Siemanko!
Właśnie skończyłam czytać książkę Beaty Pawlikowskiej. Tym razem wybrałam się z nią na Kubę. Niedawno otrzymałam również autograf od pisarki :)
Właśnie skończyłam czytać książkę Beaty Pawlikowskiej. Tym razem wybrałam się z nią na Kubę. Niedawno otrzymałam również autograf od pisarki :)
Tytuł: ,,Blondynka na Kubie"
Autor: Beata Pawlikowska
Okładka: twarda
Ilość stron: 304
Rok wydania: 2012
Fabuła:
Pawlikowska zwiedza różne miejsca na kubańskiej
wyspie. Przedstawia malownicze miejscowości, rozbudzając przy tym
moją wyobraźnię i powodując tęsknotę za miejscem, w którym
nigdy nie byłam, a zawsze chciałam się znaleźć. Towarzyszą jej:
Hiszpan i Anglik – posiadający trudny do zrozumienia akcent.
Przygody podróżniczki są ciekawe i pouczające. Tematem przewodnim
książki jest odkrycie prawdy o bohaterze narodowym - Che Guevarze.
Co spowodowało, że fenomen tej postaci obowiązuje na całym
świecie?
Lektura dostarczyła mi wielu niesamowitych wrażeń,
jednak mimo wszystko spodziewałam się ciekawszej treści. Uwielbiam
styl pisania Pawlikowskiej, wszystkie jej doświadczenia
życiowe zawsze bardzo mnie inspirują, aczkolwiek ,,Blondynka na
Kubie” trochę mnie rozczarowała. Mam wrażenie, że autorka
umieściła w książce zbyt dużo przemyśleń, które powtarzają
się co kilka stron. W innych lekturach również spotkałam się z
jej rozważaniami, nie mniej jednak nie były one tak obszerne jak w opowieści o hiszpańskojęzycznej wyspie.
Zacznę od streszczenia historii Kuby.
Państwo to zostało odkryte przez Krzysztofa
Kolumba w 1492 r., który myślał wówczas, że dopłynął do
brzegów Japonii. Podobno po dziś dzień znajduje się tam
oryginalny krzyż – przywieziony przez podróżnika z Europy. Wyspa
stała się własnością Hiszpanów, Indian wymordowano, a kraj
skolonizowano. Na Kubę sprowadzono: Murzynów, Meksykanów i
Chińczyków do pracy w polu, skutkiem czego państwo charakteryzuje
się różnorodnością kulturową. Ze znanej wyspy wywodzą się słynne tańce: salsa, rumba, mambo. Oryginalne brzmienie
kubańskiej muzyki (pomieszanie rytmów latynoskich, afrykańskich i
hiszpańskich) jest cechą tego państwa.
Następnie kraj na krótki okres czas przejęli
Anglicy. Potem wyspa powróciła do Hiszpanów, a później wywalczyli
ją Amerykanie. Kubańczycy czuli się uwięzieni we własnym
państwie. Wielu młodych chłopców (żyjących nie tylko na wyspie,
ale także w całej Ameryce Łacińskiej) głosiło hasła rewolucji.
Najbardziej znanym buntownikiem przeciwko niespokojnej sytuacji w
kraju został Latynos - Ernesto Guevara.
Kultowa kubańska postać przeprowadzała się
(będąc dzieckiem) aż 5 razy w różne rejony Argentyny. Rodzina
Guevary mieszkała w wielu zakątkach świata, jeden z wujków był
cenionym korespondentem wojennym podczas wojny domowej w Hiszpanii.
Lata młodzieńcze ukształtowały charakter małego Ernesto.
Chłopiec często chorował, miał astmę. Jego pasją stały się
książki - podróżnicze i filozoficzne. Guevara rozpoczął studia,
które szybko ukończył, otrzymując dyplom lekarza. Młodzieniec
był bardzo zdolny, egzaminy z 5 lat – zdał w ciągu kilku
miesięcy. Co ciekawe, Ernesto został medykiem z powołania. Postrzegano go jako osobę
wrażliwą na los ludzi biednych i cierpiących z powodu dolegliwości
fizycznych. Jako dwudziestolatek przejechał na motorze Amerykę
Południową. Podczas tej podroży - zwiedzał świat, odbywał
praktyki i udzielał pomocy potrzebującym. Guevara buntował się
przeciw niesprawiedliwościom losu. Intuicja skierowała go w
kierunku Kuby. Przypłynął na wyspę na statku w roli lekarza. Po
wyjściu na ląd, żołnierze zaatakowali rewolucjonistów, którzy
uciekając podzielili się na 3 grupy. Pierwszym zespołem kierował
Fidel Castro, drugim jego brat Raul, a trzecim Ernesto – trzymający
2 pakunki (pudełko z amunicją i worek z lekami). Mężczyzna nie
mógł udźwignąć dwóch paczek równocześnie i musiał wybrać,
który sprzęt zdecyduje się nieść dalej. Zwyciężył w nim duch wojownika i
Guevara porzucił lekarstwa. Chwilę później strzelono w jego
stronę, ale kula utknęła w pojemniku z nabojami. Uznano to za znak
od Boga, bo przecież gdyby Ernesto zdecydował się zabrać ze sobą
środki lecznicze – nie przeżyłby postrzału.
Powyższy krótki opis podsumował ok. 90 stron
książki.. Dopiero później Pawlikowska zaczyna relacjonować
własne przygody. Nie mniej jednak, niedokończony wątek
najsłynniejszego kubańskiego rewolucjonisty mnie zawiódł. Skoro
autorka poświęciła pamięci jego historii – obszerną część
lektury, powinna wyjaśnić dalsze losy Guevary, a nie.. zakończyć
je w najważniejszym momencie.
Dla zainteresowanych dopiszę ciekawostki o Ernesto.
Wojownik o wolność kraju - był bardzo kochliwy,
miał 6 dzieci i 2 żony. Zmarł w Boliwii przed swoimi 40
urodzinami. Została na nim dokonana egzekucja. Po złapaniu
partyzanta, postrzelono go kilkukrotnie. Moim zdaniem, najważniejsza informacja związana jest jednak ze znanym przydomkiem Guevary - ,,Che”. Ernesto zyskał takie przezwisko, gdyż
przywoływał swoich kolegów - zwrotem ,,Che”! Ten okrzyk używany
jest często w Ameryce Południowej.
Podróżniczka stara się zrozumieć i wytłumaczyć postępowanie
najsłynniejszej kubańskiej postaci. Twierdzi, że mężczyzna
chciał zbudować idealny świat pozbawiony niesprawiedliwości, gdzie każdy obywatel będzie miał wszystkiego tyle samo, co
jego kolega, bo zapanuje wszechobecna równość. Pawlikowska nie
pochwala systemu komunistycznego, który został wdrożony na wyspie
tuż po rewolucji. Pisarka twierdzi jednak, że nazywanie Guevary -
mordercą jest niewłaściwe, ponieważ ostatecznie doprowadził on
do niepodległości państwa.
Autorka zarysowała jeszcze pokrótce sylwetki: Jose
Marti - pierwszego kubańskiego rewolucjonisty (jego pomniki i
popiersia zdobią cały kraj), Fidela Castro i pisarza Ernesta
Hemingwaya (spędził na wyspie część swojego życia).
Ponownie zabrakło jednak konkretnych wiadomości o tych
historycznych postaciach. Pawlikowska nie zdecydowała się wyjaśnić fenomenu sławnych osobistości, po raz kolejny musiałam poszukać ciekawszych
informacji w Internecie.
Egzystencja na Kubie zdecydowanie różni się od
znanego nam życia w Polsce. W hiszpańskojęzycznym państwie panuje
bieda, ale ludzie na nią nie narzekają, bo cieszą się
najmniejszym drobiazgiem. Obywatele mają zagwarantowaną pracę, bo
komunizm = brak prywatyzacji, co oznacza, że obowiązkiem kraju jest
zapewnienie każdej jednostce zajęcia. Kubańczycy mieszkają w
domach, które nie należą do nich, lecz do republiki (ta sytuacja w ogóle
im nie przeszkadza). W szkołach dzieci dostają
darmowe obiady, a żywność wydzielana jest społeczeństwu na
podstawie kartek - funkcjonującym również lata temu w
Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Pawlikowska opisuje także swoje
spotkania z tubylcami – ich wygląd, zachowania, zwyczaje.
Szczególnie poruszająca jest historia
zagranicznych relacji pomiędzy USA a Kubą. Rządy obu państw są
uparte, zerwały ze sobą stosunki dyplomatyczne. Kiedy Amerykanie
przyjeżdżali na sąsiednią wyspę w celach turystycznych (przy
okazji wyzyskując biednych Kubańczyków i eksploatując ich
ziemię), Latynosi musieli cierpliwie znosić upokorzenia ze strony
Jankesów. Natomiast w momencie odzyskania przez Kubę
niepodległości, Amerykanie nie chcieli udzielić pomocy sąsiadom,
którzy tak liczyli na ich wsparcie. Niezależny kraj nie był już
potrzebny bogatym Jankesom. Fidel Castro jest jednym z z ostatnich
bojowników o wolność wyspy. Czy po jego śmierci dojdzie do
ocieplenia stosunków między państwami? Przekonamy się o tym w
przyszłości.. Obecnie - sytuacja na zachodniej półkuli jest
napięta. USA zabroniły swoim obywatelom wyjazdów na Kubę, nawet
drogami okrężnymi przez inne państwa Ameryki. W przypadku
niekonsekwencji, nieposłuszne jednostki zostaną ukarane grzywną bądź nawet więzieniem. Jankesi objęci są również
zakazem importowania wszystkich produktów z wyspy (nie mogą
otrzymać nawet najmniejszych pamiątek). Co ciekawe, USA odebrały
Kubie kawałek lądu i same, bez konsultacji z tubylcami, wyznaczyły
specjalny obszar ziemski przy Morzu Karaibskim, na którym zbudowały
słynne już więzienie Guantanamo. W tym przerażającym miejscu,
Amerykanie przetrzymują w zatrważających warunkach jeńców -
pochodzących głównie z państw muzułmańskich. Więźniowie są
zastraszani, strażnicy znęcają się nad nimi fizycznie i
psychicznie. Guantanamo jest obozem koncentracyjnym. Zakład funkcjonuje niezgodne z prawem. Najmłodszy ze skazanych jeńców
miał 13 lat, a najstarszy 98. Proces transportowania więźniów do
cel odbywa się bez przeprowadzenia wyroków sądowych. Osadzonym nie
przysługuje adwokat, co powoduje sprzeciw społeczeństwa i krytykę
ONZ-u. Amerykanie głoszą hasła równości, wolności, demokracji i
obowiązku pomagania tym, którzy potrzebują wsparcia. Szkoda, że
wyznawane przez nich zasady, nie dotyczą ich samych. USA
obiecują zamknięcie obozu. Niestety ich słowa nic nie znaczą, bo
Guantanamo ciągle istnieje. Nawet zapowiedź Obamy w 2009 r. o
zlikwidowaniu więzienia była tylko mrzonką, mającą na celu
pozyskanie sojuszników – chętniej oddających na niego głos w
wyborach. Dla Amerykanów liczą się tylko własne korzyści. Jeśli
proszący o pomoc kraj - nie posiada żadnych istotnych surowców,
USA nie są zainteresowane udzieleniem państwu wsparcia. Kubańczycy
nie mogąc pozbyć się z własnej wyspy nieprzyjaciela, postanowili
sprytnie wykorzystać ich obecność – podróżnikom, chcącym
ujrzeć Guantanamo, pozwalają je zobaczyć za opłatą przez lunetę.
Na wyspie każde zdarzenie jest przypadkowe, zawsze
szybko znajdzie się jakaś przyjazna osoba, która udzieli wskazówek
zagubionemu turyście, wskaże właściwą drogę do celu. Kubańczycy
aby przeżyć, muszą nauczyć się kombinować, szukają
najprostszych rozwiązań. Warto wspomnieć, że ludzie wynajmujący pokoje przyjezdnym, po wcześniejszym zgłoszeniu zamiaru dzierżawy
do rządu - zobowiązani są do odprowadzenia z tego zarobku podatku
dla państwa. Jeśli tubylcy nie będą działać zgodnie z prawem,
państwo może im odebrać dom, który i tak nie jest ich własnością
prywatną – lecz kraju. Co ciekawe, niewielu Kubańczyków zna
właściwości Internetu.
Książka ma kilka minusów. Najbardziej rozczarował
mnie brak podróżniczych zdjęć. Autorka dokładnie opisywała, co widziała, jednak nie potrafiłam sobie wyobrazić np. kubańskiego
autobusu Camello, więc zmuszona byłam skorzystać z pomocy wujka
Google (p.s. wygląd tego pojazdu mnie ogromnie zdziwił :D). Często włączałam Internet w poszukiwaniu odpowiedzi na nurtujące
mnie pytania zawarte w lekturze i pozostawione bez odpowiedzi.
,,Blondynka na Kubie” jest ciekawą książką,
jednak denerwowało mnie zbyt wiele przemyśleń podróżniczki.
Pawlikowska przez znaczną część lektury porównywała system
komunistyczny panujący na wyspie z tym, który istniał w naszym
kraju w czasach PRL-u. Autorka jedynie zarysowała sylwetki kilku
ważnych - kubańskich postaci, nie dokończyła ich opisów, a szkoda,
bo życiorysy tych osób były naprawdę barwne i imponujące.
Książka momentami nużyła, szczególnie jej początek, fabuła
nabrała tempa dopiero po 90 stronie. Pomimo, że objętość lektury nie
była mała, zabrakło w niej wielu ważnych informacji. Jeśli ktoś
poszukuje typowego dzieła opowiadającego o kulturze kubańskiej,
propozycja dziennikarki nie zagwarantuje mu oczekiwanej wiedzy. Uważam,
że pisarka ma w swoim dorobku ciekawsze książki. Nie mniej
jednak, lektura dostarczyła mi rozrywki, której potrzebowałam. 5 lat temu - na studiach, uczęszczałam na zajęcia poświęcone
krajom Ameryki Łacińskiej. Niestety nauczyciel prowadził nudne lekcje, nie zaraził mnie pasją do hiszpańskojęzycznych
państw. Najważniejsze dla prowadzącego lektoraty - były
cotygodniowe, szczegółowe wejściówki (głównie z nazwisk i dat).
Musieliśmy czytać opasłe tomiska - być może napisane w sposób interesujący, ale nie mieliśmy czasu na ich zrozumienie, ani
tym bardziej na czerpanie z nich przyjemności. Dzięki stresującym, szkolnym wykładom, moje zamiłowania do krajów latynoskich
zostały zepchnięte na drugi plan. Cieszę się, że książka
Pawlikowskiej pozwoliła mi spokojnie rozkoszować się klimatami kubańskimi. Powrót do kultury hiszpańskojęzycznych państw uważam
za udany. Moja ocena wobec ,,Blondynki na Kubie” to 6.5/10.