Hej!
Witam Was serdecznie i zapraszam na notkę z serii literatury podróżniczej.
Tytuł: ,,Podróże z tej i nie z tej ziemi"
Autor: Józef Baran
Okładka: miękka ze skrzydełkami
Ilość stron: 260
Rok wydania: 2010
Józef Baran jest poetą, co ciekawe bardziej sławnym za granicą niż w ojczyźnie. Mężczyzna często zapraszany jest na wieczorki poetyckie do różnych zakątków świata, spotyka się z Polonią i uczestniczy w uroczystościach, gdzie tłumacze deklamują jego wiersze innym nacjom.
Książkę czytałam ok. 2 tygodni, ale bardzo dokładnie analizowałam każdy opis. Niezwykle podobał mi się styl pisania autora. Baran przedstawiał swoje wrażenia z podróży dokładnie tak jak je czuł, nie upiększał, nie kolorował przygód. Dodatkowo, zachwycałam się poczuciem humoru poety, wiele opisów było szalenie zabawnych, czasami jednak dominowała ironia. Autor wplótł do książki mnóstwo wierszy, które przypadły mi do gustu. Raczej nie interesują mnie utwory poetyckie (chociaż uwielbiam tomiki ks. Twardowskiego), ale propozycje Barana były fantastyczne. Pisarz malował słowami zwiedzany świat w sposób racjonalny, a jakże prawdziwy. Zwracał uwagę na najpiękniejsze w życiu momenty, które często przegapiamy, bo gonimy za szczęściem daleko, nie doceniając tego, co jest blisko. Świetny dodatek stanowiły zdjęcia z wycieczek, chociaż żałuję, że nie dołączono ich więcej.
Autor zaproponował czytelnikom podróże w głąb 6 kontynentów. Pierwszy rozdział dotyczył Kresów. Baran opisał swoje uczucia z wyprawy na Ukrainę z 1997 r. Byłam u naszych wschodnich w 2010 r. i z tego, co zauważyłam, niewiele się tam od tego momentu zmieniło. Ukraina to piękny kraj, tak bardzo związany z historią Polski. Wiele rodaków pozostało na Kresach, inni chętnie wracają do wspomnień z dzieciństwa, chcą zobaczyć przed śmiercią znajome tereny. Niestety, to państwo ma problemy z własną tożsamością. Panuje tam chaos, brud, bieda. Mieszkańcy, aby zagłuszyć głód piją domowy bimber już od rana. Toalety są w opłakanym stanie - nawet w większych miastach (potwierdzam - najczęściej są to dziury w podłogach), woda i prąd włączane są w określonych godzinach, po ulicach biegają wielkie, bezpańskie psy. Pomimo nieprzyjemnych warunków ludzie są pracowici, chętni do pomocy. Przeszkodą w zjednoczeniu społeczeństwa jest podział na wschód i zachód; w państwie znajduje się tak wiele różnych kościołów, cerkwi, meczetów. Tubylcy nie mogą dojść do porozumienia, są mieszaniną: Ukraińców, Rosjan, Polaków, Tatarów, Turków. W kraju dominuje przerażająca korupcja (np. gdy podróżowałam pociągiem, targowałyśmy się z kumpelami o cenę biletu, którego i tak nie dostałyśmy, bo oficjalnie nie jechałyśmy, a pieniądze podzieliła między siebie i straż graniczną konduktorka). Drogi są pełne dziur, a patroluje je milicja, która obcokrajowcom wlepia mandaty obojętnie za co. Brakuje chęci do podtrzymywania stosunków polsko - ukraińskich na podłożu kulturowym, a szkoda, bo wielu wschodnich sąsiadów działa na rzecz upamiętnienia polskiej historii, ale nasi politycy wolą nawiązywać kontakty z zachodem.
Kolejną wycieczkę odbył autor na Cypr, który usytuowany jest na pograniczy Europy, Azji i Afryki. Państwo od lat stanowiło źródło konfliktów pomiędzy wieloma państwami. Ostatecznie w 1974 r. Turcy opanowali 1/3 terytorium Cypru. Kraj jest zawsze słoneczny, temperatury oscylują wokół 40 stopni, częste są pożary. 70% budżetu państwa zasila turystyka, a tylko 7 % rolnictwo. Autora zauroczyły wspaniałe widoki oraz miło wspominał wesele, w którym uczestniczył (brało w nim udział 7 tys gości! Zwyczaj nakazuje przybyć na ślub wszystkim mieszkańcom wioski).
Następny przystanek podróżniczy Baran odbył w Toskanii. Poeta zachwycał się pięknymi krajobrazami (chociaż przerażały go mordercze 40 stopniowe upały) oraz językiem włoskim (nawet książka telefoniczna tak melodyjnie brzmi). Wszyscy mieszkańcy są głośni i radośni. Tylko skąd nazwa Włochy w języku polskim, skoro to powszechnie znana Italia?
Pisarz dotarł także do Australii. 80 procent tubylców zamieszkuje obrzeża kontynentu, nieliczny wybrali życie na dalekich farmach - skąd zawsze mają daleko (nawet 40 km do skrzynki pocztowej). Sydney to nowoczesne miasto, ale podobne do wielu innych. Widoki natury kradną serce pisarza, jednak opuszczone wioski, gdzie kiedyś tętniło życie napawają smutkiem. Australia znana była z poszukiwaczy złota, niegdyś przybywali tam mieszkańcy z całego świata zaludniając osady, tworząc bary, kopalnie, poczty, hotele. W jednej mieścinie przebywało nawet 39 tys. śmiałków, dzisiaj żyje w niej jedynie 41 osobników. Rzadko można już spotkać Aborygenów, którzy uciekają od ludzi na pustynie (z łatwością żyjąc w temperaturze nawet 58 stopniowej), gdzie znajdują pożywienie. Rdzenni mieszkańcy zostali wyniszczeni przez białych przyjezdnych, dopiero w 1961 r. otrzymali prawa wyborcze, wcześniej traktowano ich jak zwierzęta. Nowoczesna Australia ma krwawą przeszłość, wszak była więzieniem dla zsyłanych tu do ciężkiej pracy Anglików. W XVIII w. w Wielkiej Brytanii szalała bieda i przestępczość, karano za najmniejsze przewinienia, nawet 11letniego chłopca skazano na powieszenie za kradzież chustki do nosa. Europejczycy wymyślili zatem sprytny proces transportów jeńców do Australii, gdzie rozpoczęto właśnie budowę kraju. Większość więźniów pozostała na błogosławionym lądzie, zakładając mieszane rodziny. Niestety, zachodni towar eksportowy w postaci roślinności czy zwierząt wyparł w dużej mierze oryginalną florę i faunę. Najczęściej spotykanymi ssakami są jeszcze kangury i wombaty, potrącane na drogach przez pędzące samochody.
Sporo miejsca w książce poświęcił Baran
Stanom Zjednoczonym. Poetę przytłoczył Nowy Jork. Irytował go zaduch ogromnego miasta oraz szybki tłum, który niósł go w przeciwnym kierunku, gdy nie mógł zwolnić. Przerażali go mieszkańcy w większości otyli - odżywiający się szybko i tłusto (40% Amerykanów jest skrajnie grubych ważących nawet ok. 200 kg!). Ludzie muszą ciągle się uśmiechać i być serdeczni, bo to symbol Stanów Zjednoczonych - krainy dobrobytu i tolerancji! Obywatelom, którzy nie chcą być na pokaz szczęśliwi grozi najczęściej zwolnienie z pracy, dyskryminacja w społeczeństwie. Naród, aby żyć zgodnie z nakazanym radosnym regulaminem uzależniony jest od psychotropów - dających krótkie zadowolenie, psychoterapeuci mają napięty grafik, ciągle przybywa im pacjentów. Amerykanie to hipokryci, głoszą hasła o pokoju i wolności, ale chętnie prowadzą wojny, rozwalili systemy w krajach arabskich, wcześniej wymordowali rzesze Indian - obdarli ich z duszy, pozbawili praw, a dzisiaj tak chętnie promują swoje turystyczne osady ich twarzami i organizują smutne, sztuczne rezerwaty. W Stanach Zjednoczonych obowiązują prywatne ubezpieczenia, ludzi na nie nie stać, więc nie płacą składek i nie chorują, bo nie mogą (wizyty w szpitalach by ich zrujnowały). Prawo w Ameryce jest bardzo surowe i respektowane, za kratki trafiają nawet dzieci za drobne przestępstwa. Naród ubożeje tworząc na obrzeżach miast slumsy, a mniejszością stają się Meksykanie - ciężko pracujący w rolnictwie, nie chcący się asymilować i mówić po angielsku (wielu z nich tworzy mafie narkotykowe). Zachodni kraj jest pełen sprzeczności, ale społeczeństwo nauczone być serdecznym jest otwarte dla obcych. Nieznajomi szybko nawiązują kontakty z przypadkowymi przechodniami i w ciągu kilku minut potrafią streścić swoje życie, bo muszą się wygadać. Kolejną przerażającą kartą w dziejach Ameryki jest wymordowanie 99% bizonów (podstawy życia Indian). Oryginalną instytucją jest kościół mormonów, uważany przez niektórych obywateli po prostu za sektę. Nie mniej jednak mormoni traktowani są w Stanach Zjednoczonych z honorami. Co ciekawe, duchowni mają moc nadawania chrztów wstecz, więc korzystając z otrzymanego daru - ochrzcili wszystkich Żydów zmarłych w Holocauście. Baran oczywiście podziwia amerykańską przyrodę, Wielkim Kanion, rezerwaty. Żałuje, że dziewicze tereny są systematycznie niszczone przez człowieka.
Autor opisał także swoją wyprawę do
Singapuru, którego tworzy 80% Chińczyków, a pozostałą większość stanowią Hindusi i Malajowie. Singapur jeszcze pół wieku temu był niemal dżunglą. Dziś jest najlepiej rozwijającym się państwem Azji południowo-wschodniej. Początkowo miasto-państwo było schronieniem dla mafii, prostytutek, oszustów, którzy chętnie napływali z okolic skuszeni prawem raju podatkowego. Z czasem Singapur doznał cudu gospodarczego. Pomimo 3 występujących religii: islamu, buddyzmu oraz hinduizmu - ludzie żyją pokojowo. Najpierw toczyli ze sobą wojny, ale uznali, że nie opłaca im się to z materialnego punktu widzenia, więc wszyscy się tolerują. Kraj nie może rozrosnąć się wszerz, więc powstaje mnóstwo drapaczy chmur z zasadami feng shui (4 wyższe budynki + jeden niższy - na kształt dłoni) o jasnych barwach. Pomimo tego, że państwo upodabnia się coraz bardziej do zachodu, staje się bliźniakiem Europy czy Ameryki, ciągle istnieje wiele tradycji przekazywanych z pokolenia na pokolenie, np. Chińczycy wierzą w horoskopy i żyją z ich zaleceniami. Singapurczycy pomimo krwawej historii z Japonią, otworzyli się na ich rynek. Społeczeństwo szybko się bogaci, pieniądze stają się dla nich bogiem. Ludzie są pracowici, a ich głównym zajęciem jest.. jedzenie. Mieszkańcy ciągle jedzą (i nie tyją), a na dzień dobry nie pytają się ,,Co słychać?", ,,Czy jak zdrowie?" lecz ,,Czy dzisiaj już jadłeś?". Niestety, obywatele nie lubią wyróżniać się z tłumu i są honorowi, nigdy nie przyznają się, że czegoś nie wiedzą (zapytani o coś.. nawet jak nie mają pojęcia jaka jest prawidłowa odpowiedź - to szybko coś zmyślą). W Singapurze rządzi jedna partia, nie ma opozycji, ludzie się nie buntują. Panuje cenzura, ale nikomu to nie przeszkadza. Kraj staje się potęgą światową, może pochwalić się własną armią oraz liniami lotniczymi, gdzie stewardessy nie mogą mieć więcej niż 30 lat (każdego roku przybywa do Singapuru 50 mln turystów, a przykładowo - do niewiele mniejszej Warszawy.. tylko 4 mln). W azjatyckim państwie obowiązuje ścisłe prawo karne. Jest czysto, bo za zaśmiecanie ulicy można zapłacić ogromną kwotę pieniężną. Narkotyki czy gwałty są podstawą do skazania na śmierć. Singapur dba o bezpieczeństwo obywateli. Najbardziej rozwijającym się zawodem są taksówkarze, którzy mają łącznie 25 tys. pojazdów! Kobiety nie lubią swojego koloru skóry, chronią się przed opalaniem i chętnie wybielają. Klimat w tym mieście jest gorący, zazwyczaj ok. 30stopni, a wilgotność powietrza ma nawet 95%. Liberalny rynek, ale jednocześnie dyktatura tworzą ciekawe połączenie - zapewniające mieszkańcom pracę, jedzenie i dach nad głową, a najważniejszym atutem jest brak korupcji i biurokracji. Singapur obok Chin i Indii to prawdziwy azjatycki tygrys, o którym Europa milczy, a może warto zwrócić na niego uwagę? To jedyny za Luksemburgiem kraj, gdzie firmy przynoszą tylko zyski. Jeśli nagle biura przestają dawać profity, nie mają szansy na dostanie dotacji - są po prostu zamykane. Niestety, Singapurczycy nie mają czasu na kulturę, zajęci są pracowaniem i liczeniem pieniędzy, zgubili gdzieś po drodze swoje duchowe wnętrze.
Inną podróż odbył Baran do
Maroko. Był pod wrażeniem arabskiego państwa pod względem rozwoju, architektury i czystości w stosunku do innych afrykańskich krajów. Niestety, nadal 70% obywateli to analfabeci. Kobiety ciągle podporządkowane są mężczyznom, którzy interpretują koran na swój sposób, chociaż coraz więcej powstaje ruchów feministycznych. Dziewczęta mogą zawierać śluby już w wieku 16 lat aranżowane przez rodziców (podobnie jak w Singapurze panuje kult ludzi starszych, a nie poświęcanie uwagi najmłodszym - jak na Zachodzie) oraz coraz odważniej się ubierają (nie boją się kupować dżinsów). Islam niestety to w dużej mierze biznes, bo wymagana pielgrzymka do Mekki kosztuje bagatelka 3 tys. dolarów, Ramadan zachęca to poszczenia od wschodu do zajścia słońca za horyzont, więc mieszkańcy objadają się po północy. Codziennym, częstym widokiem są biegające po drzewach kozy oraz panowie oferujący seks cudzoziemkom. Maroko to jedno z bezpieczniejszych państw Afryki, ale ciągle bardzo biedne, żyjące głównie z turystyki. Muzułmanie wierzą jedynie w piekło i niebo, a zmarłych grzebią w ziemi prędko, zaraz po ich śmierci, żeby szybko trafili do swojego miejsca przeznaczenia. Kraj składa się głównie z Berberów (rdzennych mieszkańców) oraz Arabów, którzy są świetnymi psychologami, ich targowiska są najpopularniejsze na świecie, a handlarze dobrze wiedzą, jak wcisnąć podróżnikom swój towar za zawyżoną kwotę, są mistrzami manipulacji. Najlepiej miewają się w Maroko koty - ulubieńce Mahometa, czczone przez społeczeństwo. Kiedyś nadmorskie miasteczko nawiedziło trzęsienie ziemi, które zabiło 15 tys ludzi, osadę odbudowano i dziś w miejscu dawnego cmentarza kąpią się i opalają spragnieni słońca turyści, nawet nie pamiętając o ofiarach żywiołu. Zachodni kraj Afryki nie przeobraził się w nowoczesną cywilizację, wciąż widać tu zabytki starożytności, dlatego jest to tak często odwiedzane państwo. Szkoda, że naród ciągle pozwala na wielomałżeństwo, ekscytując się Mulajem Ismailem - najbardziej płodnym sułtanem z XVII w., który podobno miał 500 żon i nałożnic oraz 800 dzieci!
Na ostatnią półtoramiesięczną wycieczkę pojechał poeta do
Brazylii. To kraj postkolonialny - jest spuścizną Portugalczyków i mieszaniną różnych kolorów skór. Konkwistadorzy (w przeciwieństwie do Hiszpanów czy Anglików) nie gardzili żadną kobietą i zawierali mieszane związki z Indiankami czy Murzynkami, więc społeczeństwo jest bardzo barwne. Dziewczęta jednak nie lubią swojej ciemnej karnacji i wybielają sobie skórę, twierdząc że blada jest piękniejsza. Brazylijki przodują również w operacjach plastycznych, większość kobiet zmienia swój wygląd nie do poznania. Niestety, społeczeństwo w 40% jest niepiśmienne. Kraj charakteryzuje się ogromną przepaścią. W znanych miastach jak Rio de Janeiro czy Brasilia są fawele stanowiące 20% obszaru (jest tam tak niebezpiecznie, że nawet policja boi się interweniować w obszary mafijne). Brazylia cechuje się dwoma porami roku: suchą i deszczową. Autor zachwycał się niesamowitą amerykańską przyrodą, ale narzekał na 40stopniowe upały, które prędko zamieniły się w tropikalne ulewy. Warto wspomnieć o powracających do swoich domów Indianach z plemienia Guarano - lecz pozbawionych już tożsamości, często znarkotyzowanych. W Brazylii żyje mnóstwo różnych narodów m.in. 50 mln chrześcijańskich Libańczyków oraz 2 mln Polaków. Nasi rodacy pracowali bardzo ciężko, aby przerwać trudne warunki - dzisiaj są to już dzieci 6 pokolenia emigrantów z Polski. Wielu z nich nie zna języka ojczystego, inni tylko podstawy, ale wszyscy chętnie chodzą na pielgrzymki pod patronatem Matki Boskiej Częstochowskiej. Baran był zdziwiony radosnym usposobieniem katolików, którzy modlili się pod sztandarem naszej patronki i z uwagą wysłuchiwali kazania w j. portugalskim niemieckiego księdza o cierpieniu Polaków. Brazylijczycy są narodem serdecznym, otwartym, uśmiechającym się. Ich sposobem na biedę jest taniec i śpiew. Nie interesują się literaturą, głównie śledzą losy drużyny piłki nożnej i ćwiczą capoeirę.
Autor doskonale opisał wad i zalety podróży w odległe miejsca. Przyznał, że pomimo ciągłego narzekania Polaków, jest dumny z tego, że urodził się w kraju środkowej Europy. Wycieczki pozwoliły mu docenić nasz najlepszy klimat czy bliskość przyrody: lasów, gór i morza. Wszyscy mają dostęp do edukacji, kobiety nie są podporządkowane mężczyznom, a kraj nie zmienia się na wzór bogatych cywilizacji: klonów betonowej dżungli. Amerykańskie przerażające dzielnice nędzy, kartele narkotykowe, powszechna prostytucja czy azjatyckie tsunami (potrafiące nawet przenieść domy) są na szczęście odległe od Polski; ponadto sztuczne uśmiechy czy bezpośrednia wylewność stają się po dłuższym czasie także męczące. Zachęcam do przeczytania książki Barana, zawiera wiele ciekawostek z różnych odległych państw. Lektura szalenie mi się podobała. Moja ocena: 9/10.
,,Podróże z tej i nie z tej ziemi" biorą dział w wyzwaniu
POLACY NIE GĘSI III