wtorek, 26 lipca 2016

Notatki geologa. Szmaragdy, złoto i ... smak przygody.

Cześć!
Zapraszam na moją opinię na temat książki, którą dostałam w zeszłym roku od autora.





   Tytuł: ,,Notatki geologa. Szmaragdy, złoto i ... smak przygody"
   Autor: Andrzej Śliwa
   Okładka: miękka
   Rok wydania: 2015
   Ilość stron: 184








         Zawód geologa od zawsze mnie fascynował. Kiedy byłam dzieckiem, często marzyłam o studiach w tym kierunku, ale rzeczywistość zredukowała moje plany. Przyznam, że czytając książkę zdziwiłam się jaka ciężka jest to praca. Trzeba mieć wielkie umiejętności w zakresie geograficznym, posiadać szeroką wiedzę z biologii, fizyki, charakteryzować się umysłem analitycznym, a zdolność przystosowania się do egzystowania w nietypowych warunkach to konieczność. Szalenie podziwiam talenty Śliwy, bowiem z książki dowiedziałam się wielu ciekawych informacji o życiu specjalisty, który przedstawił swój zawód jako niełatwy, ale dający wiele satysfakcji. Autor tak opisał doświadczenia doznane w pracy, że od razu widać, iż geologia jest jego prawdziwą pasją. Śliwa zobrazował codzienne zmagania z różnymi przeciwnościami losu, okazało się, że posada fachowca to nie tylko poszukiwania i eksploatacja złóż czy urzędowanie przy biurku i wypełnianie dokumentów lecz przede wszystkim szybkie i sprawne działania w każdej, nawet beznadziejnej sytuacji np. podczas spotkań z żołnierzami.
        ,,Notatki geologa.." to zbiór luźnych myśli autora. Mężczyzna chętnie powrócił do wspomnień z barwnej przeszłości na łamach książki. Lektura nie jest gruba objętościowo, ale czytałam ją dosyć długo i uważnie, bo momentami zawierała wiele szczegółów z funkcjonowania kopalń czy produkcji szmaragdów bądź złota. Najbardziej podobały mi się anegdotki z życia Śliwy, który podzielił się z czytelnikami wyznaniami na temat życia w najdalszych zakątkach świata. Niektóre fragmenty rozbawiły mnie, inne zaskoczyły. Chłonęłam opowieści o spotkaniach z niebezpiecznymi wężami i innymi - groźnymi zwierzętami w Afryce. Dowiedziałam się istotnych informacji o tropikalnych chorobach czy lokalnych tradycjach. Oczami wyobraźni zobaczyłam postsowiecką prowincję w Kazachstanie, gdzie akcja książki miała miejsce na byłym atomowym poligonie.
         Lektura podobała mi się, ale po jej zakończeniu odczułam lekki niedosyt. ,,Notatki geologa..." podzielone zostały na 3 części, z których zdecydowaną większość zajęły wspomnienia z Afryki (rozdział o Chile miał tylko 4 strony). Chętnie dowiedziałabym się czegoś więcej o pracy w Azji bądź pobycie autora w Ameryce Południowej. Dobrym pomysłem było umieszczenie w książce kolorowych fotografii podsumowujących przeczytaną lekturę. Moja ocena: 6.5/10.

poniedziałek, 18 lipca 2016

Żabek i Ropuch. Przyjaźń.

Witajcie!
W zeszłym roku wybrałam się na Wrocławskie Targi Dobrych Książek. Gościem specjalnym piątkowego wieczoru był Wojciech Mann, który podpisywał przetłumaczoną przez siebie serię książek dla dzieci. Moim zamiarem było kupienie jednej lektury chrześnicy, ale pod wpływem impulsu wybrałam również drugą książkę dla siebie :D Kolejka do dziennikarza była szalenie długa, ale udało mi się otrzymać autografy i zrobiłam sobie z Mannem również pamiątkowe zdjęcie ^^




    Tytuł: ,,Żabek i Ropuch. Przyjaźń"
    Autor: Arnold Lobel
    Okładka: twarda
    Rok wydania: 2015
    Ilość stron: 66










          Seria o Żabce i Ropuchu podbiła serca czytelników na całym świecie. Niedawno przygody płazów ukazały się także w Polsce. Postanowiłam rozpocząć przygodę ze zwierzątkami od tomu pierwszego. Książka porusza ważny temat jakim jest przyjaźń. Żabek i Ropuch nie potrafią bez siebie żyć, wspierają się podczas smutnych chwil, ale i nie szczędzą sobie słów krytyki, gdy sytuacje tego wymagają.
          Lektura została pięknie wydana, cechuje się cudownymi ilustracjami i interesującą treścią. Czcionka jest duża, książkę czyta się bardzo szybko. 5 krótkich rozdziałów skłania do przemyśleń. Najbardziej do gustu przypadła mi ostatnia opowieść, gdy Ropuch z utęsknieniem czekał na list, którego nigdy nie otrzymał. Żabek postanowił sam napisać do kolegi kilka wzruszających słów ,,Drogi Ropuchu, cieszę się, że jesteś moim najlepszym przyjacielem. Twój najlepszy przyjaciel Żabek". Tak niewiele wystarczy, aby dodać otuchy najbliższej osobie, prawda? :)
        Dodatkiem do lektury jest duża zakładka w kształcie żabki. Myślę, że taka książeczka spodoba się nie tylko dzieciom; mnie bardzo przypadła do gustu i chętnie poznam kolejne dzieła amerykańskiego autora. Moja ocena: 8/10.

niedziela, 10 lipca 2016

Wietnam

Siemanko!
Dzisiaj nadszedł czas na recenzję książki podróżniczej.





   Tytuł: ,,Wietnam" (mini seria ,,Kobieta na krańcu świata")
   Autor: Martyna Wojciechowska
   Okładka: miękka
   Ilość stron: 122
   Rok wydania: 2012








            Tym razem Wojciechowska zabiera swoich czytelników w podróż do Wietnamu. Azjatycki kraj w III w. stał się prowincją Chin, ale w 939 r. uzyskał upragnioną niepodległość. Podczas europejskiej kolonizacji Wietnam wraz z Laosem i Kambodżą stworzył Indochiny Francuskie, a lata później został podzielony na dwie części: północną - Demokratyczną Republikę Wietnamu (rządzoną przez komunistów i wspieraną przez ZSRR) oraz południową (proamerykańską). Konsekwencją tych działań była długa wojna domowa od 1957 do 1976 r. Uchwalona w 1992 r. konstytucja pozwoliła utrzymać rządy partii komunistycznej, ale wprowadziła również zasady wolnego rynku. Wietnamczycy pamiętają lata przerażających działań wojennych, ale nie wspominają ich w kategorii żałoby narodowej. Myślą o dniu dzisiejszym, starają się żyć chwilą, twierdzą, że nie warto rozdrapywać starych ran. Co ciekawe, pomimo fali nienawiści do Amerykanów, którzy podczas agresywnych walk przyczynili się głównie do zabicia ludności cywilnej, Wietnamczycy wybaczyli im dawne grzechy i prowadzą zaangażowaną w ogromne profity politykę wspólną handlową. 
            Wietnam jest jednym z najbezpieczniejszych azjatyckich państw. Warto wspomnieć, że chwali się ten kraj za niskie bezrobocie - jedynie: 2,9%. Symbolem Wietnamu jest kwiat lotosu, a ulubionym zajęciem społeczeństwa wędkowanie.. jaszczurek, trafiających potem na ruszt. 60 % mieszkańców nosi nazwisko Nguyen, a wszyscy obywatele wierzą, że w ich ramionach znajduje się duch-opiekun, więc nie wolno nikogo szturchać w święte miejsce, aby nie przestraszyć duszka. Niestety, Wietnam znany jest z handlu niepełnoletnimi kobietami, które trafiają najczęściej do Kambodży. Co więcej, aż 58 % mężatek deklaruje, że ich partnerzy znęcają się nad nimi fizycznie i emocjonalnie.
          Bohaterką książki jest 30 letnia Bien Thi Nguyen. Kobieta mieszka wraz z całą liczną rodziną w przepięknej zatoce Ha Long. Domy tubylców znajdują się na wodzie, więc chętnie odwiedzane są przez turystów. Kobieta zarabia dużo (w porównaniu do np. dentystki), ale nie jest szczęśliwa. Musi pracować cały dzień, nigdy nie ma wakacji, jej jedyną rozrywką jest tv czy prasa. Bien marzy o tym, aby wyprowadzić się do miasta i mieć sklep odzieżowy. Ciekawostką jest fakt, że Wietnam słynie z podróbek, więc wszystkie kobiety odziane są w bluzki z napisem Dolce&Gabbana czy Nike, a mężczyźni udając się na połów ryb zakładają garnitury Armaniego. Dziewczyna żali się w wywiadzie na swój kolor skóry, bardzo chciałaby być blada, więc zakrywa ciało - zazdrości Wojciechowskiej idealnej karnacji. Mąż Bien zawsze jest bardzo zajęty... leżakowaniem i piciem piwa, nie ma więc czasu, aby pomagać ukochanej. 
          Podróżniczka podziwia umiejętność szybkiego i smacznego gotowania, jaką posiada Wietnamka, jest także pod wrażeniem wyposażenia domu, który zawiera wszystkie najbogatsze dobra materialne. Dziennikarkę zadziwia ilość osób biegających po kładkach wokół całej wodnej wioski, nie może doliczyć się końca rodziny. Nie mniej jednak zastanawia się, czy gdyby Bien przeprowadziła się do miasta naprawdę odnalazłaby radość życia, wszak w zatoce jest cenioną i najbardziej znaną bizneswoman, a w zatłoczonym miasteczku zostałaby jedną z wielu podobnych pracujących na ulicy kobiet. Lekturę przeczytałam w ciągu niecałych 2 h. Książka charakteryzuje się prostym, często humorystycznym językiem Wojciechowskiej, zawiera również wiele pięknych fotografii i spis miejsc, które koniecznie należy zwiedzić będąc w południowo-wschodnim kraju azjatyckim. Plusem jest również mnogość informacji historycznych, geograficznych i kulturowych o Wietnamie. Moja ocena książki 7/10.

wtorek, 5 lipca 2016

Wycieczkowo 35 - Toruń (część 2)

Hejka!
         Dzisiejsza notka powinna zostać opublikowana już dawno temu, no ale... lepiej późno niż wcale :D Zapraszam na ciąg dalszy opowieści o mojej jesiennej wycieczce do magicznego Torunia :) Relację z pierwszej części znajdziecie tutaj.
        Dziewczęta z bloga http://sisters92.pl/ chętnie zaprowadziły mnie do pomnika Kargula i Pawlaka usytuowanego przed Cinema City. Postaci są naturalnej wielkości uświnione trochę przez natrętne towarzystwo wszechobecnych gołębi :(


         Paulina dostosowała się do mojej listy miejsc wartych zobaczenia. Podążyłyśmy zatem w kierunku Krzywej Wieży - średniowiecznej baszty miejskiej, odchylonej od pionu 1,46 m. Została ona wybudowana jako 15 m. baszta obronna w XVIII w. Obecnie mieści się w niej Toruńska Agenda Kulturalna. Z budowlą związane są interesujące legendy. 
      Baszta przyjaźniła się z Wisłą, słuchała jej fantastycznych opowiadań. Po pewnym czasie, wieża pozazdrościła rzece przygód i chciała zerwać z nią kontakty, lecz ta podpływała coraz śmielej i ciągle chwaliła się barwnym życiem. Woda zaczęła podmywać mury, przestraszona baszta bała się o swoje fundamenty i krzyknęła: ,,Wisło, Wisło, nie podpływaj tak blisko, bo ja runę"! Rzeka odpowiedziała jej na to: ,,To ruń"! Podobno stąd wzięła się nazwa miasta :)
          Szczególnie podoba mi się podanie o grzechu Krzyżaka. W toruńskim zamku żyło 12 rycerzy, jeden z nich zakochał się w młodej dziewczynie. Para ukrywała się w ciemnych zaułkach, lecz ich miłość szybko została odkryta. Kochanków ukarano, kobiecie wymierzono 25 batów, a Krzyżakowi nakazano zbudować wieżę - tak krzywą jak jego postępowanie. Budowla stała się symbolem odejścia od reguły zakonnej. Turyści mogą przy niej sprawdzić swoją niewinność. Należy stanąć przy murze, wyciągnąć ręce i przez chwilę znieruchomieć. Osoby, które stracą równowagę - mają grzechy cięższe od rycerza. Nie przewrócą się jedynie ci, którzy cechują się wiernością i uczciwością. Jako, że test prawości jest obowiązkowym punktem wszystkich wycieczek, ja także musiałam oprzeć się o mur. Nie upadłam, więc brawo ja :D


Brama Żeglarska powstała w XIV w. Prowadziła tędy główna droga z centrum do portu nad Wisłą. Często stąpali po niej królowie polscy odwiedzający Toruń, więc nazywano ją Traktem Królewskim. Przy ul. Żeglarskiej mieszkały najbogatsze rodziny szlacheckie.

Brama Mostowa została zbudowana w XV w. Prowadziła do drewnianego mostu przez Wisłę (istniejącego do XIX w).


Ostatnią z trzech bram średniowiecznego Torunia (przetrwałych do dzisiaj) jest Brama Klasztorna. Nazwa obiektu pochodzi od znajdującego się nieopodal klasztoru sióstr benedyktynek. 


Bulwar Filadelfijski (nazewnictwo ze względu na współpracę Torunia z Filadelfią) jest częścią Starego Miasta. Ah.. to niesamowite miejsce gdzie można wypocząć :)


Znajdują się tu przystanki żeglugi pasażerskiej.


Warto wspomnieć, że na statku wycieczkowym odbywającym rejsy po Wiśle miała miejsce akcja polskiej komedii ,,Rejs".


Najważniejszą częścią Bulwaru Filadelfijskiego jest słynna toruńska łódka spacerowa ,,Katarzynka". Pływała ona po rzece w latach 1969 - 2000. Zbudowano ją w 1955 r. w Budapeszcie jako szalupę ratunkową dla statku ,,Mazowsze". Została wycofana z eksploatacji po stwierdzeniu jej złego stanu technicznego, obecnie stoi jako atrakcja turystyczna. W wersji ratunkowej może zmieścić 30 osób.


Alejka spacerowa otoczona jest murkiem z cytatami z ,,Rejsu", ale i nie tylko, bowiem także z kontrowersyjnymi wypowiedziami polityków.



Niewielki, drewniany budynek wodowskazu (wzorowany na norweskiej architekturze drewnianej) rejestruje wahania poziomu wód Wisły.


Kolejnym marzeniem, które udało mi się spełnić była wizyta w Muzeum Podróżników im. Tony Halika. Bilet wstępu kosztował 8 zł. Muzeum warte jest zobaczenia, serdecznie polecam! Irytował mnie tylko jeden fakt.. babeczka z obsługi chodząca za mną krok krok do każdego pomieszczenia ;] Rozumiem, ze byłam akurat jedynym gościem i być może śledzenie turystów należało do obowiązków tej pani, ale trochę mnie krępowało jej towarzystwo...


Pierwsza sala poświęcona została Tony Halikowi, który urodził się w Toruniu w 1921 r. Mieczysław Sędzimir Halik podporządkował całe życie poszukiwaniu przygody. Już w dzieciństwie pociągały go podróże, jako młody chłopak uciekł z domu, aby pracować jako flisak na Wiśle. Po wybuchu II w. ś. przedostał się do Francji, a potem do Wielkiej Brytanii. Służył w lotnictwie brytyjskim. W 1943 r. po awarii samolotu, przymusowo wylądował na farmie w południowej Francji. Tam poznał swoją przyszłą żonę Pierrette Andree Courtin. Tuż po demobilizacji zajął się kręceniem filmów w Afryce o życiu dzikich zwierząt. W 1948 r. młode małżeństwo wyjechało do Argentyny. Tony przyjął obywatelstwo tego kraju i pracował jako pilot. Fascynowała go jednak dzika przyroda i coraz częściej uciekał w głąb dżungli umieszczając obszerne relacje z wypraw w magazynie ,,Life". W 1953 r. Halik podpisał umowę z amerykańską siecią telewizyjną NBC. Został dziennikarzem i operatorem filmowym, realizował swoje cele i zwiedzał świat z żoną oraz psem. Podczas najważniejszej podróży z Ziemi Ognistej na Alaskę na świat przyszedł syn słynnego Polaka. Małemu Halikowi nadano imię Ozana na cześć przyjaciela Tony'ego - indiańskiego wojownika, który uratował mu życie.


W 1972 r. Halik powrócił do Polski w ekipie dziennikarskiej prezydenta Richarda Nixona. Zaprezentował się publiczności w popularnym programie ,,Kawiarenka pod Globusem", a telewizja wyemitowała cykl jego filmów podróżniczych. Elżbietę Dzikowską poznał Tony w 1974 r. w Meksyku. Kobieta przebywała tam wówczas na rocznym stypendium. Halik i Dzikowska spędzili razem 24 lata, zwiedzając najciekawsze kraje świata. Pierrette została w Meksyku, a Tony przeprowadził się do ojczyzny, gdzie otrzymał kartę stałego pobytu. Para Polaków prowadziła kilka słynnych programów telewizyjnych m.in. ,,Pieprz i wanilia". Ich wspólnym, najważniejszym osiągnięciem było dotarcie do legendarnej, zaginionej stolicy Inków - Vicabamby. Pracę podróżników wielokrotnie nagradzano. Tony Halik zmarł wyczerpany długą chorobą w 1998 r. Dziennikarz stał się legendą jeszcze za życia. Interesował się żeglarstwem, zagłębiał wiedzę o UFO, pisał książki i zarażał ludzi dobrym humorem. Mnóstwo razy otarł się o śmierć, m.in. musiał skakać z płonącego samolotu na spadochronie czy ratować syna przed jaguarem. Elżbieta Dzikowska jest aktywna po dziś dzień, co roku wspiera toruńskie muzeum. 


Kolejne ekspozycje zostały poświęcone szczegółowym wyprawom sławnej polskiej pary: głównie do Meksyku i Gwatemali. 


Meksyk był początkiem wspólnego życia Halika i Dzikowskiej, dlatego też to temu państwu został poświęcony pierwszy odcinek programu: ,,Gdzie pieprz rośnie".


W Muzeum dowiedziałam się wielu ciekawostek np. o grupie etnicznej z północno - wschodnich Indii: Konyak. Najwaleczniejszym mężczyznom przysługuje zwyczaj tatuowania twarzy. Wojownicy nazywani są łowcami głów, zabijają wroga i pozyskują tę najważniejszą część ciała, bo wierzą, że to w niej tkwi magiczna moc duszy. Posiadanie owego trofeum gwarantuje pomyślność i obfitość plonów. 


Na wystawach zaprezentowane zostały nie tylko tradycyjne ubrania różnych plemion, ich biżuterie czy atrybuty lecz także m.in. interesujące wykopaliska jak gliniane figurki.


Na dłuższą chwilę przystanęłam przy mapie z miejscami podróży Dzikowskiej i Halika, oryginalnie oznaczonej kluczami do pokojów hotelowych.


Inną salę zadedykowano wielkim podróżnikom i odkrywcom. Znalazłam mnóstwo informacji na temat Vasco Da Gama, Marco Polo czy Ferdynarda Magellana.


Warto zwrócić uwagę na projekt ,,Portret ze Świata". Edward Grzegorz Funke z żoną Krystyną zwiedzają świat. Małżeństwo fotografuje napotkanych ludzi spotkanych w miejscach egzotycznych. Postaci ze zdjęć hipnotyzują swoim spojrzeniem. Tę wystawę trzeba zobaczyć!


Ostatnim punktem naszego toruńskiego spaceru był Plac Rapackiego. Zatrzymałyśmy się przy Collegium Maximum. Ten neorenesansowy, reprezentacyjny gmach znajduje się nieopodal Starego Miasta. Budynek powstał na początku XX w., pełnił funkcje banku Rzeszy. Na szczycie budowli zamontowano alegorię Fortuny mierzącą 2,9 m. (po jej dwóch stronach zauważyć można dwie ozdobne wieżyczki). Po II w.ś. gmach przejął Bank Polski, a w 2003 r. Uniwersytet Mikołaja Kopernika. Obecnie mieści się w nim Muzeum Uniwersyteckie. Na skwerku pośrodku placu (w 500 rocznicę urodzin Mikołaja Kopernika) postawiono pomnik Helios przedstawiający Układ Słoneczny. 


Duże wrażenie zrobił na mnie aż 4 metrowy pomnik Józefa Piłsudskiego z brązu (odsłonięty w 2000r.). 


Atrakcją Torunia jest przede wszystkim multimedialna fontanna Cosmopolis. W ramach rewitalizacji Starówki w 2003 r. odnowiono i przeprojektowano fontannę obrazującą układ słoneczny. Podświetlane kolorowym światłem, strumienie wody tworzą w rytm muzyki niezapomniany spektakl. 15 minutowe seanse mogą obejrzeć wszyscy zainteresowani w godzinach wieczornych w sezonie turystycznym. Wśród utworów goście mają możliwość usłyszeć m.in. Cosmopolis - przebój napisany specjalnie na cześć fontanny przez Krzesimira Dębskiego.


To nie koniec moich wspomnień z Torunia, bowiem wiosną pojawiłam się tam ponownie, zatem cierpliwie czekajcie na kolejną notkę :D