sobota, 31 maja 2014

Ślady małych stóp na piasku

Witajcie!
Dzisiaj recenzja książki, którą pożyczyła mi kuzynka :)




   Tytuł: ,,Ślady małych stóp na piasku"
   Autor: Anne - Dauphine Julliand
   Ilość stron: 227
   Rok wydania: 2013
   Okładka: miękka ze skrzydełkami










        Prawdziwa opowieść matki dla której najważniejsza jest miłość do swoich dzieci. Francuskie małżeństwo cieszy się rodzinnym szczęściem. Rodzice mają 4 letniego syna Gasparda i 2 letnią córeczkę Thais. Pewnego dnia, Anne zauważa, że na plaży dziewczynka nieznacznie powłóczy za sobą nóżką. Początkowo kobieta podejrzewa u dziecka lekkiego platfusa. Niestety, okazuje się, iż Thais cierpi na bardzo rzadką chorobę genetyczną: leukodystrofię metachromatyczną. Małej dziewczynki nie da się już uratować, krąży nad nią widmo śmierci. Jej rodzice starają się, aby każdy dzień dziecka, był tak piękny jak tylko możliwe. Thais powoli zaczyna tracić: wzrok, mowę, zdolność poruszania się... Tymczasem, Anne jest w kolejnej ciąży. Na świat przychodzi Azylis. Dziewczynka również jest chora, jednak istnieje dla niej szansa wyleczenia. Już po 8 dniach swoich narodzin, dziecko przechodzi chemioterapię i transfuzje krwi. Do pewnego momentu, Azylis wygrywa walkę z niewidzialnym wrogiem niszczącym jej organizm, jednak kiedy dziewczynka kończy roczek - choroba powraca. 

      Książkę przeczytałam bardzo szybko. Towarzyszyło mi ściśnięte gardło i szybsze bicie serca. Byłam wzruszona, ale nie zalewałam się łzami. Imponowała mi siła francuskiego małżeństwa. Słowa napisane przez Anne miały tajemniczą moc nadziei na lepsze jutro. Nie mniej jednak, poznawanie cierpienia umierających dzieci było przerażającym doświadczeniem. Thais i Azylis spędziły większość swojego życia w szpitalach, podłączone do maszyn, miały jednak szczęście spotkać na swojej drodze kochających rodziców i przyjaciół. Szczerze podziwiam zachowanie Gasparda, który mając 4 latka, musiał stać się już dorosłym chłopcem. Dobrze rozumiał sytuację rodzinną, dzielnie tłumaczył w szkole, czym objawia się choroba jego wspaniałych sióstr. 
      Anne i Loic mieli szczęście mieszkać w Paryżu. Małżeństwu nie brakowało pieniędzy, poza tym ich podopieczni dostali od państwa wspaniałą opiekę. Lekarze, pielęgniarki, sanitariusze byli zawsze mili, do domu przychodziła pomoc z zewnątrz pod postacią wspaniałomyślnych rehabilitantów i wolontariuszy. Fundacje zorganizowały nawet dla Franzuzów wyjazd na wakacje, użyczyły karetki. Cierpienie dzieci było ograniczone do minimalnego poziomu. Jakie warunki do przetrwania miałaby ta rodzina, gdyby urodziła się w Polsce? Nie ma się co oszukiwać - beznadziejne.
        Z zainteresowaniem wystukałam nazwisko familii w Internecie, byłam ciekawa jak potoczyły się losy bohaterów. Przyznam, że po przeczytaniu kilku informacji, bardzo się zdziwiłam. Autorka lektury zdecydowała się z mężem na kolejne dziecko. Na świat przyszedł chłopiec. Szanuję małżeństwo za ich odwagę, jednakże chęć posiadania nowego potomka - trochę wytrąciła mnie z równowagi. Francuzi mieli przecież zdrowego Gasparda, postanowili jednak znowu zaryzykować, Anne urodziła syna. Czy warto było narażać życie następnego dziecka? Starszy chłopiec potrzebował miłości rodziców, którzy większość swojego czasu dzielili pomiędzy chore dziewczynki. Jego ledwo co odzyskane poczucie bezpieczeństwa, ponownie zostało zagrożone. Wiem jednak, że wiele rodzin jest bardzo religijnych i pokładają swoją ufność w Bogu, więc gratuluję im odwagi. 
        Książka wydawnictwa Św. Wojciecha charakteryzuje się dużą czcionką i krótkimi rozdziałami. Podoba mi się również piękna okładka. Na zawsze w pamięci pozostanie mi motto lektury ,,Kiedy nie można dodać dni do swojego życia, trzeba dodać życia swoim dniom". Moja ocena to 10/10.

czwartek, 29 maja 2014

Dom Tajemnic

Cześć!
Zapraszam na recenzję ostatniej przeczytanej przeze mnie lektury :)




   Tytuł: ,,Dom Tajemnic"
   Autor: Chris Columbus, Ned Vizzini
   Okładka: twarda
   Ilość stron: 510
   Rok wydania: 2013
   









Fabuła:
       Rodzina Walkerów poszukuje nowego mieszkania w San Francisco. Niespodziewanie, głowa familii znajduje przepiękny dom po zadziwiająco niskiej cenie i dokonuje jego zakupu. Okazuje się, że mały pałacyk jest własnością pisarza Denvera Kristoffa, który wybudował go 100 lat wcześniej. Nieoczekiwaną wizytę nowym właścicielom domu - składa staruszka. Kobieta za pomocą magii zamienia się w Wichrową Wiedźmę, a trójkę dzieci: 15 letnią Kordelię, 12 letniego Brendana i 8 letnią Eleanor przenosi do świata książek swojego ojca. Rodzeństwo znajduje się w tarapatach. Przygody, które przeżywają są bardzo niebezpieczne, a wiele przedziwnych stworzeń pragnie ich śmierci. Młodzi Walkerowie spotykają na swojej drodze m.in. piratów czy olbrzymów. Tajemniczy dom jest nie tylko idealną fortecą na lądzie, potrafi również pływać na wodzie. Czy Kordelia, Eleanor i Brendan pokonają zło czyhające na nich na każdym zakręcie? Kim jest Król Burz? Co znajduje się w niebezpiecznej Księdze Życzeń i Zagłady? Odpowiedzi na te oraz inne pytania znajdziecie w powyższej książce :)

       Na tę lekturę polowałam już od czasów jej zapowiedzi. W końcu udało mi się ją dostać po promocyjnej cenie i od razu zabrałam się do jej czytania. Spodziewałam się wartkiej i oryginalnej akcji, bo przecież autorem ,,Domu tajemnic" jest reżyser ,,Harrego Pottera". 
          Książkę czyta się bardzo szybko pomimo jej sporej objętości. Plusem jest duży druk oraz wiele czarno-białych, fascynujących ilustracji. Zachwyciła mnie także kolorowa, przykuwająca wzrok obwoluta. 
          Fabuła jest ciekawa. Główni bohaterowie muszą wydostać się z tarapatów i znaleźć rozwiązanie, które przeniesie ich z powrotem do domu rodzinnego. Walkerowie są odważni i dowcipni. Szczególnie spodobała mi się najmłodsza dziewczynka - Eleanor, która swoim sprytem i inteligencją potrafiła zaczarować najgroźniejszych przeciwników. Ciekawym pomysłem było obsadzenie akcji w magicznym mieszkaniu. Treść obfituje w wiele baśniowych stworków, w powietrzu czai się zło. 
         Przyznam, że lektura niezwykle mnie zainteresowała, widziałam w niej kilka podobieństw do ,,Harrego Pottera", jednak dzieło Rowling zdecydowanie bardziej przypadło mi do gustu. Baśń momentami się dłużyła, a wiele przygód było trochę naciąganych, nierzadko brutalnych. Nie mniej jednak, jestem przekonana, że gdy tylko pojawi się kolejna część tej serii, na pewno po nią sięgnę, bo zastanawiam się jak potoczą się dalsze losy dzielnych dzieci. Moja ocena to 7.5/10.

Podczas mojego ostatniego spaceru wytropiłam równie ciekawą rodzinkę :)

wtorek, 27 maja 2014

Listy miłości

Hej!
Dzisiaj podzielę się z Wami spostrzeżeniami na temat książki, którą otrzymałam w prezencie od mojej  koleżanki Kasi :)



   Tytuł: ,,Listy miłości"
   Autor: Maria Nurowska
   Okładka: miękka
   Ilość stron: 224
   Rok wydania: 2012










Fabuła:
      Lektura składa się ze zbioru listów Elżbiety Elsner. Ela jest Żydówką. Nadejście II wojny światowej przewraca do góry nogami życie 14 letniej dziewczyny. Wraz z ojcem musi przenieść się do getto. Artur Elsner traci swoją pracę, jego córka musi zdobyć pieniądze na dalszą egzystencję, zostaje prostytutką. Kilka lat później Elżbiecie udaje się uciec pod przybranym nazwiskiem: Krystyna Chylińka. Młoda dziewczyna zakochuje się w żonatym mężczyźnie. Czy ich związek ma szansę przetrwać? Czy prawdziwa tożsamość Krysi zostanie zdemaskowana? 

      Książka jest portretem psychologicznym Żydówki. Ela pisze swoje listy do ukochanego Andrzeja. Wyznaje mu w nich grzechy młodości. Czytelnik zapoznaje się z życiorysem Elżbiety, która przedstawia swoje tragiczne dzieciństwo, następnie okres dojrzewania, a kończy swoje zapiski będąc już starszą panią. 
       Kobieta pogubiła się w swojej tożsamości, męczą ją wyrzuty sumienia, każdej nocy miewa koszmary. Wierzy, że uratować może ją tylko miłość kochanka. Listy są oczyszczeniem ciemnej strony duszy Żydówki.
       Postać Eli jest złożona. Współczułam jej - smutnej młodości, ale często nie rozumiałam wyborów Elsner. Uwiodła Andrzeja, którego chora żona wymagała opieki po powrocie z obozu koncentracyjnego. Współczuła Marysi i pomagała jej, ale nie przejmowała się obecnością kobiety za ścianą podczas nocnych igraszek z Andrzejem. Kilka lat później nie zawahała się zdradzić ukochanego z dwójką mężczyzn. Partner Elżbiety czytał jej listy, więc wiedział o postępowaniu konkubiny, ale mimo to tolerował zachowanie wybranki. Fabuła przybrała scenariusz brazylijskiej telenoweli :)
      Początek lektury trochę nużył, na szczęście po kilkudziesięciu stronach ,,Listy miłości" nabrały tempa i wciągnęły mnie bez reszty. Aczkolwiek końcowe rozdziały były trochę przesadzone, a nawet nierealne. Elka często denerwowała mnie swoim zachowaniem, ale starałam się zrozumieć jej wybory. Lektura nie jest gruba objętościowo, więc osoby, które lubią czytać o kobietach pogubionych w życiu, egzystujących w tle koszmarów II w wojny światowej, powinny sięgnąć po powieść Marii Nurowskiej. Moja ocena to 7/10.

Książka bierze udział w wyzwaniu:  POLACY NIE GĘSI II

Tymczasem zapraszam na pyszny shake bananowy :)


sobota, 24 maja 2014

Wycieczkowo 14 - Arboretum w Wojsławicach

Hejka!
W ten burzowy wieczór zapraszam na relację z mojej ostatniej wycieczki do Ogrodu Botanicznego znajdującego się w Wojsławicach. Uwielbiam przebywać na łonie natury, więc wraz z kochaną kumpelą Kasią postanowiłyśmy wybrać się do pobliskiego Aboretum :)


Miejsce to stworzył od podstaw Fritz von Oheimb.


 Jego grób znajduje się w zacisznym zakątku.


Nieopodal usytuowana została kaplica św. Franiciszka.


Wiele tabliczek przypominało nam o tym, aby na chwilę przystanąć i zaczerpnąć świeżego powietrza, zapominając o codziennym stresie.


W Ogrodzie Botanicznym można biwakować przy smażeniu kiełbasek, a przed deszczem turystów ochroni Wigwam. 


Z radością rozpoczęłyśmy się z Kasią wędrówkę na punkt widokowy, łapałyśmy cudowne promyki słońca :) 


 W otoczeniu lilaków, wiśni i śliwy wiśniowej podziwiałyśmy z oddali nasze piękne góry ^^


Następnie, z ogromnym zachwytem przechadzałyśmy się alejkami otoczonymi pachnącymi różanecznikami i azaliami.





Bardzo podobały nam się stawy, dookoła których można usiąść na ławkach i obserwować cudowną, zieloną przyrodę.






Lubicie zwiedzać Ogrody Botaniczne? A może byliście już w Wojsławicach? :)

sobota, 17 maja 2014

Lalki królowej

Hejka! ,,Cudowna" pogoda zaczyna mnie pomału denerwować, ale przynajmniej mogę nadrobić zaległości w czytaniu książek. Z jaką lekturą spędzałam ostatnio czas? :)

 


      Tytuł: ,,Lalki królowej"
      Autor: Christine Trent
      Rok wydania: 2012
      Okładka: miękka
      Ilość stron: 381









       Akcja powieści dzieje się w XVIII w. za czasów panowania królowej Marii Antoniny. Tło książki zawiera opis prawdziwych historycznych wydarzeń dziejących się we Francji. W treść lektury zostali jednak wpleceni fikcyjni główni bohaterowie.

Fabuła:
       Rodzice Claudetty giną w pożarze. Nastolatka zdana jest tylko na siebie; przypadkowo trafia na statek, który płynie do Anglii. Na skutek wielu niespodziewanych wydarzeń, dziewczyna (wraz ze swoją nową przyjaciółką Beatrice i jej córką Marguerite) zostaje zatrudniona przez arogancką chlebodawczynię. Młode Francuzki ciężko pracują - otrzymując w zamian niewielką wypłatę. Udaje im się jednak znaleźć nowe zajęcie. Dzięki talentowi Claudette, nastolatki odnoszą sukcesy w produkcji lalek. Główna bohaterka zakochuje się w Williamie, który pochodzi z wyższych sfer. Ku swojej radości, Francuzka dostaje zaproszenie do Paryża od królowej Marii Antoniny. Tam spotyka swoją dawną miłość. Claudette nie może się zdecydować, gdzie jest jej prawdziwy dom - we Francji czy też może nowej ojczyźnie Anglii.
     W tym samym czasie czytelnik poznaje historię Ludwika XVI i jego rodziny. Tragiczny los Marii Antoniny oraz jej męża nakłania do przemyśleń. Upadek monarchii ma swoje źródła w nieumiejętności kierowaniem państwa przez młodych rządzących. Paryż pogrąża się w chaosie, tłumy biedaków wychodzą na ulice strajkować przeciwko królowi. Pokojowe demonstracje zamieniają się w krwawe potyczki. Maria Antonina wie, że jej rodzina jest w niebezpieczeństwie. Francuzi pragną śmierci monarchy i jego żony.

      Akcja w książce bardzo powoli się rozwijała. Pomimo niewielkiej obszerności lektury - czytałam ją i czytałam, myślałam nawet, że już nigdy nie skończę. Autorka sprytnie wplotła losy wymyślonych bohaterów w szeregi historycznych postaci. Fabuła wydała mi się być trochę naciągana. Średnio podobały mi się przygody Claudette, Beatrice, Williama, Jeana - Philippa czy Lizabut. Przeszkadzały mi w odbiorze książki liczne literówki. Nie żałuję jednak, że sięgnęłam po lekturę, bo dowiedziałam się wielu istotnych faktów o XVIII wiecznej Francji oraz rządach Marii Antoniny. Poza tym nigdy nie czytałam dzieła, którego tematem byłyby lalki. Moja ocena książki to 6/10. 

Tymczasem owocem dnia ogłaszam smaczny arbuz żółty :)

niedziela, 11 maja 2014

Wycieczkowo 13 - Gdańsk

Siemanko!
Dzisiaj ostatnia część relacji mojej wycieczki. Tym razem opiszę krótką przygodę ze stolicą województwa pomorskiego.

Po powrocie z Karlskrony zostałyśmy pozostawione na terminalu portowym w Gdyni. Autobusem miejskim dotarłyśmy do dworca Szybkiej Kolei Miejskiej i po półgodzinnej podróży wysiadłyśmy w Gdańsku. Następnie, bardzo szybko znalazłyśmy naszą kwaterę, gdzie przy drzwiach powitało nas już szczekanie miłego pieska. Zostawiłyśmy z Eweliną w wynajmowanym pokoju bagaże i ruszyłyśmy zwiedzać cudowną miejscowość. Niestety, niespodziewanie pogoda zmieniła się na gorsze i towarzyszył nam silny wiatr. Po nietrafionym pomyśle zrobienia sobie mało śmiesznych zdjęć w budce fun photos (dlaczego na filmach wszystko wygląda tak prosto w obsłudze, a klienci prezentują się zawsze pięknie?), zdecydowałyśmy się pojechać na Plażę Stogi. 



Nie było szans na opalanie, postanowiłyśmy zatem wrócić do centrum :) Najpierw podziwiałyśmy wspaniałe kamieniczki.




Często spotykałyśmy różne zabytkowe bramy, na zdjęciu Stągiew Mleczna.


Bardzo spodobała nam się Fontanna Czterech kwartałów, usytuowana na przeciwko Kaplicy Królewskiej.


Przez niemal godzinę poszukiwałyśmy Bursztynowej Promenady Gwiazd znajdującej się na wyspie Ołowiance. Odciśnięte ręce rodzimych aktorów czy piosenkarzy ostatecznie znalazłyśmy ukryte tuż za filharmonią. 


Najbardziej atrakcyjny obszar Gdańska znajduje się (moim skromnym zdaniem) wzdłuż rzeki Mołtawy.



1 maja zleciał nam w mgnieniu oka. Kolejnego dnia z radością powitałyśmy poprawę pogody. Piątek rozpoczęłyśmy wizytą na placu Solidarności. To tutaj rozpoczął swoją działalność najsłynniejszy polski Niezależny Samorządny Związek Zawodowy. W 1980 roku miały tam miejsce również znane strajki sierpniowe. Obecnie w dzielnicy Śródmieście znajduje się historyczna brama nr 2 Stoczni Gdańskiej oraz Pomnik Poległych Stoczniowców 1970. Na murze wisi mnóstwo pamiątkowych tablic.




Oczywiście na mojej mapie zaznaczyłam kilka innych pomników, które koniecznie musiałam zobaczyć. Do najważniejszych należała fontanna Neptuna.


Figura Świętopełka Wielkiego - księcia gdańskiego.


Pomnik Obrońców Poczty Polskiej - nawiązuje do bohaterów ochraniających państwowy urząd 1.09.1939 r. Bogini zwycięstwa Nike przekazuje umierającemu pocztowcowi karabin, z otwartej torby rannego mężczyzny wysypują się listy.


Monument Kindertransport znajduje się tuż przed dworcem pkp. Wizerunek dzieci dotyczy akcji ratunkowej najmłodszych Żydów na kilka miesięcy przed wybuchem II wojny światowej. Wielka Brytania postanowiła przyjąć do swojego kraju 10 000 prześladowanych dzieci (w tym ok. 100 z Gdańska). Małych Żydów ocalono od nieszczęścia, niestety większość z nich na zawsze utraciła swoje rodziny, które zginęły w obozach hitlerowskich.


Długo błądziłyśmy z Eweliną w rynku w poszukiwaniu symbolu miasta - Panienki z Okienka. Woskowa figura pojawia się w oknie 3 razy dziennie :)


Tego dnia ostatnią atrakcją wartą zobaczenia na mojej liście był Park Oliwski. Jest to cudowne miejsce, tak właśnie zawsze wyobrażałam sobie ,,Tajemniczy Ogród" :))





Wieczór i spora część ciemnej nocy upłynęła nam pod znakiem karaoke w gdańskim klubie. 3 maja nadszedł czas pożegnania z miastem :( Bardzo żałuję, że nie udało mi się zwiedzić jeszcze kilku miejsc w stolicy województwa pomorskiego... Chciałabym w najbliższym czasie wrócić do Gdańska. Mam nadzieję, że mi się to uda :)

piątek, 9 maja 2014

Wycieczkowo 12 - Karlskrona

Witajcie!
Zapraszam na kolejną część relacji mojej ostatniej podróży :)

    29 marca o godzinie 19.00 znalazłyśmy się z Eweliną na terminalu portowym w Gdyni. Tam bezproblemowo otrzymałyśmy nasze karty pokładowe i z niecierpliwością czekałyśmy na odprawę, która rozpoczęła się o godzinie 20.15. Przeżyłyśmy chwilę strachu, ponieważ po prześwietleniu walizki mojej przyjaciółki - pan zwrócił jej uwagę na przewożenie w bagażu noża do smarowania chleba. Na szczęście udało nam się bezpiecznie dotrzeć na pokład nr 7. Po obejrzeniu wypasionej kajuty, postanowiłyśmy pozwiedzać prom. Miałyśmy mały kłopot z otworzeniem drzwi do naszego pokoju, ale po kilku minutach prób, karta pokładowa uaktywniła się, a dźwięk zasugerował nam, że możemy już wejść do przytulnego lokum. 

Z wielką przyjemnością podziwiałyśmy oddalającą się pięknie oświetloną Gdynię.


     Po wzięciu szybkiego prysznica, zasnęłyśmy w mgnieniu oka w rytmie chlupoczących fal. O 6.00 rano obudził nas głos kapitana - mówiącego przez głośnik o zbliżaniu się do celu. Wszyscy turyści musieli opuścić kabiny, aby obsługa na statku mogła spokojnie posprzątać. Z podekscytowaniem udałyśmy się z Eweliną na wyznaczony pokład oczekiwania na dopłynięcie. Niestety okazało się, że pojawiły się problemy z doczepieniem rękawa do lądu. Podróżnicy ze strachem przysłuchiwali się zapewnieniom kapitana, że nie ma powodów do zmartwień. Dostaliśmy darmową kawę i puszczono nam na wielkim ekranie filmy z Jasiem Fasolą. 
      Po półtora godzinnym opóźnieniu mogłyśmy opuścić prom. Z zadowoleniem odkryłyśmy na terminalu skrytki bagażowe, więc po zostawieniu w nich toreb - ruszyłyśmy podbijać miasto. Wsiadłyśmy do miejskiego autobusu i po 30 minutach byłyśmy już w centrum miasteczka. 

Nasza komunikacja wodna - Stena Line :)


     Karlskrona (Korona Karola) znajduje się na południu Szwecji. Miasto położone jest na 33 wyspach, które samotnie pływają na morzu bądź połączone są ze sobą mostkami i kładkami. Miejscowość ma również wiele pięknych parków ze starannie przystrzyżonymi trawnikami i ślicznymi kwiatuszkami. 



  Symbolem Karlskrony są brzozy. Ale nie tylko drzewka są tutaj atrakcją turystyczną.


Głównym celem wielu turystów jest dzielnica kolorowych domów z XVIII i XIX w. Brzozowe Wzgórze (Björkholmen) było kiedyś osiedlem zamieszkałym przez biednych marynarzy i stoczniowców. Domków nie zmodernizowano, więc chętnie przyjrzałam się tradycyjnym szwedzkim mieszkaniom. Ciekawostką jest to, że niezmiennie od klików stuleci do wielu domów przyczepione są lusterka. Miały być one ułatwieniem dla żon marynarzy, które z wyprzedzeniem musiały wiedzieć o powrocie męża do rodzinnego azylu.




Centrum miasteczka położone jest na wyspie Trossö. Najważniejszym pomnikiem miasta jest figura króla Karola XI - założyciela Karlskrony.


W nadmorskiej miejscowości znalazłam również wiele innych monumentów, m.in. Hansa Wachteistera czy rybaczki stojącej na Targu Rybnym. 



Kolejnym punktem naszej wycieczki była bezludna wyspa Stakholmen. 




Moja mapa zaprowadziła nas również na nadmorskie wybrzeże, z którego podziwiałyśmy piękne widoki. 




Następnie przeszłyśmy mostkiem na wyspę Stumholmen. Usytuowana jest na niej baza szwedzkiej marynarki wojennej - znajdującej się pod patronatem Unesco. 





     Najbardziej wyczekiwaną przez nas atrakcją była jednak lodziarnia Glassiären. W przewodnikach wyczytałam, że kolejki do tego miejsca są często kilometrowe. Początkowo nie wierzyłyśmy, że lodziarnia może być aż tak kultowym punktem w miasteczku, ale ze zdumieniem zauważyłyśmy, że po południu ludzie ustawiali się w zakręconym ogonku daleko za drzwiami, aby tylko otrzymać wymarzonego loda. W Glassiären smaczne wafelki wyrabiane są na miejscu - tuż przy klientach. Sprzedawcy nie podają gałek, trzeba kupić określone smaki. Wybór był bardzo ciężki - lody miały smaki m.in. cynamonowych bułeczek, fiołków, lukrecji... Ostatecznie zdecydowałam się na: Polkę i Tropical. Ewelina oznajmiła kasjerce, że prosi o three smaker: Lion, Chocolate - Kokolad i Kaffe Latte. Z przerażeniem ujrzałyśmy, że 1 smak = 6 gałek. Tak więc ja otrzymałam 12 gałek lodów, a moja przyjaciółka 18. Przysmaki były wspaniałe, jednakże szczerze przyznaję, że na kolejny zakup lodów zdecyduję się już nieprędko :D



     Po wyczerpującym zwiedzaniu malowniczego miasteczka, odnalazłyśmy przystanek autobusowy i wybrałyśmy kierunek na terminal portowy. Na miejscu otrzymałyśmy nowe karty pokładowe. Niestety nasz prom był opóźniony, więc czekałyśmy kilka godzin na wejście na pokład. Okazało się, że miałyśmy zepsute drzwi do kajuty i w nocy spotkała nas nieprzyjemna niespodzianka - nieznajomy wszedł nam do pokoju. Na szczęście dzięki trzeźwości umysłu nic się nam nie stało i szczęśliwie dopłynęłyśmy do Polski. Zdecydowałyśmy się również odwiedzić Gdańsk, o czym wspomnę w następnej notce :)