poniedziałek, 29 września 2014

Britney Spears. Urodzona, by cieszyć

Cześć!
Przy ostatnich porządkach w domowej biblioteczce natrafiłam na cienką książkę opowiadającą o początkach kariery Britney Spears. Kiedy byłam nastolatką, uwielbiałam słuchać piosenek mojej idolki, zbierałam wszystkie gadżety z jej wizerunkiem. Gdy zauważyłam małą, zakurzoną lekturę na półce, trochę wzruszyłam się na myśl o moim dzieciństwie i postanowiłam zajrzeć do papierowego egzemplarza. Książkę przeczytałam w 2 godziny :)




   Tytuł: ,,Britney Spears. Urodzona, by cieszyć"
   Autor: Andrew Grant
   Rok wydania: 2000
   Ilość stron: 160
   Okładka: miękka










        Britney Spears urodziła się w 1981 r. w małym miasteczku w stanie Luizjana. Jako mała dziewczynka lubiła śpiewać i tańczyć. Rodzice widząc pasję dziecka, zapisali Brit na lekcje muzyczne. Spears już w wieku 4 lat zaczęła występować na lokalnej scenie. Od tego momentu jej kariera nabrała rozpędu, większość konkursów wokalnych czy rytmicznych kończyła się najważniejszymi dla niej nagrodami. Mama dziewczynki chcąc pomóc córce, postanowiła zapisać ją do elitarnej szkoły w Nowym Jorku. 9 letnia wschodząca gwiazda (wraz z matką i maleńką siostrą Jamie) pełna obaw przeprowadziła się na północ.
       Młodziutka Spears szybko zapoznała się z ciężką pracą. Uczestniczyła w zajęciach szkolnych - przygotowując się do podstawowych testów, dodatkowo chodziła na lekcje śpiewu, tańca oraz nieoczekiwanie dostała etat w teatrze. Brit miała zaplanowany cały dzień, niestety czas wolny był dla niej tylko marzeniem. Kiedy dziewczynka skończyła 11 lat - została wybrana spośród 15 tysięcy (!) dzieci do Klubu Myszki Miki. Wraz z nią dostało się 7 osób (w tym: Justin Timberlake, Christina Aguilera, Ryan Gosling). Spears stała się sławną osobą. Niestety, po 2 latach bycia prezenterką, dziewczynka musiała pożegnać się z programem, bowiem ogłosił on upadłość.
        Brit wróciła do rodzinnej miejscowości, ale szybko dopadła ją nuda. Dziecko przyzwyczajone do blasków fleszy - tęskniło za miastem tętniącym życiem. Mama Britney postanowiła uszczęśliwić nastolatkę i zadzwoniła do przyjaciela rodziny pracującego w przemyśle muzycznym. Mężczyzna stwierdził, że obecnie panuje boom na młode zespoły typu: Spice Girls czy N'sync, jest wielu wokalistów solowych jak Ricky Martin, brakuje natomiast nowych piosenkarek. Znajomy familii doradził, aby zdecydować się na karierę w stylu pop, gdyż ten gatunek muzyki miał w przyszłości sprzedawać się najlepiej.
       Britney chodziła na castingi, gdzie wypatrzył ją dyrektor wytwórni Jive Records Label. Jeff Ferster zauważył w dziewczynie potencjał i postanowił w nią zainwestować. Nastolatka podpisała kontrakt, a następnie wyjechała do Sztokholmu nagrywać swój materiał na płytę. Po powrocie do USA, Brit rozpoczęła promocję singla ,,(Hit me) Baby One More Time". Amerykanka śpiewała i tańczyła w centrach handlowych, a następnie występowała jako support przed N'sync. W tym momencie jej kariera nabrała tempa, dziewczyna sprzedała miliony krążków, a piosenki nastolatki długo utrzymywały się na szczytach światowych list radiowych. Britney została młodą milionerką i ponownie poleciała do Szwecji, aby nagrać drugi solowy krążek.

       Książka została podzielona na kilka krótkich rozdziałów. Ostatni z nich nosi tytuł: ,,Co dalej"? Patrząc z perspektywy czasu, aż trudno uwierzyć w to, co się stało ze zdolną wokalistką. Lektura nie tylko opowiada o dzieciństwie Britney, ale także zdradza kulisy działania show biznesu. Autor poruszył ważny temat kreacji medialnych gwiazd. Wytwórnie płytowe mają w kontraktach rozpisane wytyczne na temat swoich podopiecznych. Piosenkarze muszą mieć określony makijaż, strój. Często reklamy stają się ważniejsze niż kariera wokalna, np. nastoletnia Spears podpisała umowę z firmą produkującą dżinsy na 5 milionów! Jej ustalony wizerunek dziewczyny z sąsiedztwa miał powodować zachwyt dziewcząt w podobnym wieku. Nie wiadomo, ile w amerykańskiej piosenkarce było prawdziwej Britney. 
        Lektura wskazuje na szereg problemów dotyczących młodych gwiazd. Spears wspomina trudne początki na scenie. Kiedy supportowała N'sync, fanki zespołu wyzywały ją i żądały zejścia z podestu. Dziewczyna musiała ciężko pracować, nie miała prywatności. Ilość wiernych fanów była ogromna, ale niespodziewanie pojawiło się też mnóstwo hejterów, którzy uwielbiali okrutne plotki. Kontrakty zmuszały dziewczynę do pojawiania się w wielu programach, bankietach, na które często nie miała ochoty. Kiedy jako 17 letnia dziewczyna powiększyła sobie biust, konserwatywne środowiska zaczęły protestować przeciwko rosnącej karierze Britney. Do dziś nie wiadomo, czy ten skandal był prawdziwy, bowiem plotki są doskonałym chwytem marketingowym podnoszącym popularność. Świat show biznesu zniszczył 3letni związek Brit z Justinem TImberlake'm. Od tego czasu celebrytka straciła równowagę życiową. Pojawiło się mnóstwo młodszych konkurentek, Brit nie mogła pozwolić sobie na chwilę wytchnienia, bo każda większa przerwa mogła doprowadzić do upadku kariery. 
      Księżniczka popu miała publiczny wizerunek, który nakazywał jej mówić, że jest największym przeciwnikiem: papierosów, narkotyków, alkoholu, wulgarnego słownictwa, agresji w stosunku otoczenia. Jak dobrze wiemy, kilka lat później Britney wpadła w depresję, posmakowały jej wszystkie złe używki, którymi wcześniej tak gardziła. W wieku 27 lat Spears ogoliła sobie głowę na łyso i wymachiwała natrętnym paparazzi parasolką. Brit ma za sobą dwa nieudane małżeństwa oraz dwójkę synów. Doskonale widać, jak piosenkarka pogubiła się na przestrzeni lat. Uśmiechnięta nastolatka została zastąpiona przez zmęczoną życiem kobietę. Zazwyczaj ,,gwiazdy", które rozpoczęły wczesną karierę zmagają się później z poważnymi problemami psychicznymi. Celebryci przyzwyczajeni do luksusowego życia - nie znają smaku dzieciństwa, grozi im smutny upadek. Można zatem zauważyć, że pieniądze i popularność nie zawsze są wyznacznikiem szczęścia (wszak podobne biografie mieli przecież Miley Cyrus czy Justin Biber - jeszcze do niedawna złote dzieci show biznesu z zaprojektowanymi wizerunkami).


Przyznam, że tęsknię za klimatem lat 90. A do Britney mam ogromny sentyment... :)

środa, 24 września 2014

Gwiazd naszych wina

Hej!
Dzisiejsza notka dotyczyć będzie sławnego ostatnio tytułu. Blogosfera długo fascynowała się książką Johna Greena, więc i ja postanowiłam ją w końcu przeczytać. Bardzo ucieszyła mnie biblioteczka Biedronki, gdzie ujrzałam ,,Gwiazd naszych wina" po cenie promocyjnej. Moja przygoda z lekturą trwała kilka dni.





    Tytuł: ,,Gwiazd naszych wina"
    Autor: John Green
    Okładka: miękka
    Ilość stron: 312










Fabuła:
        Hazel ma 16 lat. Od 13 roku życia zmaga się z nowotworem tarczycy, który przemieścił się do płuc. Nastolatka musi być o każdej porze dnia i nocy podłączona do tlenu, bez niego szybko umrze. Dziewczyna doskonale wie czym jest ból i ogromne cierpienie, bowiem często przebywa w szpitalach, gdzie poddawana jest zabiegom odsączania krwi rakowej, która gromadzi się w płucach. Niespodziewanie, na jednym ze spotkań grupy wsparcia, Hazel spotyka Augustusa. Chłopiec jest od niej niewiele starszy, w wyniku nowotworu tkanki kostnej amputowano mu nogę. Czy miłość między chorymi nastolatkami przetrwa wszystkie przeciwności losu? Odpowiedź znajdziecie w książce Johna Green'a, którą polecam.

        Lekturę przeczytałam w ciągu 4 dni. Jest ona pisana językiem młodzieżowym. Do środka egzemplarza załączonych zostało kilka zdjęć filmowych. 
       Historia Hazel i Augustusa jest bardzo smutna. Czytelnicy dostając się do świata bolesnej choroby, powinni w końcu docenić własne zdrowie. Dzieci zmagające się z okrutnymi nowotworami nie mają żadnych szans na normalne życie. Główna bohaterka podczas każdego wyjścia z domu wkładała wąsy tlenowe, chociaż nawet z nimi niezwykle szybko się męczyła (lecz bez nich dalsza egzystencja Hazel nie byłaby w ogóle możliwa). Autor przedstawia wiele przypadków śmierci młodych ludzi, którzy przegrali z tą niebezpieczną chorobą. Nawet po teoretycznym wyleczeniu, pacjenci nie mogą być pewni czy rak do nich nie wróci. Co najsmutniejsze, nowotwór dopada nawet kilkuletnich maluchów, odbierając im całą radość życia. 
        W książce nie występuje happy-end, więc dostaje ode mnie dodatkowy punkt, gdyż nie lubię bajkowych, szczęśliwych zakończeń. Podczas czytania wielu fragmentów miałam ściśnięte gardło. Postaci Hazel i Agustus przypadły mi do gustu, polubiłam ich charaktery i bogate wnętrza. Ze wzruszeniem obserwowałam wyalienowanie niesprawnych osób ze środowiska zdrowego społeczeństwa. Przyjaciółka głównej bohaterki ze szkoły nie była w stanie zrozumieć obaw cierpiącej koleżanki, zapewne sytuacja szczerze ją przerosła. Hazel źle czuła się w jej towarzystwie, ich kontakty rozluźniły się w miarę upływającego czasu.
       Autor doskonale przedstawił również miłość rodziców do chorych dzieci, ich nieustanną opiekę nad nimi, każdy dzień walki. Jednak moim zdaniem w Polsce - życie rodzin, gdzie pojawił się nowotwór znacznie różni się od tego opisanego na stronicach przez Greena. Dorośli muszą wojować o każdą złotówkę (na leki, sprzęt, rehabilitacje, operacje) dla swoich latorośli; tylko bogatych przedstawicieli stać na w miarę spokojne życie u boku przerażonych dzieci. Pisarz oprócz barwnego zobrazowania miasta urodzenia Hazel - Indianapolis, przedstawił również malowniczo Amsterdam (aż miałam chęć znaleźć się natychmiast w stolicy Holandii razem z bohaterami książki). ,,Gwiazd naszych wina" skłoniła mnie do wielu refleksji, muszę częściej cieszyć się najmniejszymi przyjemnościami otrzymanymi od losu oraz dziękować bogu za dotychczasowe zdrowie. Moja ocena lektury to: 8/10.

wtorek, 23 września 2014

Spotkanie nad morzem

Hej!
Dzisiaj recenzja z zakresu literatury dziecięcej. Jedną z lektur najmilej przeze mnie wspominanych jest ,,Spotkanie nad morzem". Postanowiłam ją zatem wyciągnąć z szeregu innych książek stojących w mojej biblioteczce i powrócić do wspomnień z młodości :)




   Tytuł: ,,Spotkanie nad morzem"
   Autor: Jadwiga Korczakowska
   Okładka: miękka
   Ilość stron: 160











Fabuła:
       Danusia mieszka w Toruniu i jest uczennicą klasy podstawowej. Z powodu remontu w mieszkaniu, dziewczynka wyjeżdża na wakacje nad morze do cioci Ady - najlepszej przyjaciółki mamy. Dziecko jest samotne i zagubione, dorośli jednak mylą jej tajemnicze emocje z egoizmem. Pewnego dnia Danuta poznaje na plaży rówieśniczkę - Elzę. Niespodziewanie, dziewczyna przełamuje swoje lęki i postanawia zaprzyjaźnić się z Elżbietą. Opiekunowie są zdziwieni jak radosnym i wrażliwym dzieckiem staje się Danusia. Niestety, Elza nie jest tak samo sprawna fizycznie jak inne dzieci. Czy Danka zgodzi się być przewodnikiem w życiu nowej koleżanki? Kto uratuje dziewczynki z tonącej łodzi? Jaki plan wymyślą dorośli, aby pomóc Elżbiecie? Polecam ,,Spotkanie nad morzem".

      Książkę otrzymałam za dobre wyniki w nauce w 1998 r. i od tej pory czytałam ją wielokrotnie. Powieść Korczakowskiej powstała już w 1962 r.! Historia niezwykłej przyjaźni była przyczyną jeziora moich łez. Przewracając kolejne strony papierowego egzemplarza, czułam wielkie wzruszenie i miałam ściśnięte gardło. Autorka przedstawiła na łamach lektury trudne relacje pomiędzy zdrowymi, a chorymi dziećmi. Główne bohaterki stały się sobie bliskie jak siostry. Czasami warto poczekać, aż najmłodsi znajdą sobie sami najlepszych kolegów, nie należy pochopnie posądzać młodzieży o snobizm i skamieniałe serca, tylko dlatego, że nie chcą zawrzeć znajomości z innymi dziećmi z własnego podwórka.
      Korczakowska bardzo plastycznie przedstawiła wizerunek polskiego morza. Czytając barwne opisy, marzyłam... aby znaleźć się szybko na plaży. Moim zdaniem lektura nie przypadnie do gustu obecnym dzieciom, gdyż styl pisania autorki jest dosyć starodawny, zawiera mnóstwo zdań z dialektu kaszubskiego, co może zniechęcić młodego odbiorcę. Ja natomiast mam do książki ogromny sentyment. Moja ocena to 8/10. 

A jaka jest Wasza ulubiona lektura z dzieciństwa?

,,Spotkanie nad morzem" bierze udział w wyzwaniu Polacy nie gęsi II

niedziela, 21 września 2014

Pochłaniacz

Siemanko!
Dzisiaj przedstawię Wam opinię ostatnio przeczytanej przeze mnie książki, którą niedawno wygrałam w konkursie.



   Tytuł: ,,Pochłaniacz"
   Autor: Katarzyna Bonda
   Okładka: miękka ze skrzydełkami
   Rok wydania: 2014
   Ilość stron: 672











Fabuła:
       Po 8 latach nieobecności w Polsce, z Wielkiej Brytanii powraca Sasza Załuska. Kobieta jest profilerką, potrafi nakreślić wszystkie najważniejsze cechy zabójcy, mając do dyspozycji niewielką ilość śladów. Główna bohaterka pracowała wcześniej w policji, dlatego też postanawia przyjąć pierwsze nieoczekiwane zlecenie od nieznanego mężczyzny. Sasza zostaje wciągnięta w niebezpieczną grę, a kiedy otrzymuje informację o śmierci znanego wokalisty (z którym rozmawiała dzień wcześniej), decyduje się rozwiązać mroczną zagadkę jego powiązań z mafią. Kobieta poznaje przerażającą historię bliźniaków z 1993 r. 18 letni wówczas chłopcy popełnili mnóstwo głupstw. 
       Tajemnic ciągle przybywa, bohaterka ma problemy ze znalezieniem odpowiedzi na wiele nurtujących ją pytań. Tymczasem ginie kolejna ofiara mafijnych porachunków; skorumpowane organy policyjne i sądy nie mogą sobie poradzić ze złapaniem sprawców. Sasza zauważa, że demony jej przeszłości nigdy nie zniknęły, a strach przed ukrytą w sercu prawdą kieruje ją w stronę alkoholu, pomimo że żyła w trzeźwości już 7 lat. Czy profilerka poradzi sobie ze złapaniem mordercy? Dlaczego Sasza ciągle ucieka? Jak wygląda praca w policji? Czy tekst piosenki może być kluczem do rozwiązania sekretów? Polecam książkę Bondy.

       Kryminał przypadł mi do gustu. Przyznam jednak, że spodziewałam się większych fajerwerków po przeczytaniu wielu recenzji ,,Pochłaniacza" na blogach czytelniczych. Książka spodobała mi się, ale moim zdaniem nie zasługuje na miano rewelacyjnej. Kilka fragmentów było zupełnie niepotrzebnych, gdyby książka miałaby mniejszą objętość - na pewno nie straciłaby swojego uroku, wręcz przeciwnie. Ponadto ostatnie 100 stron lektury czytałam już przysypiając (a był to środek dnia). Moment kulminacyjny wydał mi się jednak trochę naiwny, a ilość nakładanych na siebie wątków doprowadzała mnie do irytacji. Zauważyłam również w książce kilka literówek. Ze zdumieniem spostrzegłam, że lekturę zamknęłam bez większych emocji. Nie mniej jednak prawie 700 stronicowy kryminał pochłonęłam w ciągu 4 dni.
       Moją uwagę zwróciła przede wszystkim główna bohaterka. Autorka stworzyła doskonałą postać byłej policjantki, która boi się swojej przeszłości. Sasza starała się pracować sumiennie, śledząc poczynania tajemniczego zabójcy muzyka. Z zainteresowaniem czytałam o czynnościach zawodowych profilerki, bowiem wcześniej ten zawód był mi całkowicie obcy. Szczególnie uważnie wpatrywałam się w opisy testowania podejrzanych pod względem zapachu - nigdy nie słyszałam o tej oryginalnej metodzie.
       Zaciekawiło mnie tło akcji - funkcjonowanie zakładów policyjnych, sądów. Bohaterowie z działu kryminalnego charakteryzowali się bogatymi osobowościami, większość z nich posiadała pseudonim. Bonda perfekcyjnie opisała działania uczciwych policjantów, ale również umiejętnie przedstawiła proces korupcji wśród popularnych elit m.in. sędziów czy polityków. Środowisko mafijne prowadzące nielegalne interesy w przemycie bursztynu czy narkotyków czuło się bezkarne, gdyż wielu groźnych biznesmenów miało wtyki u zaprzyjaźnionych mundurowych.
         Pisarka fantastycznie posługiwała się żargonem więziennym, policyjnym. Czytając fragmenty książki, czułam się często jakbym sama była obserwatorem poplątanych sytuacji toczących się w środku aresztu. Pozytywnie wspominam bohaterów, jakich wykreowała Bonda. Z przejęciem czytałam o losach Igły, Bulego, Ducha czy bliźniaków. Podobało mi się również obsadzenie fabuły w Trójmieście. Chciałabym ponowie znaleźć się na opisywanych ulicach w Gdańsku. Trafnym pomysłem było także poruszenie wielu trudnych problemów: jak uzależnienie od alkoholu czy narkotyków bądź kulisy show biznesu. Autorka bardzo realistycznie przedstawiła działania mafiozów - jeśli nawet raz zaryzykuje się wejść z nimi w jakiś układ, zazwyczaj skazuje się na siebie wyrok ciągłej ucieczki (chociaż najczęściej pakt z diabłem kończy się trwałym kalectwem lub śmiercią). Za ciekawą koncepcję ze strony pisarki uważam podzielenie papierowego dzieła na kilka części, dokumentalistka sprytnie obrazuje najpierw 1993 r., po to aby w lata współczesne w kolejnych rozdziałach pomogły odnaleźć rozwiązanie zagadek sprzed dwóch dekad.
        Ogólnie książkę oceniam pozytywnie, pomimo tego, że moment kulminacyjny zdecydowanie mnie rozczarował. Jednakże chętnie sięgnę po kolejne dzieła Katarzyny Bondy. Jeśli lubicie wielowątkowe kryminały - powyższy egzemplarz na pewno trafi w Wasze gusta. Moim zdaniem ,,Pochłaniacz" zasługuje na 7/10.

 Lektura bierze udział w wyzwaniu Polacy nie gęsi II

czwartek, 18 września 2014

Otwórz oczy, zaraz świt (przedpremierowo)

Hej!
Dzisiaj nadszedł czas na recenzję książki, którą dostałam od autora z autografem. Egzemplarze z dedykacjami zawsze mają dla mnie szczególne znaczenie, więc ,,Otwórz oczy, zaraz świt" za chwilę powędruje na specjalną półkę w mojej biblioteczce :) 



   Tytuł: ,,Otwórz oczy, zaraz świt"
   Autor: Mateusz Czarnecki
   Okładka: miękka
   Ilość stron: 214
   Rok wydania: 2014












Fabuła:
     Teodor wiedzie monotonne życie w Warszawie. Ma własną firmę, samochód, mieszkanie i dużo pieniędzy. Wśród swoich znajomych - Teo traktowany jest jako człowiek sukcesu, wspinający się na coraz wyższe szczeble kariery. Pewnego dnia, mężczyzna postanawia trochę zwolnić, zauważa bowiem, że jego codzienność oscyluje wyłącznie wokół pracy. Bohater spostrzega, że pomimo zbliżających się 30 urodzin, nie jest szczęśliwym człowiekiem, nie ma dla siebie czasu wolnego, a dziewczyny Aleksandry (z którą tworzy otwarty związek tzw. ,,friends with benefits") - nigdy nie kochał. Teodor decyduje się na chwilę odpoczynku i spontanicznie (po audycji radiowej Beaty Pawlikowskiej) kupuje bilet do Bombaju. Początkowo, Teo nie potrafi przyzwyczaić się do nowego środowiska, Indie przytłaczają hałasem, atmosferą. Niespodziewanie, mężczyzna poznaje śliczną muzułmankę: Amirę. Bohater jest zaskoczony naturalnością dziewczyny, imponuje mu - jej optymizm, szczerość, radość ducha. Teodor poznaje smak szczęścia, uzmysławia sobie, że żyjąc w Polsce szaleńczym tempem, nie miał nigdy czasu docenić najpiękniejszych chwil, zgubił gdzieś cenne lata swojej młodości. 
      Teo ma pieniądze i ustabilizowany cykl dnia, ale nie ma żadnych wspomnień! Mężczyzna chce odnaleźć swoje prawdziwe ja, przypomnieć sobie o niezrealizowanych marzeniach z dzieciństwa. Czy związek z Amirą przetrwa wszystkie próby? Czy Teodorowi uda się poznać własne pragnienia? Polecam książkę ,,Otwórz oczy, zaraz świt"!

       Historia bohatera Teodora inspirowana jest życiem autora. Uwielbiam książki, gdzie pojawia się motyw podróżniczy, więc byłam bardzo ciekawa propozycji Mateusza Czarneckiego. Opis na obwolucie zachęcił mnie szczególnie, czułam, że ten egzemplarz musi mi się spodobać. Nie mniej jednak, kiedy zobaczyłam w ostatnich dwóch tygodniach wysyp recenzji na temat ,,Otwórz oczy, zaraz świt" z bardzo wysokimi notami, trochę obawiałam się przygody z książką. Sytuacja wydała mi się podejrzana, że autor może pochwalić się tak znakomitym debiutem. Zwlekałam zatem z lekturą kilkanaście dni, dzisiaj już wiem, że to był błąd :)
      Bohater książki ma wymarzone zdaniem wielu osób życie. Jego plan dnia nie zmienia się, a dzięki powiększającym się oszczędnościom, Teodora stać na wszystkie materialne zachcianki. Mężczyzna jednak ma dość markowego garnituru i ustabilizowanej egzystencji. Zdaje sobie sprawę, że tak naprawdę pieniądze szczęścia nie dają, nie można za nie kupić przyjaźni, miłości ani spokoju ducha. 
       Krótki urlop w Indiach całkowicie zmienia Teo. Ku zdziwieniu przyjaciół i rodziny, bohater postanawia zerwać z dotychczasowym wizerunkiem i przeprowadzić się do Bombaju. Decyzje przez niego podjęte początkowo są niespójne, bowiem w jednej chwili Teodor z cenionego biznesmena przeistacza się w zdegradowanego, cierpiącego człowieka - wędrownika. Kiedy Teo myśli, że więcej problemów nie może go już przytłoczyć, myli się. Mężczyzna ostatecznie decyduje się zwiedzić Indie, które pomogą mu odnaleźć właściwą ścieżkę życia. Spotkania z przypadkowymi ludźmi, medytacje, krajobrazy miejskie i górskie wywołują w Teodorze dziwną tęsknotę za utraconą młodością. Ostatecznie bohater odkrywa ponownie swoją dziecięcą pasję, dąży do jej realizacji. 
       Debiutem autora jestem szczerze zachwycona. Właśnie takie książki lubię najbardziej. Lektura Czarneckiego skłoniła mnie do wielu przemyśleń nad własną egzystencją. Wiem, że należy cieszyć się każdym dniem, drobnostką, ale często o tym zapominam i uciekam do krainy narzekań. Zgodnie z tytułem egzemplarza - otworzyłam oczy i zachwyciłam się rano kolejnym świtem, bowiem każdy dzień jest idealny, aby zrobić coś ciekawego. Nie warto przejmować się opiniami innych ludzi i iść za tłumem bez własnej osobowości. To właśnie oryginalność każdej jednostki wyróżnia nas z szarego społeczeństwa. Ważne jest, aby pamiętać o własnym ,,ja", bo kiedy już je zgubimy - ciężko je będzie ponownie odnaleźć.
          Książka zawiera wiele interesujących cytatów, oczywiście nie brakuje również wątku miłosnego. Główny bohater przypadł mi do gustu, zaimponował mi swoją odwagą przemiany. Z zachwytem czytałam o Indiach, gdyż zawsze chciałam zwiedzić to państwo. Pięknie opisane malownicze zakątki Dalekiego Wschodu zestawione z obskurnymi miejscami w Indiach oraz ciekawostkami historycznymi i geograficznymi bardzo mi się spodobały. Szczególnie doceniam motyw związku chrześcijanina z muzułmanką, bowiem zazwyczaj w literaturze można spotkać odwrotnie dobrane pary. Autorowi gratuluję świetnego debiutu, czekam na kolejne dzieło (z tego co wyczytałam nawiązujące tym razem do Ameryki Południowej). Moja ocena to: 9/10.
   
Premiera książki: 4.09.2014
Tymczasem polecam jeszcze krótką rozmowę z sympatycznym pisarzem w Dzień Dobry TVN -->   

Lektura bierze udział w wyzwaniu Polacy nie gęsi II

poniedziałek, 15 września 2014

Galop do Wielkiego Lasu. Wołanie Wołynia

Cześć!
Dzisiaj chciałam Wam zrecenzować książkę, którą dostałam niemal 4 lata temu na urodziny. Mama kupiła mi ją będąc w Kołobrzegu na spotkaniu z autorem. Bardzo cenny jest dla mnie autograf od pisarza :)




    Tytuł: ,,Galop do Wielkiego lasu. Wołanie Wołynia"
    Autor: Czesław Kuriata
    Okładka: miękka
    Ilość stron: 159
    Rok wydania: 2005










         Lektura podzielona została na 4 części: ,,Galop do Wielkiego Lasu", ,,Wołanie Wołynia", ,,Trzy wiersze" i ,,Posłowie". Pierwsza z nich to opowieść autobiograficzna. Autor przedstawia losy dziecka, żyjącego spokojnie na pięknej wsi - wśród malowniczych pól, lasów, rzek. Artur nie poznał swojego ojca, który nie chciał brać udziału w wojnie i uciekł Niemcom. Chłopiec żył z matką i bratem, znał smak biedy, bowiem wszyscy dorośli z sąsiedztwa ciężko pracowali od świtu do zmroku, niestety nikt nie miał szans najeść się do syta. Mieszkańcy czuli się jednak bezpieczni - z daleka od narodu hitlerowskiego. Nieoczekiwanie z pobliskich wiosek zaczęły przypływać wieści o złowrogich Ukraińcach. Słowiańscy bracia mordowali Polaków bez żadnego konkretnego powodu. Chcieli stworzyć państwo wolne od innych narodów, spodobało im się zabijanie sąsiadów, z którymi do niedawna jeszcze żyli w dobrych stosunkach. Ukraińcy rzadko pozbawiali naszych rodaków życia przy pomocy szybkich strzałów z karabinów. Najczęściej używali krwawych metod: rąbali żywych ludzi siekierami, używali pił mechanicznych, ucinali nożami uszy czy języki, palili domy z tubylcami w środku, topili własnych kolegów w studniach, a oddychających jeszcze - zakopywali głęboko w ziemi. Głowy zmarłych w okrutnych męczarniach Polaków nabijali na pale dla zabawy.
       Życie małego Artura zostało również zagrożone, na szczęście matka zdołała wynieść syna z płonącego domu. Wieś stała się cmentarzem, Ukraińcy nie wahali się zamordować nawet dzieci i kobiet. Główny bohater często miewał okrutne sny. Widział zmarłą babkę i ciotkę, które także straciły życie z rąk wschodnich sąsiadów. Rodzina narratora musiała przeprowadzić się do miasta, gdzie egzystencja stała się jeszcze trudniejsza. Pewnego dnia nadeszło jednak upragnione wyzwolenie...
       Kolejne rozdziały to refleksyjne wiersze, gdzie autor rozważa logikę smutnej historii. Nie rozumie jak to się stało, że dwa sąsiednie państwa, które od wieków się ze sobą przyjaźniły - zostały nagle wrogami. Pisarz zastanawia się nad przykrą doktryną Ukraińców, którzy wymyślili sobie nowe zasady funkcjonowania kraju. Warto wspomnieć, że w 1429 r. przyjechali do Wołynia władcy z całej Europy - dyskutując o rosnącej potędze Turcji, a Łuck stał się stolicą kultury, polityki, ekonomii. Aż trudno uwierzyć, że kilkaset lat później na tych obszarach doszło do ludobójstwa. Autor próbuje odszukać swoich przodków, porusza kwestię cierpienia braci oraz z bólem wspomina własne dzieciństwo, nie potrafi zapomnieć o przerażających obrazach, które widział i słyszał. Czesław Kuriata namawia do wzajemnego dialogu, rozmowy o przeszłości.

        Książka nie jest gruba objętościowo, czyta się ją bardzo szybko, bowiem dominuje w niej duży druk i krótkie rozdziały. Autor był świadkiem krwawej rzezi na Wołyniu, która miała miejsce w latach 1943-1944. Pisarz wybacza Ukraińcom ich bestialskie czyny, aczkolwiek ciągle czeka na słowo ,,przepraszam". Nasze kontakty z narodem niemieckim były równie trudne i bolesne, jednakże zachodni sąsiedzi wielokrotnie żałowali za swoje winy, publicznie przyznawali się do okrutnych grzechów, przepraszali. Niestety, Ukraina do tej pory twierdzi, że masakra na Wołyniu nie powinna być traktowana poważnie, gdyż to polski rząd doprowadził do pogorszenia kontaktów pomiędzy krajami, a ,,ludobójstwo" jest za mocnym słowem w odniesieniu do sytuacji, jaka miała miejsce w poprzednim wieku. Przeprosili nas jedynie ukraińscy intelektualiści, bo rząd zawsze uciekał przed odpowiedzialnością. Były prezydent Ukrainy - Leonid Krawczuk wspomniał nawet w zeszłym roku, że warto zapomnieć o całym zdarzeniu, bo otworzenie puszki Pandory mogłoby całkowicie zepsuć obustronne relacje.
        Jakie są najważniejsze fakty? XX wiek zapoczątkował m.in. 2 nowe ideologie: faszyzm i komunizm, które ,,gwarantowały" ludziom pracę i dobrobyt. Na terenie Wołynia mieszkały ponad 2 miliony osób różnej narodowości (Ukraińcy 68%, Polacy 17%, Żydzi 8%, Niemcy 4% i inni). Małżeństwa były zawierane pomiędzy sąsiadami, bez względu na kraj pochodzenia czy religię. Wołyń był obszarem bardzo biednym, kiedy powstała OUN (Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów). Ludzie uwierzyli słowom doktryny o szybkim wyzwoleniu, zniknięciu problemu głodu... Jednakże ideologia ukraińska oparta była na nienawiści do innych nacji, głównie: Polaków, Rosjan i Żydów. OUN głosiła hasła potężnego egoizmu i szowinizmu, nawoływała do usunięcia obcych jednostek z ziem ukraińskich. Najważniejszym mottem kraju zostało zdanie ,,Ukraina dla Ukraińców", cudzoziemcy bowiem mieli ich wyzyskiwać, więc zaczęto ich traktować jako wrogów. Szybko podjęto decyzję o depolonizacji Kresów; wschodnich sąsiadów opanowała żądza krwi, mordowali Polaków bez mrugnięcia okiem - nie mając żadnych wyrzutów sumienia. Naukowcy spisali ponad 365 sposobów zabijania naszych rodaków, którzy ginęli w okrutnych męczarniach. Według statystyk - zmarło ok. 60000 Polaków na Wołyniu, a licząc razem z pozostałymi terenami znajdującymi się dziś na Ukrainie - ok. 120000! Nie można jednak zapomnieć, że nie wszyscy nasi wschodni bracia byli źli. Ok. 80000 Ukraińców straciło życie, tylko dlatego, że sprzeciwili się oni mordowaniu niewinnych ludzi.
        Obecna sytuacja nie pomaga w kształtowaniu pozytywnych więzi między narodami. Problemem jest brak wiedzy o niedalekiej historii. Kiedy byłam kilka lat temu na Ukrainie - poznałam ludzi sympatycznych i zgorzkniałych. Zawiedziona byłam szczególnie mieszkańcami Lwowa (pięknego miasta), którzy traktowali nas - Polaków dosyć wrogo. Nie chcieli przyjąć do wiadomości, że działania UPA doprowadziły do ludobójstwa. Dla wschodnich sąsiadów Stepan Bandera to ciągle dzielny heros, a jego pomnik stojący w centrum miasta był pilnowany przez żołnierza z karabinem, więc nawet nie miałam możliwości podejścia do najsłynniejszego Ukraińca... Niestety, również po stronie polskiej zauważam wiele błędów w nauczaniu. Będąc w szkole, nigdy nie słyszałam o rzezi na Wołyniu. Uczyliśmy się pilnie o różnych królach, dynastiach, wojnach, Holocauście, ale o tym co działo się na Wschodzie w latach 1943-1944 nawet nie wspomniano. W ubiegłym roku przeprowadzono badania wśród społeczności polskiej. Okazało się, że aż 47% ludności nie wie nic o masakrze na Wołyniu! Te dane są przerażające, smuci niezmiernie fakt, że tak niewielu Polaków pamięta o naszych cichych bohaterach, którzy bezgranicznie ufając ukraińskim sąsiadom - zginęli z ich rąk w bestialski sposób.

        Książkę oczywiście polecam. Znajdziecie w niej zbór rozważań autora o jego przeszłości, piękne wiersze. Moja ocena to 8/10.

Lektura bierze udział w wyzwaniu Polacy nie gęsi II
 

wtorek, 9 września 2014

RPA

Witajcie!
Zapraszam na recenzję książki podróżniczej :))





   Tytuł: RPA
   Autor: Martyna Wojciechowska
   Okładka: miękka
   Ilość stron: 128
   Rok wydania: 2012









      Polska dziennikarka zaprasza czytelników na wspólną podróż w głąb Czarnej Afryki. Wojciechowska wielokrotnie podkreśla, że Republika Południowej Afryki jest jej ulubionym państwem, gdzie uwielbia wypoczywać i szukać przygód. Podobno, kto tylko raz odwiedzi tę część kontynentu, zakocha się w nim na zawsze, dlatego też czuję się zachęcona do odbycia tak ekscytującej wycieczki, jaką proponuje autorka.
    Podróżniczka przedstawia mnóstwo ciekawostek na temat RPA. Warto zapamiętać, że ten kraj charakteryzuje się 300 słonecznymi dniami w roku. W obrębie afrykańskiego państwa osiedlali się Francuzi, Niemcy, Holendrzy, Brytyjczycy - dlatego też jest to teren wielokulturowy. Do 1990 r. panował w RPA system apartheidu - segregacji rasowej (władzę sprawowała biała mniejszość, a bohaterem międzynarodowym został Nelson Mandela). Ten interesujący kraj odwiedzany jest przez ponad 16 mln. turystów rocznie. RPA posiada 80 % torów kolejowych całego kontynentu. Państwo znane jest z wydobywania m.in. diamentów czy złota. Odkryto tutaj również ślady najstarszych dinozaurów, a w 1967 r. przeprowadzono pierwszą na świecie transplantację serca. 
      Planując wycieczkę do jednego z najpiękniejszych krajów afrykańskich, należy uwzględnić przede wszystkim: wodospad Tugela w Górach Smoczych (drugi co do wysokości na świecie) oraz kanion rzeki Blyde (trzeci pod względem wielkości na kuli ziemskiej - lecz najbardziej ze wszystkich zielony). Koniecznie trzeba udać się również do stolicy kraju - Kapsztadu, który usytuowany został pomiędzy imponującą Górą Stołową, a Oceanem Atlantyckim. Bez wątpienia najważniejszym punktem wycieczki musi być Park Krugera (najstarszy w Afryce), gdzie żyje mnóstwo gatunków dzikich zwierząt, np. słonie, lwy, zebry, żyrafy itd. 
      Bohaterką książki Wojciechowskiej jest 45 letnia Shirley Joubert z zawodu kosmetyczka, która zdecydowała się porzucić swoje dotychczasowe miejskie życie u boku męża. Kobieta postanowiła przeprowadzić się do wielkiej farmy - sąsiadującej z Parkiem Krugera i wziąć ślub z Tonym (emerytowanym strażnikiem przyrody). Opisywane małżeństwo jest dosyć oryginalne, ponieważ... dom dzielą z adoptowaną Jessicą, która jest hipopotamem! Dziennikarka podgląda codzienne życie uroczej pary. Wojciechowska docenia zaangażowanie, jakim starsi ludzie obdarzają zwierzątko, ale jednocześnie zastanawia się nad sensem ich działań, bowiem obawia się, że hipcia jest doskonałą maszynką do zarabiania pieniędzy. 
         Lekturę czyta się bardzo szybko - pochłonęłam ją całą siedząc w poczekalni u lekarza z chorą ciocią (na marginesie.. 8 godzin spędzone na korytarzu w wyglądaniu na łaskawe pojawienie się jakiegoś kompetentnego lekarza jest prawdziwym testem na cierpliwość). Piękne zdjęcia dodają książce uroku, a styl pisania Wojciechowskiej jak zawsze nie zawodzi. Lubię dzieła, które uzupełniają moją wiedzę, a ,,RPA" do takich właśnie należy. Moja ocena to 8/10.

Lektura bierze udział w wyzwaniu Polacy nie gęsi II oraz Odkrywamy białe plamy.

wtorek, 2 września 2014

Wycieczkowo 20 - Zamek Książ

Hej!
Dzisiaj kolejna notka wycieczkowa :) Na tydzień czasu do Polski przyjechała moja kuzynka z mężem Hiszpanem. Postanowiliśmy pokazać Josemu najpiękniejszy zabytek w naszej okolicy - zamek Książ. Po godzinie błądzenia (wszak wszędzie objazdy i remonty dróg) udało mi się bezpiecznie dowieźć gości na miejsce.

Książ znajduje się w Wałbrzychu i jest trzecim co do wielkości zamkiem w naszym kraju. 


Słynny obiekt został wybudowany w XIII w. przez Bolka I Surowego (księcia świdnicko - jaworskiego). Twierdza przechodziła z rąk do rąk, wielokrotnie ją ulepszano, modernizowano. W XV w. Władysław II Jagiellończyk sprzedał zamek, który w kolejnym stuleciu trafił ostatecznie do dynastii Hochberg.



Rodzina Hochberg otrzymała w XIX w. tytuł książęcy. Dzięki dobremu urodzeniu i sprzyjającemu szczęściu, majątek sławnego klanu osiągnął trzecią w Niemczech oraz siódmą pozycję w całej Europie. Hochbergowie zatrudniali aż 9 tysięcy ludzi, przyjmowali w zamku wielu znakomitych gości m.in. króla Prus Fryderyka Wilhelma III, Winstona Churchilla, cara Mikołaja I Romanowa, Izabelę Czartoryską, Zygmunta Krasińskiego i innych.



Książem zachwycali się wszyscy przyjezdni, zamek został porównany nawet do ,,dolnośląskiego Wersalu".




W 1891 r. małżeństwo zawarli: Henryk XV (spadkobierca dóbr) i arystokratka angielska Maria Teresa - znana pod pseudonimem Daisy. Tuż po zakończeniu I wojny światowej, ich związek rozpadł się. Książę wyemigrował do Francji, a jego żona pozostała w zamku. Niestety, Henryk XV ponownie zakochał się bardzo nieszczęśliwie. Jego wybranką została o 30 lat młodsza Hiszpanka - Klotylda, którą odbił ojcu syn - Bolko.




Znane na całym świecie małżeństwo rozstało się głównie ze względu na problemy finansowe, władcy bowiem popadli w ogromne długi. Synowie Hochbergów zaangażowali się w działania wojenne przeciwko Niemcom, co bardzo nie spodobało się Adolfowi Hitlerowi. Daisy dostała rozkaz natychmiastowej eksmitacji, zamek został przejęty przez nazistów i stał się siedzibą fuhrera. Po 1945 r. do budynku wpadła Armia Radziecka, która szybko splądrowała Książ. Jednakże w 1960 r. władze polskie przypomniały sobie o zapomnianej fortecy. Postanowiono przeprowadzić remont, aby twierdza mogła być odwiedzana przez turystów. Ostatni żyjący wnuk rodu Hochberg mieszka dziś w Monachium i prowadzi własną firmę komputerową.


Daisy urodziła się w rodzinie cieszącej się doskonałym pochodzeniem. Jej przodkami były królowe angielskie, a brat Marii Teresy został ojczymem Winstona Churchilla. Księżna miała niespotykany typ urody, a o jej względy zabiegali śmiałkowie całej Europy. Cechą charakterystyczną Daisy była talia, która mierzyła 50 cm! Starszego o 11 lat Henryka, Angielka poznała na balu w Londynie, zaimponował on jej głównie pieniędzmi ;) Maria Teresa zyskała ogromny majątek, otaczała się perłami, a mąż spełniał wszystkie jej życzenia. Daisy jednak nigdy nie mogla się przyzwyczaić do sztywnej niemieckiej etykiety, często żaliła się, że w ogrodzie nawet kwiaty muszą rosnąć według przyjętych reguł.


Kiedy synowie Hochbergów dorośli, a małżeństwo rozwiodło się, księżna pod wpływem rozkazów Hitlera przeprowadziła się do Wałbrzycha. Przez ostatnie lata, kobieta ciężko chorowała na stwardnienie rozsiane, walczyła z samotnością. Zmarła na udar - dzień po swoich 70 urodzinach. Daisy pochowano w rodzinnym grobowcu na terenie zamku Książ, ale w obawie przed hołotą radziecką, ciało Marii Teresy przeniesiono w nieznane miejsce.



Salonik Daisy


Najważniejsza w zamku komnata - Sala Maksymiliana. Została zbudowana w stylu baroku wiedeńskiego. Tutaj przyjmowano zawsze najważniejszych gości rodziny książęcej.


Salon Zielony - utrzymany w stylu rokoko. Meble znajdujące się w tym pokoju pochodzą z końca XIX w.


Salon Biały - XIX wieczne meble są oryginalne i należą do ostatniej właścicielki Daisy.


Salon Gier


Salon Barokowy


Salon Chiński


Pokój cesarski - miał być przeznaczony dla władcy: Niemiec Wilhelma III, który był przyjacielem rodziny. Pokoju jednak nie dokończono, gdyż familia zaczęła niespodziewanie tracić swój majątek.


Zamek usytuowany jest na wysokim urwisku, góruje dumnie nad całą okolicą. Budowlę otoczono wielopoziomowymi pięknymi tarasami (są one miniaturkami ogrodów... zaprojektowanych w stylu francuskim).







Zamkiem jestem zachwycona, naszym gościom Książ również bardzo się spodobał :) Zachęcam serdecznie do odwiedzenia tego miejsca!