zbyt wiele czasu na narzekanie? Ciągle nam czegoś brakuje, zawsze pragniemy więcej niż mamy; zapominamy doceniać to, co otrzymaliśmy - jesteśmy zachłanni. Lektura jest doskonałym rozwiązaniem, aby chociaż na chwilę zatrzymać się w trwającym codziennie wyścigu szczurów. Dzięki niej można zastanowić się nad swoim losem, przemyśleć istotną kwestię - jaką jest wdzięczność, która jest dzisiaj przez społeczeństwo tak beztrosko pomijana. Bez wątpienia ,,Całe życie" to najlepsza książka jaką przeczytałam w ciągu kilku ostatnich miesięcy. To wartościowa powieść, serdecznie ją polecam. Jedynym minusem egzemplarza były błędy - typu nowe zdanie zaczynane od małej litery. Jako, że dostałam lekturę przed korektą, zostałam zapewniona, że znaczące pomyłki zostaną usunięte. Moja ocena książki: 9/10.

czwartek, 23 marca 2017

Ścigając marzenia. W pogoni za złotem.

Hejka!
Dzisiaj zapraszam na recenzję książki. Niedawno udało mi się przerwać niemoc czytelniczą, a pomogła mi w tym lektura pana Śliwy. Jest to już druga propozycja od polskiego geologia; tutaj możecie przeczytać recenzję wcześniejszej książki, którą także polecam. 




  Tytuł: ,,Ścigając marzenia. W pogoni za złotem"
  Autor: Andrzej Śliwa
  Okładka: miękka
  Ilość stron: 243
  Rok wydania: 2016










Nie omieszkam pochwalić się także autografem :)


               Poprzednia książka autora pozostawiła mi lekki niedosyt; okazało się, że kolejne dzieło pana Śliwy zawierało już wszystko to, czego brakowało mi w poprzedniej części - czyli w: ,,Notatkach geologa. Szmaragdach, złocie i ... smaku przygody".
                ,,Ścigając marzenia. W pogoni za złotem" od razu zauroczyło mnie swoją okładką. Lektura została podzielona na kilka działów, a te na podrozdziały. Na końcu książki można obejrzeć zdjęcia autora, które pozwalają jeszcze bardziej wczuć się w klimat pracy geologa.
           Dzieło pana Śliwy to zbiór jego własnych przemyśleń, opisów przygód i obliczeń statystycznych dotyczących złóż. W lekturze nie zabrakło odwołań do geografii czy historii, poznałam wiele ciekawostek, które zainspirowały mnie do bardziej wnikliwego zagłębienia się w temacie. Książkę czytałam powoli i uważnie. Doświadczenia życiowe autora wzbudzały mój podziw, opowieści często rozśmieszały bądź zmuszały do refleksji. 
            Przyznam szczerze, że nie sądziłam, iż zagadnienia związane z górnictwem potrafią być aż tak fascynujące. W szkole uczyliśmy się podstawowych pojęć z zakresu geologii, ale nauczyciele prowadzili zajęcia bez entuzjazmu - w sposób nudny, niechętnie odrabiałam zatem zadania domowe typu: gdzie i jak wydobywa się na świecie poszczególne rodzaje złoża. 
              Pan Śliwa rozwinął swoje zapiski, które prowadził od lat podczas wyjazdów służbowych. Autor pracował na kilku kontynentach - zatem środowisko, w którym prowadził badania poznał na wskroś. Nieobce mu były zarówno ogromne koncerny jak i małe przedsiębiorstwa. Czytelnik miał szansę dowiedzieć się, że geologia to szanowany zawód, przynoszący zyski, ale wiążący się z harówką i umiejętnościami w każdej kategorii, chociaż cudowne widoki krajobrazów są w stanie wynagrodzić najgorsze niedogodności.
            Dzięki książce poznałam legendy o najsłynniejszym złożu, przeanalizowałam najbardziej znane gorączki złota czy historię poszukiwań. Co więcej, zgłębiłam swoją wiedzę o rodzajach kamieni szlachetnych: dowiedziałam się, że obok złota, diamentów i szmaragdów - najpopularniejsze są rubiny i szafiry (aż żałuję, że o nich nie było więcej informacji). Zainteresował mnie również szalenie temat górniczego fałszerstwa sprzed 20 lat. Było to sławne wydarzenie, które geolog ciekawie opisał w swojej książce. Mocno zdziwiłam się, kiedy pan Śliwa wysłał do mnie e-maila, iż na ekranach kin pojawił się w piątek film nawiązujący do tej sytuacji. ,,Gold" w roli głównej z Matthew Mcconaughey już obejrzałam, podobał mi się, a więcej informacji  na jego temat uwzględnię w innej notce. Książkę szczerzę polecam, warto ją przeczytać :) Moja ocena: 8/10.