Siema!
Pozostając w temacie tanecznym.. nabrałam ochoty na obejrzenie klasycznego musicalu ,,Moulin Rouge". Widziałam ten film ok. 4 lat temu, więc postanowiłam go sobie przypomnieć.
Tytuł: ,,Moulin Rouge:
Reżyseria: Baz Luhrmann
Czas trwania: 2.06 h
Gatunek: Musical, Melodramat
Rok produkcji: 2001
Fabuła:
Akcja toczy się w Paryżu (Moulin Rouge). Biedny
pisarz - Christian, przyjeżdża do stolicy Francji i poznaje piękną kurtyzanę - Satine.
Zakochuje się w niej z wzajemnością. Związek jest jednak od razu
skazany na niepowodzenie. Na samym początku filmu dowiadujemy się,
iż główna bohaterka umarła. Chorowała na suchoty, więc historia
miłosna nie miała się happy - end'u. Taki finał mi się
spodobał, bo większość produkcji kończy się pozytywnie, także
dzieło Baz'a Luhrmann'a było dla mnie miłą odmianą. Oczywiście
w owej wzruszającej opowieści, musiał pojawić się również zły
charakter - bogaty książę, który chciał, aby kurtyzana była
jego własnością.
Obsada:
Nicole Kidman jako Satine była rewelacyjna!
Rola nieszczęśliwej kobiety została odegrana znakomicie. Emocji,
które towarzyszyły bohaterce - nie można opisać, bo słowa nie są w stanie wyrazić podziwu dla tak wspaniałego talentu! Głos, ruchy,
subtelność – sprawiły, że postać kurtyzany stała się jedną
z moich ulubionych kreacji w historii kina. Co więcej, Kidman wyglądała prześlicznie i i mogła jeszcze wówczas ruszać mięśniami
twarzy. Szkoda, że artystka postanowiła skorzystać z zabiegów
upiększających...
Evan McGregor jako Christian również spisał
się doskonale. Tak fantastyczne stworzenie postaci pisarza sprawiło,
że Brytyjczyk dołączył do grona szanowanych przeze mnie aktorów. W
,,Moulin Rouge” szczególnie zachwyciły mnie jego sceny śpiewane, były nadzwyczajne.
Jacek Koman jako Argentyńczyk skradł moje
serce. Polak godnie reprezentował nasz kraj za granicą. Jestem
dumna, że rodzimy artysta wykazał się niezwykłymi zdolnościami aktorskimi w słynnym musicalu.
Moment, w którym Koman przedstawił sławną już wersję utworu ,,Roxanne” naprawdę mnie oczarował.
Pozostali aktorzy także wykreowali genialne
postaci.
Mając w pamięci oczarowanie produkcją w
przeszłości, spodziewałam się, że po świeżym seansie - będę po raz
kolejny zadowolona. Nie myliłam się. Mimo, że film skończył się
kilka godzin temu, nadal nie mogę uwolnić się od jego magii. W sieci
krążą o nim skrajne opinie. Część społeczeństwa twierdzi, że
jest to kiczowaty spektakl, a pozostali uważają, że ,,Moulin
Rouge” to arcydzieło. Ja jestem musicalem zachwycona.
Niewątpliwym plusem dzieła Luhrmann'a byli
rewelacyjnie dobrani aktorzy. Bardzo podobało mi się tło produkcji
– nakładanie się jednych scen
na drugie, ogromny przepych, chaos, ekstaza. Czułam się, jakbym uczestniczyła w środku spektaklu.
Ahh... Co ja bym dała, żeby chociaż na chwilę móc zobaczyć na
żywo scenografię.. Byłabym taka szczęśliwa, gdybym miała
możliwość: zaśpiewania u boku Christiana lub wspólnych pląsów
z Argentyńczykiem. Chciałabym choćby na małą chwilę stać się
olśniewającą Satine. Cieszyłabym się nawet z niewielkiej i nic
nieznaczącej roli statystki. Najbardziej jednak uszczęśliwiłaby
mnie wizja zatańczenia kankana ^^
Dodatkowy atut filmu stanowiły kreacje aktorów.
Szalenie zazdroszczę wszystkim paniom, które mogły założyć tak
wspaniałe sukienki. Ponadto, wielbię wszystkie piosenki, jakie
pojawiły się w spektaklu. Oczywiście moim faworytem stał się
utwór ,,El tango Roxanne”. Ciekawe były również przeróbki ,,I
will always love you”, ,,Smells like a ten spirit”, ,,Show must
go on” czy ,,Like a virgin''.
Produkcja składała się z interesującej fabuły -
zgrabnie doprowadzonej do samego końca. Mimo, iż musical nie należy
do grona moich ulubionych gatunków filmowych, ,,Moulin Rouge” sprawił, że przez cały czas trwania seansu, siedziałam z
nosem przylepionym do ekranu, nie nudziłam się ani chwili. Często
śmiałam się z zabawnych żartów czy wibrowałam na krześle z nieukrywaną fascynacją - w międzyczasie przytupując nogą bądź podśpiewując. Podczas scen finałowych - wzruszyłam się i uroniłam kilka łez. Moja ocena filmu to 10/10.
Witajcie!
Dzisiaj zapraszam na post filmowy. Nie mogłam uwolnić się od towarzyszącej mi atmosfery kubańskiej, więc postanowiłam po raz kolejny obejrzeć produkcję ,,Dirty Dancing 2 - Havana nights", którą okazało się, że widziałam po raz ostatni aż 7 lat temu :O Niesamowite... jak ten czas szybko płynie.
Tytuł: ,,Dirty Dancing 2 - Havana nights"
Reżyseria: Guy Ferland
Gatunek: muzyczny, melodramat
Czas trwania: 1.26 h.
Rok produkcji: 2004 r.
Fabuła:
Rok 1958, amerykańska
rodzina przeprowadza się do stolicy wyspy – Hawany. Główna
bohaterka – Katie, poznaje przystojnego Kubańczyka. Pomiędzy
dwójką młodych ludzi rozkwita miłość. Para spotyka się ze sobą
w tajemnicy przed rodzicami dziewczyny, którzy nie zaakceptowaliby
biednego obcokrajowca jako chłopaka ukochanej córki. Katie namawia
Javiera do wzięcia udziału w konkursie tańca. Młodzi ćwiczą
wspólne układy w ukryciu. Oczekiwany występ przyciąga
liczną publiczność, także rodzinę głównej bohaterki. Jak
najbliżsi zareagują na konkursowy taniec Katie z Javierem? Jaki
będzie finał znajomości młodej pary? Zachęcam do obejrzenia
filmu ;)
Obsada:
Romola Garai jako
Katie. Aktorkę zapamiętałam z roli małej dziewczynki w
,,Pokucie”. Zdziwiłam się, kiedy ujrzałam ją na ekranie jako
dorosłą już – 21 letnią kobietę. Nie mniej jednak, kreacja
Amerykanki przypadła mi do gustu. Szczególnie podziwiam jej
umiejętności taneczne, które zrobiły na mnie duże wrażenie, tym
bardziej, że dziewczyna uczyła się płynnie poruszać niedługo
przed powstaniem ,,Dirty Dancing 2”.
Diego Luna jako
Javier. Meksykanin skradł moje serce wcielając się w postać
biednego kelnera. Jego nieśmiałe spojrzenia i seksowne ruchy
sprawiły, że na mojej skórze pojawiały się dreszcze.
Bohaterowie drugoplanowi:
Susie Miller (Mika Boorem), Jeannie Miller (Sela Ward),
Bert Miller (John Slattery) oraz James Phelps (Jonathan
Jackson) również byli fantastyczni.
Oczywiście muszę
pochwalić także grę niezastąpionego Patricka Swayze. Mimo iż aktor
pojawił się w filmie zaledwie na kilka minut, stworzył niesamowitą
kreację. Nawet krótka scena – przypominająca jego wspaniały
talent taneczny, była dla mnie przyjemnością.
Moim zdaniem, produkcja
niepotrzebnie została zatytułowana ,,Dirty Dancing 2”. Szkoda,
że film jest ciągle porównywany z pierwszą częścią, ponieważ
ma z nią niewiele wspólnego. Powszechnie jednak wiadomo, że
wszystkie kontynuacje - zawsze sprzedają się lepiej niż samodzielne
dzieła. Tym bardziej, że ,,Dirty Dancing” jest klasykiem, którego
wszyscy znają, więc bazowanie na jego nazwie mogło przynieść twórcom sequela - więcej korzyści w postaci pieniędzy. Tymczasem, wielu
ludzi nagminnie zestawia ze sobą obie produkcje, nie zdając sobie
sprawy, że jest to niesłuszne posunięcie. Filmy różnią się od siebie
miejscem akcji i tłem wydarzeń. Łączy je jedynie temat tańca i
twarz Patricka Swayze, którego wykorzystano do reklamowania nowego melodramatu. Myślę, że drugi człon tytułu - ,,Havana
nights” zostałby nazwą adekwatniejszą. Obyłoby się wówczas bez
okrzyków oburzenia ze strony widzów, bo spojrzeliby oni na
produkcję bardziej obiektywnie.
Aktorzy zostali dobrani
do swoich ról idealnie. Warto wspomnieć, że Diego Luna miał
podczas kręcenia scen tanecznych 25 lat, czyli był o dekadę
młodszy od dojrzałego Patricka Swayze, kiedy ten odnosił sukcesy
podczas promocji ,,Dirty Dancing” w 1987 r. Nie lubię zatem
porównań obu panów, bo uważam, że wykreowanych przez nich
postaci nie powinno się ze sobą zestawiać.
Mając podstawową wiedzę
o historii Kuby, podczas oglądania dzieła Ferland'a, zwróciłam
uwagę na inne aspekty niż kilka lat temu, gdy zdecydowałam
się zobaczyć film po raz pierwszy. Rok 1958, dostrzegamy bogate
dzielnice mieszkaniowe - urzędujących na wyspie Amerykanów. Szydzą
oni z tubylców, wyzyskują ich i ignorują. Kubańczycy coraz
poważniej myślą o rewolucji, mają dosyć znieważań ze strony
sąsiadów. Komuniści, będący w opozycji do panującego rządu,
chcą zawalczyć o niepodległe państwo. Latynosi nienawidzą
Jankesów i pogłębiających się w kraju nierówności społecznych
(bogactwo – skrajna bieda). Finał melodramatu jest spełnieniem
marzeń rebeliantów, a zarazem zerwaniem stosunków dyplomatycznych
z USA. Amerykanie dostają nakaz opuszczenia wyspy, już nigdy nie
będą mogli na nią powrócić. Wydarzenia przedstawione w produkcji
oparte są na faktach – nie tylko tło historyczne, ale również
losy przystojnego Kubańczyka i młodej Amerykanki. Należy pamiętać,
że relacji pomiędzy pokłóconymi państwami nie naprawiono do dnia
dzisiejszego. Na wyspie obowiązuje bezwzględny zakaz pojawiania się
zarówno polityków jak i turystów posiadających obywatelstwo
amerykańskie. Z tego powodu film wyreżyserowany został w
Portoryko.
Bardzo podobała mi się
klimatyczna muzyka - towarzysząca najważniejszym scenom
,,Dirty Dancing 2”. Ponadto, nie mogłam oderwać oczu od
fantastycznie tańczących par, którzy poruszali się rytmicznie,
kołysząc przy tym seksownie biodrami. Z zazdrością spoglądałam
na ludzi – bawiących się w klubie ,,La Rosa Negra”, chciałabym,
chociaż na chwilę, móc znaleźć się pośród nich. Z radością
obserwowałabym Kubańczyków – ich płynne, wyuzdane ruchy.
Uwielbiam soundtrack filmowy, uważam, że jest wspaniały i często słucham
go na moim mp3, pomimo tego, że nagrywałam go wiele lat temu. Za
każdym razem, kiedy znajoma muzyka dociera do moich uszu, czuję
przyśpieszone bicie serca. Produkcja należy do grona moich
ulubionych dzieł o tematyce latynoskiej, jednak zawsze podkreślam, że kontynuacja
,,Dirty Dancing” nie jest typowym sequelem, bo niewiele cech łączy
ją z pierwszą częścią. Oceniam film na 8/10.
Poniżej, najważniejsze i najciekawsze utwory, które odnaleźć można w filmie:
W wolnym czasie
postanowiłam także obejrzeć ,,Dzienniki motocyklowe”.
Produkcja również powstała w 2004 r. (na podstawie wspomnień
kubańskiego rewolucjonisty Che Guevary).
Tytuł: ,,Dzienniki motocyklowe"
Reżyseria: Walter Salles
Gatunek: biograficzny
Czas trwania: 2.06 h
Data powstania: 2004 r.
Fabuła:
25 letni Che
podróżuje po Ameryce Łacińskiej. We wnętrzu bohatera rozpoczyna
się duchowa przemiana. Argentyńczyk, który wybrał studia
medyczne, jest wrażliwym chłopcem. Chce pomagać ludziom
wyczerpanym i ubogim. Ernesto cierpi, kiedy widzi pogłębiającą się
nędzę w państwach latynoamerykańskich. Młodzieniec rozmyśla nad
pomysłem zjednoczenia kontynentu, chce likwidacji granic, bo jego
zdaniem wszyscy mieszkańcy wywodzą się z jednego plemienia.
Mężczyzna nie rozumie obcych najeźdźców, którzy zniszczyli
piękną przyrodę, aby zbudować cywilizację. Według niego, na
wskutek rozrastania się kultury, tubylcy zostali przytłoczeni
postępującą globalizacją.
Momentem
przełomowym w życiu Guevary staje się 3 tygodniowy staż w Peru.
Che z niedowierzaniem przygląda się podziałowi wioski, w której ma zamieszkać Po jednej
stronie rzeki – żyją lekarze i siostry zakonne, a po drugiej
– pacjenci, chorzy na trąd. Młody chłopak sprzeciwia się
funkcjonowaniu takiej klasyfikacji. Ernesto nie ma zamiaru stosować
się do zasad, dlatego też aby udowodnić swoją wierność i
przywiązanie do ludzi potrzebujących pomocy, buntuje się
przełożonym. Nie zakłada rękawiczek, a następnie, w ramach
protestu, postanawia przepłynąć strumień. Należy pamiętać, że
Guevara cierpiał na pogłębiającą się astmę. Bohater potrafił
zjednywać sobie przyjaciół, był postacią szczerą i otwartą na
różne propozycje.
Obsada:
Gael Garcia Bernal
jako Ernesto. Meksykanin fantastycznie wcielił się w rolę
Argentyńczyka. Przystojny aktor wspaniale zagrał wrażliwego
lekarza, który do końca życia - był wierny swoim ideałom.
Rodrigo De La Serna jako Alberto Granado. Artysta
zawładnął moim sercem – realizacją kreacji przyjaciela Guevary.
Moim zdaniem, przyćmił on swoją osobą nawet głównego bohatera.
Postać Alberto była zupełnym przeciwieństwem Che. Mężczyzna
lubił pomagać ludziom pokrzywdzonym przez los, jednak często
zmieniał obiekt swoich uczuć, cechowała go energia i szaleństwo.
Co więcej, młodzieniec doskonale również tańczył. Warto
wspomnieć, że pod koniec filmu, na moment pojawił się także
prawdziwy Granado. 82 letni - wówczas staruszek, był obecny przy
realizacji produkcji. Przeczytałam, że niestety w 2011 r. zmarł,
ale na zawsze pozostał w pamięci społeczeństwa.
Na początku
dzieła Salles'a pojawia się wstęp – kluczowe hasło filmu, ,,Nie
jest to opowieść o wielkich ludziach i wielkich czynach. To
historia dwóch osób kroczących przez chwilę jedną ścieżką
mając wspólne aspiracje i podobne marzenia” - Ernesto Guevara
de la Serna, 1952. W związku z przedstawionym cytatem, możemy się
spodziewać, że produkcja – będzie przypominała dokument.
,,Dzienniki Motocyklowe” spodobały mi się, były właśnie tym,
czego oczekiwałam od reżysera, czyli zbiorem ciekawostek z lat
młodzieńczych Che.
Pozytywnie oceniam
dobór aktorów do ról filmowych. Jestem zachwycona wspaniałymi
zdjęciami – widok pięknych krajobrazów Peru i Chile, spowodował
ogromną tęsknotę za tak cudownymi miejscami w Ameryce Łacińskiej.
Marzę o podróży w tamte rejony. Zdziwiłam się jednak brakiem
nawiązań do Kuby. W produkcji nie pojawiła się żadne wzmianka o
znanej wyspie.
Wiele scen było
naprawdę komicznych, podczas seansu filmowego - na mojej twarzy
często gościł uśmiech. Jednocześnie wiele momentów skłaniało
do refleksji. Największe emocje wzbudziły we mnie sytuacje związane
z tańcem. Zachwycona, przyglądałam się pląsającym na parkiecie
parom, moją szczególną uwagę - zwróciły balety lekarzy i sióstr
zakonnych.
Dodam, że
podczas finałowych scen, uroniłam kilka łez. Doceniam także muzykę, która jest - według mnie - genialna. Oceniam produkcję
8/10.
Siemanko!
Właśnie skończyłam czytać książkę Beaty Pawlikowskiej. Tym razem wybrałam się z nią na Kubę. Niedawno otrzymałam również autograf od pisarki :)
Tytuł: ,,Blondynka na Kubie"
Autor: Beata Pawlikowska
Okładka: twarda
Ilość stron: 304
Rok wydania: 2012
Fabuła:
Pawlikowska zwiedza różne miejsca na kubańskiej
wyspie. Przedstawia malownicze miejscowości, rozbudzając przy tym
moją wyobraźnię i powodując tęsknotę za miejscem, w którym
nigdy nie byłam, a zawsze chciałam się znaleźć. Towarzyszą jej:
Hiszpan i Anglik – posiadający trudny do zrozumienia akcent.
Przygody podróżniczki są ciekawe i pouczające. Tematem przewodnim
książki jest odkrycie prawdy o bohaterze narodowym - Che Guevarze.
Co spowodowało, że fenomen tej postaci obowiązuje na całym
świecie?
Lektura dostarczyła mi wielu niesamowitych wrażeń,
jednak mimo wszystko spodziewałam się ciekawszej treści. Uwielbiam
styl pisania Pawlikowskiej, wszystkie jej doświadczenia
życiowe zawsze bardzo mnie inspirują, aczkolwiek ,,Blondynka na
Kubie” trochę mnie rozczarowała. Mam wrażenie, że autorka
umieściła w książce zbyt dużo przemyśleń, które powtarzają
się co kilka stron. W innych lekturach również spotkałam się z
jej rozważaniami, nie mniej jednak nie były one tak obszerne jak w opowieści o hiszpańskojęzycznej wyspie.
Zacznę od streszczenia historii Kuby.
Państwo to zostało odkryte przez Krzysztofa
Kolumba w 1492 r., który myślał wówczas, że dopłynął do
brzegów Japonii. Podobno po dziś dzień znajduje się tam
oryginalny krzyż – przywieziony przez podróżnika z Europy. Wyspa
stała się własnością Hiszpanów, Indian wymordowano, a kraj
skolonizowano. Na Kubę sprowadzono: Murzynów, Meksykanów i
Chińczyków do pracy w polu, skutkiem czego państwo charakteryzuje
się różnorodnością kulturową. Ze znanej wyspy wywodzą się słynne tańce: salsa, rumba, mambo. Oryginalne brzmienie
kubańskiej muzyki (pomieszanie rytmów latynoskich, afrykańskich i
hiszpańskich) jest cechą tego państwa.
Następnie kraj na krótki okres czas przejęli
Anglicy. Potem wyspa powróciła do Hiszpanów, a później wywalczyli
ją Amerykanie. Kubańczycy czuli się uwięzieni we własnym
państwie. Wielu młodych chłopców (żyjących nie tylko na wyspie,
ale także w całej Ameryce Łacińskiej) głosiło hasła rewolucji.
Najbardziej znanym buntownikiem przeciwko niespokojnej sytuacji w
kraju został Latynos - Ernesto Guevara.
Kultowa kubańska postać przeprowadzała się
(będąc dzieckiem) aż 5 razy w różne rejony Argentyny. Rodzina
Guevary mieszkała w wielu zakątkach świata, jeden z wujków był
cenionym korespondentem wojennym podczas wojny domowej w Hiszpanii.
Lata młodzieńcze ukształtowały charakter małego Ernesto.
Chłopiec często chorował, miał astmę. Jego pasją stały się
książki - podróżnicze i filozoficzne. Guevara rozpoczął studia,
które szybko ukończył, otrzymując dyplom lekarza. Młodzieniec
był bardzo zdolny, egzaminy z 5 lat – zdał w ciągu kilku
miesięcy. Co ciekawe, Ernesto został medykiem z powołania. Postrzegano go jako osobę
wrażliwą na los ludzi biednych i cierpiących z powodu dolegliwości
fizycznych. Jako dwudziestolatek przejechał na motorze Amerykę
Południową. Podczas tej podroży - zwiedzał świat, odbywał
praktyki i udzielał pomocy potrzebującym. Guevara buntował się
przeciw niesprawiedliwościom losu. Intuicja skierowała go w
kierunku Kuby. Przypłynął na wyspę na statku w roli lekarza. Po
wyjściu na ląd, żołnierze zaatakowali rewolucjonistów, którzy
uciekając podzielili się na 3 grupy. Pierwszym zespołem kierował
Fidel Castro, drugim jego brat Raul, a trzecim Ernesto – trzymający
2 pakunki (pudełko z amunicją i worek z lekami). Mężczyzna nie
mógł udźwignąć dwóch paczek równocześnie i musiał wybrać,
który sprzęt zdecyduje się nieść dalej. Zwyciężył w nim duch wojownika i
Guevara porzucił lekarstwa. Chwilę później strzelono w jego
stronę, ale kula utknęła w pojemniku z nabojami. Uznano to za znak
od Boga, bo przecież gdyby Ernesto zdecydował się zabrać ze sobą
środki lecznicze – nie przeżyłby postrzału.
Powyższy krótki opis podsumował ok. 90 stron
książki.. Dopiero później Pawlikowska zaczyna relacjonować
własne przygody. Nie mniej jednak, niedokończony wątek
najsłynniejszego kubańskiego rewolucjonisty mnie zawiódł. Skoro
autorka poświęciła pamięci jego historii – obszerną część
lektury, powinna wyjaśnić dalsze losy Guevary, a nie.. zakończyć
je w najważniejszym momencie.
Dla zainteresowanych dopiszę ciekawostki o Ernesto.
Wojownik o wolność kraju - był bardzo kochliwy,
miał 6 dzieci i 2 żony. Zmarł w Boliwii przed swoimi 40
urodzinami. Została na nim dokonana egzekucja. Po złapaniu
partyzanta, postrzelono go kilkukrotnie. Moim zdaniem, najważniejsza informacja związana jest jednak ze znanym przydomkiem Guevary - ,,Che”. Ernesto zyskał takie przezwisko, gdyż
przywoływał swoich kolegów - zwrotem ,,Che”! Ten okrzyk używany
jest często w Ameryce Południowej.
Podróżniczka stara się zrozumieć i wytłumaczyć postępowanie
najsłynniejszej kubańskiej postaci. Twierdzi, że mężczyzna
chciał zbudować idealny świat pozbawiony niesprawiedliwości, gdzie każdy obywatel będzie miał wszystkiego tyle samo, co
jego kolega, bo zapanuje wszechobecna równość. Pawlikowska nie
pochwala systemu komunistycznego, który został wdrożony na wyspie
tuż po rewolucji. Pisarka twierdzi jednak, że nazywanie Guevary -
mordercą jest niewłaściwe, ponieważ ostatecznie doprowadził on
do niepodległości państwa.
Autorka zarysowała jeszcze pokrótce sylwetki: Jose
Marti - pierwszego kubańskiego rewolucjonisty (jego pomniki i
popiersia zdobią cały kraj), Fidela Castro i pisarza Ernesta
Hemingwaya (spędził na wyspie część swojego życia).
Ponownie zabrakło jednak konkretnych wiadomości o tych
historycznych postaciach. Pawlikowska nie zdecydowała się wyjaśnić fenomenu sławnych osobistości, po raz kolejny musiałam poszukać ciekawszych
informacji w Internecie.
Egzystencja na Kubie zdecydowanie różni się od
znanego nam życia w Polsce. W hiszpańskojęzycznym państwie panuje
bieda, ale ludzie na nią nie narzekają, bo cieszą się
najmniejszym drobiazgiem. Obywatele mają zagwarantowaną pracę, bo
komunizm = brak prywatyzacji, co oznacza, że obowiązkiem kraju jest
zapewnienie każdej jednostce zajęcia. Kubańczycy mieszkają w
domach, które nie należą do nich, lecz do republiki (ta sytuacja w ogóle
im nie przeszkadza). W szkołach dzieci dostają
darmowe obiady, a żywność wydzielana jest społeczeństwu na
podstawie kartek - funkcjonującym również lata temu w
Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Pawlikowska opisuje także swoje
spotkania z tubylcami – ich wygląd, zachowania, zwyczaje.
Szczególnie poruszająca jest historia
zagranicznych relacji pomiędzy USA a Kubą. Rządy obu państw są
uparte, zerwały ze sobą stosunki dyplomatyczne. Kiedy Amerykanie
przyjeżdżali na sąsiednią wyspę w celach turystycznych (przy
okazji wyzyskując biednych Kubańczyków i eksploatując ich
ziemię), Latynosi musieli cierpliwie znosić upokorzenia ze strony
Jankesów. Natomiast w momencie odzyskania przez Kubę
niepodległości, Amerykanie nie chcieli udzielić pomocy sąsiadom,
którzy tak liczyli na ich wsparcie. Niezależny kraj nie był już
potrzebny bogatym Jankesom. Fidel Castro jest jednym z z ostatnich
bojowników o wolność wyspy. Czy po jego śmierci dojdzie do
ocieplenia stosunków między państwami? Przekonamy się o tym w
przyszłości.. Obecnie - sytuacja na zachodniej półkuli jest
napięta. USA zabroniły swoim obywatelom wyjazdów na Kubę, nawet
drogami okrężnymi przez inne państwa Ameryki. W przypadku
niekonsekwencji, nieposłuszne jednostki zostaną ukarane grzywną bądź nawet więzieniem. Jankesi objęci są również
zakazem importowania wszystkich produktów z wyspy (nie mogą
otrzymać nawet najmniejszych pamiątek). Co ciekawe, USA odebrały
Kubie kawałek lądu i same, bez konsultacji z tubylcami, wyznaczyły
specjalny obszar ziemski przy Morzu Karaibskim, na którym zbudowały
słynne już więzienie Guantanamo. W tym przerażającym miejscu,
Amerykanie przetrzymują w zatrważających warunkach jeńców -
pochodzących głównie z państw muzułmańskich. Więźniowie są
zastraszani, strażnicy znęcają się nad nimi fizycznie i
psychicznie. Guantanamo jest obozem koncentracyjnym. Zakład funkcjonuje niezgodne z prawem. Najmłodszy ze skazanych jeńców
miał 13 lat, a najstarszy 98. Proces transportowania więźniów do
cel odbywa się bez przeprowadzenia wyroków sądowych. Osadzonym nie
przysługuje adwokat, co powoduje sprzeciw społeczeństwa i krytykę
ONZ-u. Amerykanie głoszą hasła równości, wolności, demokracji i
obowiązku pomagania tym, którzy potrzebują wsparcia. Szkoda, że
wyznawane przez nich zasady, nie dotyczą ich samych. USA
obiecują zamknięcie obozu. Niestety ich słowa nic nie znaczą, bo
Guantanamo ciągle istnieje. Nawet zapowiedź Obamy w 2009 r. o
zlikwidowaniu więzienia była tylko mrzonką, mającą na celu
pozyskanie sojuszników – chętniej oddających na niego głos w
wyborach. Dla Amerykanów liczą się tylko własne korzyści. Jeśli
proszący o pomoc kraj - nie posiada żadnych istotnych surowców,
USA nie są zainteresowane udzieleniem państwu wsparcia. Kubańczycy
nie mogąc pozbyć się z własnej wyspy nieprzyjaciela, postanowili
sprytnie wykorzystać ich obecność – podróżnikom, chcącym
ujrzeć Guantanamo, pozwalają je zobaczyć za opłatą przez lunetę.
Na wyspie każde zdarzenie jest przypadkowe, zawsze
szybko znajdzie się jakaś przyjazna osoba, która udzieli wskazówek
zagubionemu turyście, wskaże właściwą drogę do celu. Kubańczycy
aby przeżyć, muszą nauczyć się kombinować, szukają
najprostszych rozwiązań. Warto wspomnieć, że ludzie wynajmujący pokoje przyjezdnym, po wcześniejszym zgłoszeniu zamiaru dzierżawy
do rządu - zobowiązani są do odprowadzenia z tego zarobku podatku
dla państwa. Jeśli tubylcy nie będą działać zgodnie z prawem,
państwo może im odebrać dom, który i tak nie jest ich własnością
prywatną – lecz kraju. Co ciekawe, niewielu Kubańczyków zna
właściwości Internetu.
Książka ma kilka minusów. Najbardziej rozczarował
mnie brak podróżniczych zdjęć. Autorka dokładnie opisywała, co widziała, jednak nie potrafiłam sobie wyobrazić np. kubańskiego
autobusu Camello, więc zmuszona byłam skorzystać z pomocy wujka
Google (p.s. wygląd tego pojazdu mnie ogromnie zdziwił :D). Często włączałam Internet w poszukiwaniu odpowiedzi na nurtujące
mnie pytania zawarte w lekturze i pozostawione bez odpowiedzi.
,,Blondynka na Kubie” jest ciekawą książką,
jednak denerwowało mnie zbyt wiele przemyśleń podróżniczki.
Pawlikowska przez znaczną część lektury porównywała system
komunistyczny panujący na wyspie z tym, który istniał w naszym
kraju w czasach PRL-u. Autorka jedynie zarysowała sylwetki kilku
ważnych - kubańskich postaci, nie dokończyła ich opisów, a szkoda,
bo życiorysy tych osób były naprawdę barwne i imponujące.
Książka momentami nużyła, szczególnie jej początek, fabuła
nabrała tempa dopiero po 90 stronie. Pomimo, że objętość lektury nie
była mała, zabrakło w niej wielu ważnych informacji. Jeśli ktoś
poszukuje typowego dzieła opowiadającego o kulturze kubańskiej,
propozycja dziennikarki nie zagwarantuje mu oczekiwanej wiedzy. Uważam,
że pisarka ma w swoim dorobku ciekawsze książki. Nie mniej
jednak, lektura dostarczyła mi rozrywki, której potrzebowałam. 5 lat temu - na studiach, uczęszczałam na zajęcia poświęcone
krajom Ameryki Łacińskiej. Niestety nauczyciel prowadził nudne lekcje, nie zaraził mnie pasją do hiszpańskojęzycznych
państw. Najważniejsze dla prowadzącego lektoraty - były
cotygodniowe, szczegółowe wejściówki (głównie z nazwisk i dat).
Musieliśmy czytać opasłe tomiska - być może napisane w sposób interesujący, ale nie mieliśmy czasu na ich zrozumienie, ani
tym bardziej na czerpanie z nich przyjemności. Dzięki stresującym, szkolnym wykładom, moje zamiłowania do krajów latynoskich
zostały zepchnięte na drugi plan. Cieszę się, że książka
Pawlikowskiej pozwoliła mi spokojnie rozkoszować się klimatami kubańskimi. Powrót do kultury hiszpańskojęzycznych państw uważam
za udany. Moja ocena wobec ,,Blondynki na Kubie” to 6.5/10.
Siemanko!
Tuż przed Międzynarodowymi Targami Turystycznymi we Wrocławiu, było na fanpage MTT wiele ciekawych konkursów. Wygrałam dwa z nich. Pierwszą otrzymaną nagrodą były kosmetyki Oriflame w oryginalnej torebeczce, a drugą - książka podróżnicza ,,Naga Asu".
Tytuł: ,,Naga Asu"
Autor: Konrad Wilk
Okładka: Miękka ze skrzydełkami
Ilość stron: 216
Rok wydania: 2011
Fabuła:
Autor wspomina swoje wędrówki, siedząc
w świątyni u zaprzyjaźnionego mnicha w Kambodży (w biednej wsi).
Dla Wilka najważniejszą kwestią w podróży - jest spotykanie tubylców, dzięki którym potrafi zrozumieć różnice kulturowe w poszczególnych krajach. Będąc w hotelu, czy znajdując się wśród zorganizowanej
grupy turystycznej, pisarz nie doświadczyłby nigdy tylu przygód, nie
znalazłby swojego ego. Autor dokładnie opisuje: Kambodżę, Indie,
Nepal, Bangladesz i Birmę, a o Kenii Etiopii i Tajlandii przedstawia
krótkie wzmianki.
Książki nie czyta się jednym tchem
(nie została napisana prostym, zrozumiałym językiem jak np. u Beaty
Pawlikowskiej). ,,Nagą Asu” trzeba dawkować! Nie jest to opowieść
z którą szybko minie czas podczas leniwych wieczorów. Kartkując
lekturę, trzeba wytężyć wszystkie komórki mózgowe - pobudzić
je do rozważań, analizy. Dzieło Wilka nie należy do grupy typowych
książek turystycznych. ,,Naga Asu” oprócz opisów państw,
posiada również myśli metafizyczne pisarza – autor szuka prawdy
o sobie samym i ją znajduje. Podróż w głąb siebie zostaje
zakończona powodzeniem.
Historie Wilka byłyby świetnym scenariuszem do
powstania filmu kryminalnego. Ciężko uwierzyć, że pisarz biorący
udział w wielu, niebezpiecznych wydarzeniach - nadal żyje i to
głównie szczęście i jasność umysłu pomogły mu przetrwać.
Przez pierwsze 20 stron lektury, przebrnęłam z
trudem. ,,Naga Asu” składa się z fragmentów pisanych czcionką
standardową (opowieści podróżniczych) i kursywą (przemyśleń
autora). Długo nie mogłam przyzwyczaić się do oryginalnego stylu
literackiego Wilka, ponieważ momentami był to język bardzo
rozbudowany, wręcz poetycki.
Powtarzające się motto w książce, zawierało
słowa kambodżańskiego mnicha: ,,Dowiesz się w swoim czasie, a
to jeszcze nie ten czas". Celem
pisarza było odnalezienie prawdy życiowej, chciał ją uzyskać
poprzez wspominanie podróży i medytacje. We wnętrzu autora
dominował chaos, którego Wilk chciał się pozbyć.
Z każdą kolejną stroną lektury, byłam nią
coraz bardziej oczarowana. Kończąc książkę, doszłam do wniosku,
że przez całe życie nie otrzymałam tylu ciekawych informacji o
Azjatach - ich kulturach, religiach, tradycjach. Szkoła czy media
nie dostarczyły mi takiej wiedzy, a szkoda. ,,Naga Asu” skłoniła
mnie do wielu refleksji..
Odwiedzone przez Wilka państwa, łączy jedna wspólna cecha
– bieda. Ludzie, którzy mieszkają na Dalekim Wschodzie, żyją w skrajnej
nędzy. Pomimo tego, że tubylcy mają piękne terytoria, wspaniałe
turystyczne atrakcje (często oznaczone patronatem Unesco) -
większość z nich bytuje za mniej niż 1 dolara dziennie. Cieszę
się, że urodziłam się w Polsce. Wiem, że nie mam prawa narzekać,
bo życie w Azji to walka o przetrwanie, nieśmiała prośba o kolejny dzień egzystencji. Jednak pomimo wielu nieszczęść, społeczeństwa tam mieszkające - są szczęśliwe. Cieszą się każdą dobą, członkowie różnych rodzin - bardzo
serdecznie goszczą autora i traktują go jak brata.
Pisarz wielokrotnie spojrzał śmierci w oczy
(często na własne życzenie). Wilk nie sprawdzał dokładnie
terminu ważności wizy, głodował, był ,,na muszce” rebeliantów,
widział tuż przed sobą węże, lwy, nosorożce... Dzięki jego
opowieściom zapamiętałam, że wyruszając w nieznane – należy
mieć zawsze przy sobie wszystkie pieniądze (głęboko schowane)
oraz szczegółowo obejrzaną wizę. Trzeba o tym pamiętać podczas
organizowaniu wycieczek w przyszłości :)
Historie Wilka bardzo mnie poruszyły. Najbardziej
zaszokowała mnie kultura hinduska. Sporo wiedziałam o Indiach,
jednak ciągle za mało... Ten bollywoodzki kraj - zamieszkały przez 1,5 miliarda
ludzi, to państwo pełne nierówności społecznych.
Przeraziła mnie religia, która dzieli tubylców na 5 kast. Hindusi
wychodzą z... poszczególnych członków Najwyższego. Ostatnia, 5 –
najgorsza sfera wyłania się z odchodów najważniejszego bóstwa. O
osobach będących w tej kaście mówi się ,,niedotykalni” - nie
mają oni żadnych praw, są traktowani jak gówno (z którego
podobno się wywodzą). Nie mogą przejść do wyższej strefy.
Hinduskie kobiety są w swoim kraju – nikim.
Najpierw należą do ojca, potem do męża, a następnie do synów.
Tuż po pierwszej miesiączce (zazwyczaj przed 14 rokiem życia)
zostają wydane za mąż, a małżeństwa aranżują rodzice.
Często dziewczynki nie znają swoich ślubnych, bo są od nich o
wiele lat młodsze. Ich jedynym poważnym zadaniem jest urodzenie
dzieci. W czasie ciąży nie mogą wychodzić z domu, w których
pełnią rolę gospodyń. Kiedy mają okres, nie wolno im dotknąć
żadnego mężczyzny (bo są nieczyste). Zazwyczaj małżonek umiera
pierwszy, kobiety pozostają same. I wówczas dalszy los Hindusek
zależy od rodziny poślubionego. Przeważnie są one wypędzane i
obarczane jarzmem klątwy. Czekają na śmierć. Do niedawna, wdowy
palono na stosie razem ze zmarłym mężem. Na szczęście,
(podobno) te czasy już się skończyły. Dziewczyny odbierają
porody, bo przy nich ma się styczność z krwią, która jest
nieczysta. Kobieta uzależniona są od mężczyzny, bo tak nakazuje
religia. Płeć żeńska jest wg kultury hinduskiej klęską dla mężczyzn.
Dziwnym zwyczajem jest palenie martwych ludzi przy
świętej rzece Ganges, do której następnie wsypuje się prochy
zmarłych. W tej wodzie codziennie kąpią się dorośli, pływają
dzieci. Można tam znaleźć różne śmieci z włączeniem... fekalii
krów – również taplających się w znanej rzece. Mućki
uznawane są w Indiach za święte. Kiedy idą prostą drogą, samochód
musi poczekać, aż krowa przejdzie dalej. Czasem trwa to bardzo
długo, należy być cierpliwym, bo krowy nie wolno pośpieszać –
nawet poprzez krzyknięcie. Łaciate zwierzęta mają w kraju większe
prawa niż ludzie, są ważniejsze niż kobiety. W Indiach czci się
również szczury. Istnieje specjalna świątynia tych gryzoni, to
miejsce chce zobaczyć każdy turysta.
Kolejną, kontrowersyjną hinduską tradycją są
urzędujące w państwie Kumari. Podczas castingów - młode
dziewczyny zostają wybierane do pełnienia funkcji królowych. Dzieci,
które wygrają eliminacje, umieszczone są w świątyniach (biednych
ruderach) i tam mieszkają - odwiedzane przez pielgrzymów do momentu
uzyskania pierwszej miesiączki, kiedy to stają się nieczyste.
Następnie, wyrzuca się je na bruk i zastępuje nowymi Kumari. Skąd
wziął się ten dziwny zwyczaj? Pewien hinduski władca, który miał
5 żon i wiele dzieci, postanowił zorganizować przyjęcie.
Ostatnimi czasy, bardzo mu się nudziło (żadnych wojen, nowych
małżonek), więc postanowił urozmaicić swoje monotonne życie.
Nagle zobaczył przez okno piękną dziewczynkę o kobiecych już
kształtach. Okazało się, że jest to córka biednego złotnika,
który pobladł na samą myśl o niecnych zamiarach władcy wobec
jego dziecka. Wielka feta w pałacu udała się! Wszyscy bawili się
znakomicie, oprócz owej 11letniej dziewczyny (o imieniu Kumari).
Była ona gwałcona całą noc przez swojego zwierzchnika i zmarła
nad ranem. W tym samym czasie, piąta żona władcy - urodziła
mężowi kolejne dziecko, pierwszą córkę. Uznano to za cud, bo do
tej pory starszy rządzący miał tylko synów. Wzruszony zaistniałą
sytuacją mężczyzna, znalazł wytłumaczenie niespodziewanego
wydarzenia. Najpierw polecił, aby przyniesiono zwłoki Kumari,
owinięte w zakrwawione prześcieradło. Następnie oświadczył, że
zmarłe dziecko postanowiło dać z siebie ofiarę, aby mogła się
narodzić córka władcy! Wszyscy poddani oczywiście mu uwierzyli,
oprócz ojca Kumari, który zwariował z rozpaczy. Szczęście
barbarzyńcy nie trwało długo. Rok (a może 2?) po tym szokującym
zdarzeniu, na pałac najechały wojska nieprzyjaciół, zabiły
one całą rodzinę i świtę rządzącego. Na pamiątkę tej smutnej
(dla większości radosnej...) chwili – śmierci dziewczynki,
wybiera się w Indiach bogini Kumari, która jest uważana za świętą
do momentu pojawienia się u niej pierwszej krwi.
Ostatnim, wspomnianym w książce dziwnym zwyczajem
jest porywanie chłopców i pozbawianie ich całej męskości. Po tym
okrutnym zabiegu, oszpeceni mężczyźni nazywani są ciotami. W
dalszej części życia, okaleczone osoby wpraszają się na różne
uroczystości, przebierają za kobiety i tańczą. Szantażują
gospodarzy i grożą, że jeśli nie dostaną pieniędzy lub nie
zostaną spełnione ich zachcianki, porwą (przykładowo) pana
młodego i wcielą go do swojego grona.
Na finalnych stronach lektury, autor dosadnie
krytykuje pomoc międzynarodową. Podpiera się różnymi danymi
statystycznymi, książkami i przykładami z życia. Na zagranicznej
pomocy bogacą się tylko osoby pracujące w znanych organizacjach
(których obowiązuje podpisana umowa - nie wyznawania tego co dzieje
się wewnątrz instytucji) i władcy autorytarnych krajów,
powiększających swoje wielomilionowe, często miliardowe konta
walutowe. Obszar biedy w krajach trzeciego świata - pogłębia się
coraz bardziej, rebelianci buntują się, nie chcą przyjmować
wsparcia od ,,przyjaciół". Do najuboższych dociera
tylko 1 procent obiecanej pomocy z zewnątrz. Poziom cierpienia i
agresji wzrasta. Zachód (w szczególności USA), obdarował
nieświadome państwa wolnością, uwolnił od kolonializmu - ale tylko
pozornie, bo jednak uzależnił od siebie i swojej pomocy.
Najpopularniejszą formą wsparcia są pożyczki udzielane za nic, z
których narastają coraz większe odsetki.
W zakończeniu, pisarz wyjaśnia, skąd zaczerpnął
pomysł na tytuł książki. Wilk zaraża pasją podróżowania.
Czytelnik chce wybrać się z nim na wycieczkę do Azji i poznawać
wszystkie kultury. Mam nadzieję, że autor napisze więcej ciekawych
lektur o swoich wyjazdach, bo uważam, że jedna pozycja to stanowczo
za mało. Jako, że uwielbiam dzieła o tematyce turystycznej, każda
kolejna książka jest dla mnie wielką radością. Przyznam, że o
,,Nagiej Asu” nigdy wcześniej nie słyszałam. Nie znałam również
podróżnika – Konrada Wilka, dlatego bardzo cieszę się z
wygranej lektury, bo dzięki niej mogłam uzupełnić swoją wiedzę
historyczną, geograficzną i kulturową.
Książka miała jednak również kilka minusów.
Przeszkadzało mi niedopasowanie zdjęć do tekstu. Kiedy
czytałam o Kambodży, przed moimi oczyma znajdowały się obrazki z
Bangladeszu itd. Musiałam zatem szukać ilustracji - adekwatnych do
aktualnie widniejących treści. Szkoda, że nie były one
umieszczone po każdym omawianym państwie jako podsumowanie, tylko
trochę pomieszane. Dodatkowo, drażnił mnie często język autora -
bardzo osobisty. Zdarzało się, że fragmenty pisane kursywą,
musiałam czytać kilka razy - aby zgadnąć, co Wilk miał na myśli.
Podsumowując moje zbyt długie pewnie wywody, polecam książkę
każdemu. Stawiam lekturze ocenę 8/10.
Hej! Ostatnio udało mi się wygrać w konkursie internetowym książkę, postanowiłam ją od razu przeczytać.
Tytuł: ,,Książki błogosławionego Jana Pawła II"
Autor: Janusz Poniewierski
Rok wydania: 2011
Okładka: twarda
Ilość stron: 188
Lektura została podzielona na 4 rozdziały
(Świecki, Ksiądz, Biskup i Papież) + przedmowę. Książkę czyta
się bardzo szybko, ponieważ napisano ją językiem prostym w formie
anegdotek i ciekawostek. ,,Kwiatki Błogosławionego Jana Pawła II”
to wydanie kieszonkowe, ale druk nie męczy oczu, bo strona graficzna
została ciekawie zaprojektowana, charakterystyczne są żółte
kartki. Uważam, że ciekawym pomysłem było zamieszczenie na każdej
stronicy małego kwiatka, który na początku opowieści jest
pączkiem, a poprzez kolejne części lektury rośnie, po to by na
koniec stać się rozwiniętą roślinką. Myślę, że ten kwiat
jest alegorią życia każdego człowieka – rodzimy się pod
postacią małego zarodka, z każdym dniem rozwijamy się coraz
bardziej, ale zawsze musi nastąpić kres egzystencji, więc
zaczynamy się pomału starzeć i usychać, ostatecznie - całkiem się
obsypiemy i znikniemy z tej ziemi.
Książką jestem zachwycona. Z chęcią przeczytam
kolejne propozycje o papieżu. Dzień jego śmierci pamiętam bardzo
dobrze, to niesamowite jak polskie społeczeństwo umiało się wtedy
zjednoczyć. Jan Paweł II to osoba, którą zawsze będę podziwiać.
Cieszę się, że wygrana lektura dostarczyła mi wielu cennych
informacji z życia Karola Wojtyły, będącego dla mnie
autorytetem.
Lektura uświadomiła mi jak ubogą miałam do tej pory wiedzę na temat tej historycznej postaci, która pilnowała
porządku całego świata. Papież interesował się nie tylko
problemami kościoła, ale przede wszystkim całego społeczeństwa.
Dowiedziałam się, że Jan Paweł II w wieku 9 lat stracił swoją
matkę, a niedługi czas później jedynego brata. Kiedy Wojtyła
skończył etap bycia nastolatkiem, zmarł jego ostatni, najbliższy
krewy – ojciec. Jestem pełna podziwu dla jego postaci, nieliczne
osoby mają tak silną osobowość, a ich priorytetem jest chęć
czynienia dobra.
,,Kwiatki błogosławionego Jana Pawła II”
postrzegam bardzo pozytywnie. Podczas czytania książki, targały mną
różne emocje: wielokrotnie przetarłam ze zdumienia oczy -
dowiedziawszy się o nieznanych mi wcześniej przygodach naszego rodaka, kilka
razy zapłakałam nad losem młodego Karola, często śmiałam się –
wyobrażając sobie żartującego papieża, bo Wojtyły nigdy nie opuszczał
dobry humor.
Książkę polecam wszystkim osobom, których
interesują kwestie religijne i historia; lektura dostarcza silnych wzruszeń.
Moim zdaniem Jan Paweł II był jedną z najważniejszych postaci na
arenie światowej, więc warto znać jego życiorys. ,,Kwiatkom błogosławionego Jana Pawła" przyznaję ocenę 9/10, ponieważ uważam, że 3 historie zawarte w pozycji są
raczej nie realne, traktuję je jako legendy.
Pochwalę się cudownym weekendem we
Wrocławiu ^^ W czwartek uczestniczyłam w koncercie Comy, a wcześniej
na spotkaniu z zespołem w empiku. Odebrałam również swoje
nagrody, które otrzymałam w wyniku wygranych konkursów na fanpage
Międzynarodowych Targów Turystycznych: książkę podróżnika i
kosmetyki Oriflame (tusz do rzęs, 2 mydełka, żel pod prysznic,
krem do ciała i gąbeczka).
W sobotę wybrałam się na
wspomniane targi turystyczne, brałam udział w wykładzie Beaty
Pawlikowskiej i Wojciecha Cejrowskiego, było super! Nie odbyło się
bez autografów i zdjęć. Dodatkowo nazbierałam ze wszystkich
stoisk mnóstwo przewodników, map, smyczy, pocztówek, płytę dvd,
magnes i ołówek. W Arkadach Wrocławskich spotkałam Pawła
Małaszyńskiego :)
Postanowiłam również udać się do
kina. Był to piątek - a w Polsce miała miejsce premiera
,,Intruza”. Książkę, na podstawie której nakręcono film,
czytałam 3 lata temu. Lekturę przekartkowałam jednym tchem, bardzo
mi się podobała. Co prawda, miała ona ok. 600 stron, ale nie było
to dla mnie żadną przeszkodą, ponieważ na uczelni trwała akurat
sesja, a ja skończyłam właśnie czytać słynną sagę
,,Zmierzch”. Widząc zapowiedź wyczekanej produkcji -
zdecydowałam, że powinnam zobaczyć niezwłocznie adaptację ,,Intruza” na
dużym ekranie.
Tytuł: ,,Intruz"
Reżyseria: Andrew Niccol
Rok produkcji: 2013
Gatunek: Sci - Fi, thriller, romans
Czas trwania: 2.5 h
Fabuła:
Daleka przyszłość. Na
ziemi pozostaje jedynie kilku ludzi, którzy ukrywają się przed
obcymi przybyszami z innych planet. Nieznajomi są duszami, które
przejmują ciała napotkanych obywateli. Po udanym zabiegu otrzymania
ziemskich sylwetek, ponownie wskrzeszone do życia osoby, otrzymują
nowe – świecące oczy. Dusze uważają, że dzięki ich decyzjom –
świat jest lepszy (panują wszechobecne: uczciwość i zaufanie,
nikt nie potrzebuje pieniędzy bo wszystko jest za darmo).
Melanie ucieka przed
nieprzyjaciółmi. Nie chce, aby ktoś przejął jej kształty, więc
decyduje się na samobójczy skok z okna. Dziewczynie udaje się
przeżyć, lekarze w jej ciało wszczepiają duszę – Wagabundę.
Melanie nie potrafi przyzwyczaić się do nowej towarzyszki w swojej
skórze. Czy uda jej się pozbyć Wandy? W jaki sposób na tę nową
sytuację zareagują jej brat i chłopak? Dowiecie się tego,
oglądając film :)
Obsada: Saoirse Ronan jako Melanie (Wagabunda). 18 letnia aktorka nieźle poradziła sobie ze swoją pierwszą, większą rolą. Pamiętam ją z kreacji małej Briony z melodramatu ,,Pokuta" i już wtedy zwróciłam na nią wzmożoną uwagę. Będę uważnie śledzić jej filmową karierę.
Max Irons jako Jared Howe. Artysta jest synem znanej angielskiej gwiazdy - Jeremy'ego Ironsa. Chłopak starał się zagrać swoją postać najlepiej jak potrafił, jednak po zakończonym seansie, byłam w stanie zapamiętać jedynie jego ładną buzię.
Jake Abel jako Ian O'Shea. Przystojny aktor - wcielając się w rolę Jake, zyskał moją sympatię. Jego występ oceniam bardzo pozytywnie.
Z największym zainteresowaniem śledziłam kreacje drugoplanowe: Łowczyni (Diane Kruger), Maggie (Frances Fisher), Jeb'a(William Hurt). Gra znanych aktorów przyćmiła role młodszych artystów. W ich zachowaniu można było zauważyć klasę i doświadczenie sceniczne, czego brakowało głównym bohaterom.
Mam wobec filmu mieszane
uczucia. Trochę się jednak zawiodłam na ekranizacji ,,Intruza”,
liczyłam na ciekawszą adaptację książki pod postacią produkcji.
Uważam, że Emiliy Browning zupełnie nie pasowała do roli Pet.
Aktorka pojawiła się w thrillerze tylko na kilka minut, ale kreacja,
którą stworzyła nie spodobała mi się. Według mnie, minusem była
również długość filmu. Trwał on ponad 2 h i momentami nudził. Niektóre sceny były świetnie wyreżyserowane i
przyczyniały się do szybszego bicia serca, ale wiele ujęć było
jednak żenujących i niepotrzebnych. Plusem produkcji był
soundtrack, który pozytywnie mnie zaskoczył. Do gustu przypadły mi
pięknie ujęte krajobrazy, które ratowały jakość produkcji.
Podsumowując, moim zdaniem
,,Intruz” to średni film. Myślę, że zmarnowano ciekawy
potencjał książkowy. Dzieło Niccol'a jest nijakie i obawiam się,
że zostanie szybko zapomniane przez publiczność. Aczkolwiek nie
żałuję, że wybrałam się do kina na ten seans :) Moja ocena
thrillera to: 6.5/10.
Witajcie!
Mam na imię Alicja. Od dawna czytam Wasze blogi, w końcu pomyślałam, aby założyć również własną stronę. Nie wiem, jak długo będę miała ochotę pisać swoje przemyślenia, ale mam nadzieję, że stanie się to dla mnie świetną zabawą przy której się zrelaksuję :) W pierwszej notce postanowiłam wypowiedzieć się na temat słynnej lektury...
Właśnie skończyłam czytać
najgłośniejszą książkę ostatnich lat o tematyce erotycznej. W
związku z tym mam do Was małą prośbę. Jeśli ktoś dał radę
przebrnąć przez tom 2 i 3, niech napisze mi (proszę) chociaż w kilku
zdaniach, co działo się w tych lekturach. Myślałam, że opowieść
o Grey'u jest jedną częścią, a tymczasem okazało się, że
powstały również kontynuacje... Przez kilka dni męczyłam się z
pierwszym tomem, tylko po to by poznać odpowiedzi na nurtujące mnie
pytania, które prawdopodobnie zostały umieszczone w ,,Ciemniejszej
stronie Grey'a” i ,,Nowym obliczu Grey'a”. Rozpoczynając serie
książkowe, zawsze musiałam przeczytać wszystkie lektury wchodzące
w jej skład, bez względu na to czy byłam zachwycona czy też nie (tak
samo zachowuję się w stosunku do filmów). Dzieło E. L. James
reklamowane jest jako m.in. hipnotyzujące, uzależniające,
szokujące, zaskakujące, kontrowersyjne itp. Nie zgadzam się z
żadnym z tych stwierdzeń. Po przeczytaniu pierwszej części
trylogii, poczułam ogromne znużenie i niesmak. Nie mam chęci
zapoznawać się z kolejnymi tomami. Jeśli ktoś czytał dalsze części trylogii, proszę
aby dał mi znać, jakie były dalsze losy związku Anastazji i
Grey'a oraz wyjaśnił dlaczego tytułowy bohater miał blizny. Nie
mam zamiaru zapoznawać się z kolejnymi opasłymi księgami, w
których nic się nie dzieje... Jest to dla mnie męczarnia, strata
czasu. Nie mniej jednak jestem ciekawa zakończenia historii. Może
kiedyś jak już ochłonę, dam jeszcze szansę następnym tomom.
Tytuł: ,,Pięćdziesiąt twarzy Greya"
Autor: E. L. James
Okładka: miękka
Ilość stron: 608
Rok wydania: 2012
Tom 1
Poniżej mój bardzo krytyczny opis.
Dwie przyjaciółki kończą studia. Anastazja,
która woli, aby na nią mówić Ana, mieszka u Katy. Anastazja uważa, że
Katy jest piękną kobietą – ideałem; natomiast mimo iż sama
jest śliczną dziewczyną, nie docenia swojego perfekcyjnego
wyglądu.
Ana jest wyjątkowa... Oprócz nienagannej
aparycji, ma kolejny atut - to jedna z najlepszych uczennic w szkole. Dodatkowo,
studentka pracuje w sklepie ogrodniczym. W domu pojawia się zawsze
późnym wieczorem, uczy się parę chwil i o 22 jest już gotowa, by
iść spać. Anastazja ma również czas na ugotowanie zupy czy ploteczki z
Katy. Sama je niedużo, w związku z czym ma rewelacyjną figurę.
Jej ulubione śniadanie jest typowo amerykańskie: naleśniki z
syropem klonowym i bekonem plus herbata. Ana ma również dwóch
przystojnych wielbicieli, którzy są w niej zakochani do szaleństwa.
Natomiast mama Anastazji jest w związku z czwartym mężczyzną (mieszkają
na drugim końcu USA). Ojciec Any zmarł, gdy dziewczynka była
mała, więc to do męża matki numer 2 - mówiła tato.
Katy nie pracuje, ale prowadzi popularną gazetkę
studencką, której jest redaktorem naczelnym. Pewnego dnia
dziewczyna budzi się poważnie chora – ma katar, czerwony nos,
kicha, prycha. Tym samym, dramatyczny stan - uniemożliwia jej wyjazd na
umówiony już pół roku wcześniej wywiad z szalenie bogatym i nieziemsko przystojnym Christianem Grey'em (najważniejszą osobą w
świecie biznesu). Spotkanie ze znanym przedsiębiorcą było
marzeniem Katy, niestety choroba krzyżuje jej plany. Co postanawia
redaktor magazynu studenckiego? Nie, nie wydaje polecenia innym
kolegom - z którymi pracuje przy powstawaniu gazety, aby ją zastąpili.
Przebojowa dziewczyna prosi Anę, by ta pojechała za nią
przeprowadzić wywiad. Początkowo przyjaciółka nie chce się
zgodzić, ale po namyśle, wsiada do samochodu i udaje się na
spotkanie z tytułowym bohaterem. Kiedy studentka przybywa na
umówione miejsce, przypomina sobie, że nie wie, kim jest osoba, z
którą ma rozmawiać (zapomniała sprawdzić ile biznesmen ma lat,
czym się zajmuje), na dodatek Katy nie dała jej biografii Grey'a.
Anastazja nawet nie ma pojęcia jak wygląda znany multimiliarder.
Konfrontacja twarzą w twarz pomiędzy dwójką
głównych bohaterów, okazuje się być przełomem. Zarówno Anę
jak i Christiana przeszywają prądy elektryczne, dreszcze emocji. Wizja romansu
wydaje się być nieunikniona. Kolejne spotkanie zakochanych jest
przypadkowe (jak wszystko w tej książce), ponieważ biznesmen
wstępuje do sklepu, w którym pracuje Anastazja. Dziewczyna również całkiem przypadkowo przypomina sobie, że Katy chciała dodać do magazynu studenckiego
sesję fotograficzną z Grey'em. Multimiliarder zostawia Anie swój
numer telefonu, umawiają się na kolejne posiedzenie (kawa –
herbata).
Wszyscy domyślają się zapewne jaki jest dalszy ciąg tej
lukrowanej historii. W tym miejscu mogłabym zakończyć swoją
opowieść na temat książki. Jeśli jednak ktoś jest jeszcze
ciekawy, jak potoczyły się losy dwójki bohaterów, zapraszam naponiższy opis (A co! Jak już krytykuję, to do końca!) Uwaga – spoileruję!
Po kilku dniach Christian zabiera nową
,,przyjaciółkę” na weekend do Seattle. Podróżują odrzutowcem,
ponieważ Grey ma od 4 lat licencję pilota. Po dotarciu na miejsce,
biznesmen daje Anastazji umowę, z której wynika, że ich dalsza
znajomość może istnieć, jedynie jeśli ona zgodzi się być jego
,,uległą” numer 16 (oznacza to, że dziewczyna nie może się mu
w niczym przeciwstawiać). Zgodnie z regulaminem studentka ma spać 8
h dziennie. Co więcej, musi jeść 4 posiłki dziennie, nie wolno
jej pomiędzy nimi nic podjadać - ewentualnie owoce (gdyby przytyła nie
byłaby już tak atrakcyjna, Christian nie mógłby się nią
interesować – wszak najważniejsza jest u kobiety figura). Ana
powinna ćwiczyć 4 razy w tygodniu z osobistym trenerem. Oczywiście
najważniejszy w ich oryginalnym związku byłby seks z użyciem
m.in. kajdanek czy pejczów. Dziewczyna jest zdezorientowana! Nie
wie, co ma robić! Pragnie Grey'a, który jest dla niej wymarzonym
ideałem (inteligentny, bogaty, wysportowany, niemożliwie przystojny
– najbardziej pożądany na świecie 27 letni kawaler), ale z drugiej strony panna Stelle nie jest pewna, czy ma chęć być ,,uległą”.
Główna bohaterka idzie z Katy do baru, aby
świętować zakończenie nauki. Anastazja ma słabą głowę, w
okresie studenckim nigdy nie piła alkoholu (jedynie czasem z
przyjaciółką tanie wino). W pubie dziewczyna zamówiła (aż) 2
Margarity, co skutkuje niemożnością utrzymania równowagi przez
kobietę! Bardzo pijana Ana dzwoni w środku nocy do Christiana,
który przyjeżdża po kilku minutach. Jeden z wielbicieli Anastazji,
pragnie pocałować ukochaną wbrew jej woli. Na szczęście na czas
pojawia się Grey! Zabiera prawie nieprzytomną Anę do samochodu,
która nie może przestać wymiotować. W tym samym czasie – brat
Christiana zabawia się w barze z Katy (świat jest wszak mały, więc
nic dziwnego, że wszyscy się znają).
Biznesmen spędza noc z Anastazją w hotelu.
Okazuje się, że mężczyzna po raz pierwszy spał z kobietą w
łóżku (zawsze omijał ten mebel). Ana jest powodem mętliku w
głowie Grey'a. Nowością dla Christiana jest seks waniliowy (bez
użycia zabawek).
Przystojniak kupuje wybrance samochód –
mercedesa. Anastazja może w końcu w swoim nowym aucie jeździć w
szpilkach, bo w jej starym Garbusie - dziewczyna musiała prowadzić
na boso! (Na marginesie.. zna ktoś kierowcę podróżującego bez
butów? Swoją drogą sterowania w butach na szpilce również sobie
nie wyobrażam) Grey sprawia chętnie radość Anie również poprzez
zakup dla niej drogocennych książek. Kluczową postacią w lekturze
jest także osobisty szofer - asystent głównego bohatera. Taylor
to były wojskowy i nie odstępuje swojego pana na krok, reaguje na
każde jego skinienie, a wykonywanie różnych dziwnych poleceń (np.
wybór bielizny dla Anastazji) to dla niego codzienność.
Kolejny fragment książki był niezwykle zabawny
(ma autorka poczucie humoru, oj ma!). Christian prosi swoją
dziewczynę, by ta sprawdziła na komputerze elementy ich umowy. Ana
z rozbrajającą szczerością stwierdza, że nie posiada takiego
sprzętu, gdyż nigdy nie był jej potrzebny. Jestem jeszcze w stanie
zrozumieć, że kiedy Anastazja ma chęć, to po prostu pożycza
laptopa od Katy (może jest staroświecka, nie dotyczy jej
uzależnienie od Internetu, które nagminnie można zauważyć
szczególnie u młodych ludzi). Tak więc kurier przynosi Anie cacko
najnowszej generacji – prezent od Grey'a. Kobieta jest
zaskoczona... a do czego posłuży jej takie urządzenie? :D
Odpowiedź jest prosta... do pisania e-maili z jej wybrankiem.
Anastazja zauważa niewielki problem... przecież ona nie ma adresu
internetowego :D Kurier uświadamia dziewczynie (20 + ), że jej pan
już założył Anie własnego e-maila (szok!). Kobieta szlocha ze
szczęścia... nie może uwierzyć, że spotkał ją taki zaszczyt
– prywatna skrzynka pocztowa :D Posiadanie e-maila.. hoho, toż to
wyróżnienie w dzisiejszych czasach. Również płakałam podczas
czytania tego fragmentu, ale raczej z głupoty książki. Autorka
musiała napisać ją pod wpływem silnych substancji odurzających.
Czy pisarka wie jak wyglądają studia? Obecnie każdy uczeń musi mieć
własną skrzynkę internetową.. Być może lektura została
przypadkowo nazwana erotykiem? Ja bym ją zakwalifikowała bardziej
do gatunków komediowych i fantastycznych.
Zastanawiałam się czy nie przerwać kartkowania
słynnego bestsellera. Ale ciekawość zwyciężyła. Rozmyślałam,
jakie zabawne wątki wplotła do książki jeszcze E. L. James. Długo
nie musiałam czekać na kolejne komediowe fragmenty.
Anastazja otrzymuje od swojego sponsora kolejny
prezent – telefon. Dziewczyna.. nie przywykła do używania
komórki, nie jest jej potrzebna :D (młodzież rzadko kiedy używa
takiego sprzętu, czyż nie?) Zdarza się, że Ana zagląda na ekran
telefonu dopiero pod wieczór. Za każdym razem zauważa, że ma
mnóstwo sms-ów i nieodebranych połączeń od Christiana. Nie jej
wina, że nie ma w zwyczaju trzymać w pobliżu siebie komórki!
Zazwyczaj jednak główni bohaterowie przesyłali
sobie e-maile. Z zasadzie... pisali do siebie - co chwilę! Ich
wiadomości były tak idiotyczne, że przewijałam je z zażenowaniem.
Kiedy tylko Anastazja napisała do wybranka krótki tekst,
przystojniak odpisywał po paru sekundach (zawsze miał czas, nawet
jeśli znajdował się wówczas na zebraniu w pracy). Czasem e-maile
były długimi wypracowaniami na kilka stron A4. Przed wyjściem do
pracy, Ana wysyłała do kochanka tyle wiadomości (wszystkie treści
informowały, że zbiera się do wyjścia), iż nie mogłam się już doczekać, kiedy dziewczyna znajdzie się już poza domem! E-maile
były oryginalne, bo cechowały je tytuły: ,,Panie Grey”, ,,Panno
Stelle”, które podniecały głównego bohatera. Poza tym umowa pomiędzy
parą stanowiła, że Anastazja musiała mówić do biznesmena
,,Proszę Pana”.
Nie dziwi również fakt, że Christian był znakomicie zorganizowanym człowiekiem, zawsze na wszystko miał czas. Bez
problemu realizował swoje największe pasje: ćwiczył na siłowni,
grał na fortepianie, prowadził firmę, udzielał wywiadów,
spotykał się z Aną – mężczyzna idealny (gdyby nie ta druga -
ciemna strona). Poza tym, Anastazja ciągle nie mogła zrozumieć, jak
to się stało, że tak szybko ją odnalazł, kiedy była pijana –
a może on ją śledził!? (biedna dziewczyna.. również obca jej
była znajomość systemu, który namierza telefony komórkowe).
Ana uwielbia ,,przewracać oczami”. To nie podoba
się Grey'owi, który wymierza Anastazji bolesne kary (klapsy ręką
w pupę bądź bicie pasem). Kobita nie jest zachwycona jego
zachowaniem, więc ucieka do matki na drugi kraniec kontynentu. Chce
tam sobie wszystko spokojnie przemyśleć. Biznesmen oczywiście
rezerwuje jej w samolocie lot pierwszą klasą. Wypoczynek Any trwa u
(bardzo długo niewidzianej) mamy aż 4 dni. Zaraz po dotarciu na
miejsce, dziewczyna dochodzi do wniosku, że bardzo tęskni za
Christianem. Nie tracąc ani chwili, Anastazja postanawia napisać do
ukochanego e-maila, który jest porównywalnie tak długi jak dzieło
Sofoklesa ,,Antygona”. Zazdrość Grey'a o wybrankę jest ogromna, nie może wytrzymać bez niej kilku dni i przylatuje do kochanki odrzutowcem. Ana nie mając żadnych wyrzutów
sumienia, opuszcza matkę, z którą nawet nie zdążyła porozmawiać
(nie ma czego żałować, pewnie znowu zobaczą się za kilka lat).
Anastazja ma ciekawsze zajęcia, np. lata szybowcem z Christianem,
który pilotuje podniebną maszyną.
Główna bohaterka jest pewna, że zakochała się w
swoim sponsorze, zdaje sobie sprawę z tego, że jej wybranek jest
psycholem. Ona jednak chce od niego ,,czegoś więcej”. Grey ma
mroczną przeszłość. W wieku 4 lat był na pogrzebie swojej
prawdziwej matki, która zmarła pogrążona w prostytucji i
narkomanii. Przybrani rodzice adoptowali Christiana i jego rodzeństwo. Siostra biznesmena – Mia - jest rówieśniczką
Any (23 lata).
Kiedy Grey miał 15 lat, uwiodła go koleżanka jego
przyszywanej mamy. Chłopak był przez 6 lat jej ,,uległym”, co
bardzo mu się podobało. Przystojniak jest zadowolony ze związku ze
starszą kobietą; twierdzi, że to ona nauczyła go jak egzystować w świecie pełnym agresji, gdyby
prowadził inny tryb życia, mógłby skończyć jak jego
rodzicielka. Christian do tej pory utrzymuje przyjacielskie kontakty
z ową panią Robinson, która jest również jego partnerką w
interesach. Opiekunka Grey'a nie miała pojęcia o romansie syna. O
tej tajemnicy dowiedziała się jako pierwsza Anastazja, którą
zdegustowała wizja tak chorego układu. We wspomnieniach Christiana
pojawia się również mąż byłej partnerki, który na wieść o
zdradzie żony, zażądał rozwodu.
Mężczyzna nie chce przyznać się Anie, dlaczego
jego ciało pokryte jest bliznami od przypalanych papierosów (ta
kwestia również i mnie najbardziej ciekawi, niestety odpowiedzi w tym tomie nie
znalazłam). Grey' nie pozwala się dotykać – to jego
granica bezwzględna. Anastazja wyznaje miłość ukochanemu,
Christian jest w ciężkim szoku. Dziewczyna pod wpływem chwili,
porzuca go i odchodzi do kolejnego mieszkania Katy, które zostało
zakupione przez jej rodziców. Btw. Przyjaciółka Any ma
przystojnego i inteligentnego brata (jemu również podoba się
Anastazja), który przez rok zajmował się jedynie podróżowaniem w
Europie. Na końcu powieści dowiadujemy się, że Ana otrzymała
staż w wymarzonym wydawnictwie.
Głównej bohaterki nie byłam w stanie polubić. Była dla
mnie płytką, przerysowaną postacią; nudziła i denerwowała.
Miałam wrażenie, że jest osobą nieco nierozgarniętą, żyjącą
w swoim świecie. Jej powtarzające się nagminnie teksty: ,,O święty
Barnabo”, ,,Moja wewnętrzna bogini seksu..”, przyprawiały mnie
o ból głowy. Do tego nieustannie gryzła wargę i przewracała
oczami (sic!). Tytułowy mężczyzna również nie skradł mojego
serca. O autorko! Wybacz, ale takie osoby nie istnieją... Kawaler z
pierwszych stron gazet, w którym kochają się wszystkie kobiety,
flirtuje z dziewczyną mówiąc: ,,Grosik za pani myśli”! Ta
lukrowana i przesadnie nagłaśniana historia nie miała prawa
powstać. Ubogi język pisarki jest nie do przyjęcia! W jaki sposób
ten najgorszy erotyk na kuli ziemskiej, zaistniał w świecie medialnym? Co
się w nim ludziom podoba – banalny styl autorki czy tandetna
opowieść? Nie potrafię zrozumieć.. Jedyne osoby w książce,
które poniekąd przykuły moją uwagę to: Katy, która nie przepada
za Christianem i natychmiast rozgryza jego osobowość oraz jej
chłopak Elliot Grey (brat kochanka Anastazji). Tło akcji jest tak
cukierkowe, że aż nie do wytrzymania - wszyscy są piękni, bogaci
i mają szczęście. Czytałam wiele powieści o takiej tematyce,
jednak żadna nie drażniła mnie aż tak jak dzieło E. L. James. Moja ocena lektury to 2/10.
Mimo wszystko jestem ciekawa, jak potoczyły się
losy głównych bohaterów. Niestety, mam jednak pewność, że moja podświadomość nie
zniesie kolejnych dwóch tomów, które byłyby zapewne następną
męczarnią. Fabuła erotyku nie różni się niczym od książek dla
nastolatek, dodano tu jedynie kilka pikantnych scen. Dlaczego akurat
ta trylogia odniosła na rynku czytelniczym wielki sukces? Język,
jakim posługuje się autorka jest na poziomie szkoły podstawowej.
Podczas czytania wielu fragmentów, śmiałam się z zażenowania i
zamykałam książkę, gdyż nie mogłam już nawet patrzeć na ten
pełen paradoksów tekst. Ostatni raz miałam taki ubaw, kiedy
wypożyczyłam 4 część sagi ,,Zmierzch” (1 tom mi się podobał,
2 był jeszcze niezły, 3 doczytałam już z większą trudnością,
ale 4 nie powinien się nigdy ukazać). Pamiętam, że przez pół
godziny nie mogłam przestać rechotać, mając przed sobą
fragment historii, gdy Bella spośród dwójki wielbicieli –
wybrała wampira Edwarda. Urodziła dziecko partnerowi, na wskutek
czego - Jacob (zakochany wcześniej do szaleństwa w Izabelli),
doznał tzw. wpojenia i pomimo że był w wieku Edwarda zapałał
miłością do córki byłego rywala. Kiedy wampir powiedział do
dawnego przeciwnika ,,synu”, dostałam głupawki. Miałam problemy
z dalszym czytaniem lektury, ponieważ nie mogłam się skupić
na tej bzdurnej historii – dla mnie był to bełkot.
Przepraszam Was za moje długie przemyślenia w
stosunku do książki, ale jestem na świeżo po jej lekturze,
więc targa mną mnóstwo emocji. Jest to moja pierwsza recenzja na
blogu, więc proszę o wyrozumiałość. Mam nadzieję, że kolejne
notki będą krótsze :) Ciekawa jestem czy ktoś z Was czytał ten
erotyk? Jakie są wasze opinie? Pozdrawiam!