Na początku czerwca przeczytałam książkę ,,Niebo istnieje..naprawdę!". Lektura bardzo mi się spodobała, także koniecznie chciałam zobaczyć tegoroczną ekranizację prawdziwej historii. W końcu doczekałam się w moim miasteczku seansu w kinie. To co zobaczyłam przed budynkiem, wprawiło mnie w osłupienie. Miejskie kino nie prosperuje zbyt dobrze, filmy puszczane są jedynie na weekend (i to z opóźnieniem), czasem na widowni siedzi zaledwie 5 osób. W niedzielny wieczór ujrzałam ogromne tłumy czekające - w szokująco długiej kolejce - na wejście. Zaskoczona przyjrzałam się działaniem pracowników, którzy otworzyli drzwi na balkon, ponieważ na parterze ludzie już nie mieli miejsc do siedzenia! Takie sytuacje mogłyby się powtarzać częściej :)
Tytuł: ,,Niebo istnieje... naprawdę"
Reżyseria: Randall Wallace
Czas trwania: 1.40 h
Rok produkcji: 2014
Gatunek: dramat
Fabuła:
Colton jest małym, inteligentnym chłopcem. Niespodziewanie, dziecko dostaje gorączki, wymiotuje. Lekarze nie mają dla rodziców optymistycznych wieści - życie Coltona jest zagrożone, konieczna jest natychmiastowa operacja. Chłopiec wraca do zdrowia, jednak nie jest już tym samym dzieckiem, co przed pobytem w szpitalu. Opowiada ojcu, że gdy jego stan był krytyczny, on wcale się nie bał, bo otuchy dodawały mu śpiewające anioły. Początkowo nikt nie wierzy w wizje nieba przedstawianą przez chłopczyka. Większość znajomych szydzi z rodziny Burpo, oskarżając pastora Todda o przekazywanie fałszywego świadectwa wiary - wymyślonego przez jego syna. Colton nie przejmuje się obelgami innych ludzi, każdego dnia z przekonaniem opisuje swoje niesamowite wspomnienie.
Przyznam, że trochę obawiałam się ekranizacji ,,Niebo istnieje... naprawdę", gdyż książka była super i zastanawiałam się, czy reżyser nie zepsuje tak pięknej historii, z kina wyszłam jednak zadowolona. Ponad 1.5 h siedziałam na krześle ze ściśniętym gardłem, pani znajdująca się nieopodal ciągle chlipała. Zachwycona byłam przede wszystkim niesamowitymi widokami, nie mogłam się napatrzeć na cudowne łąki i pola.
W filmie przedstawiono zwykłą rodzinę, borykającą się z codziennymi problemami - brakiem pieniędzy, chorobami. Bohaterowie produkcji, pomimo tego iż byli ludźmi religijnymi, mieli wiele momentów zwątpienia w sens wiary. Jednakże państwo Burpo stworzyli dom pełen miłości, a swoich dzieci uczyli szacunku i tolerancji wobec bliźnich.
Dzieło Wallace podobało mi się. Oczywiście film nie przypadł mi do gustu bardziej niż książka, ale ekranizację oceniam na plus. Zmieniono niewiele momentów, np. Colin trzymał pająka tuż przed pobytem w szpitalu, a nie jak przedstawiono w dramacie - po pokonaniu choroby. Rozczarowana byłam natomiast wizją nieba, dla mnie wyglądało ono trochę kiczowato.
Uważam, że aktorzy zostali dopasowani do swoich ról idealnie. Wszystkich artystów występujących w ,,Niebo istnieje... naprawdę" widziałam po raz pierwszy, ucieszyłam się zatem mogąc zobaczyć na ekranie nieznane mi twarze. Moim zdaniem Greg Kinnear jako Todd Burpo oraz Kelly Reilly w roli Sonji Burpo wspaniale wykreowali swoje postaci. Bohaterowie potrafili ze sobą rozmawiać w sposób świadomy, używając wielu argumentów, nie bojąc się okazywać swoich uczuć np. strachu. Dzieciom stworzyli idealny azyl, żeby mogły czuć się kochane i bezpieczne. Nie krytykowali pociech, często im dopingowali i starali się zrozumieć często negatywne zachowania potomków. Uważam, że szczególne brawa należą się jednak najmłodszym aktorom: Lane Styles wcielającą się w Cassie i przede wszystkim Connor'owi Corum za rolę głównego bohatera Colina. Dzieci były nie tylko przesłodkie, ale także zagrały genialnie. Zarówno dziewczynka jak i chłopiec stworzyli niezwykle wiarygodne postaci. Z przyjemnością patrzyłam na swobodne zachowania małych artystów. Film odebrałam bardzo pozytywnie, byłam oczarowana klimatem produkcji. Moja ocena to 8.5/10.
Tymczasem ostatnio udało mi się wytropić bocianią rodzinkę w pobliskiej wsi :)
Młode ptaszki czekają na jedzonko :D
Jeden z nich nie może się już doczekać powrotu rodziców!
W końcu pojawia się głowa rodziny z czymś pysznym w dziobie..
Starszy bocian mi pozuje :D
Tymczasem ostatnio udało mi się wytropić bocianią rodzinkę w pobliskiej wsi :)
Młode ptaszki czekają na jedzonko :D
Jeden z nich nie może się już doczekać powrotu rodziców!
W końcu pojawia się głowa rodziny z czymś pysznym w dziobie..
Starszy bocian mi pozuje :D
Miłego wieczoru :)