Siemka!
Dzisiaj przedstawię swoją opinię na temat pierwszego serialu obejrzanego na Netflixie.
Tytuł: ,,Gambit królowej"
Reżyser: Alan Scott, Scott Frank,
Rok produkcji: 2020
Ilość odcinków: 7
Fabuła:
Beth Harmon trafia do sierocińca. Dziewczynka zmaga się z uzależnieniem od tabletek, ale dzięki nim odkrywa talent do szachowych rozgrywek. Pobierająca u woźnego w ukryciu lekcje gry, główna bohaterka zdaje sobie sprawę, że ta rozrywka stała się jej pasją. Marzy o zostanie mistrzem w tej dyscyplinie.
Zawsze zastanawiałam się nad fenomenem seriali na Netflixie, wszyscy zachwycali się oglądanymi na tej platformie produkcjami. Mnie nigdy nie ciągnęło jakoś w stronę filmów wieloodcinkowych, wolę seanse nie mające kontynuacji, ale jako że mój mąż jest fanem szachów, już wiedziałam, że ,,Gambit królowej" trzeba będzie obejrzeć.
Fabuła serialu spodobała mi się, pierwszy odcinek, który obejrzeliśmy naprawdę nas zachwycił. Był trochę dziwny, ale przez to fascynująco oryginalny i zachęcał do jak najszybszego zapoznania się z dalszą częścią filmu. Każdy kolejny odcinek coraz mniej mi się podobał i nie chodzi o to, że nie znam się na szachach. Po prostu akcja w pewnym momencie przystopowała, zrobiła się nudna i przewidywalna, a główna bohaterka szalenie mnie irytowała. W głównej mierze zapamiętałam ,,Gambit królowej" jako drogę Beth Harmon po trupach do celu. Dla mnie była zimną, niesłowną osobą, która pomimo sporego majątku, jaki zdobyła, nigdy nie oddała długu pieniężnego - zaciągniętego u woźnego, a przecież bez tego jej kariera nigdy by nie ruszyła. Baaa... nigdy nawet nie odwiedziła swojego pierwszego nauczyciela gry w szachy, ani też przyjaciółki z sierocińca, myślała tylko o sobie. Scena, gdy olewa młodego chłopca podczas zawodów też mnie rozczarowała.
Uważam, że Anna Taylor-Joy to piękna kobieta i zapewne zagrała tak jak miała rozpisane w scenariuszu, jednak to inne role bardziej wzbudziły moją ciekawość. Oczywiście Marcin Dorociński jako Vasily Borgow podbił moje serce, pomimo tego, że nie wypowiadał zbyt wielu kwestii, czekałam na każdą kolejną minutę z jego udziałem w podekscytowaniu. Marienne Heller wcielająca się w Almę Wheatley była bardzo barwną postacią i to ona przykuła moją uwagę najbardziej w filmie jako osoba nieszczęśliwa, a jednak kibicująca swojej adoptowanej córce. Ponadto, lubiłam sceny z udziałem Moses Ingram, która grała Jolene. Oprócz głównej bohaterki denerwował mnie też Thomas Brodie-Sangster, kiedy widziałam, że zaraz pojawi się Benny Watts, nie mogłam już się doczekać się jego zniknięcia z ekranu.
Cóż, jak dla mnie serial był średni, super się zaczął i nieźle skończył, ale środkowe odcinki powodowały u mnie wzmożone ziewanie i scrollowanie na telefonie facebooka. Miałam też nieodparte wrażenie, że kilka scen było wzorowanych na jednej z moich ulubionych produkcji ,,Przerwana lekcja muzyki". Aczkolwiek rozumiem zachwyt nad filmem, który spowodował na nowo zainteresowanie szachami. Podziwiam osoby, które potrafią grać w tym sporcie, ponieważ to trudna pasja, potrzeba naprawdę szerokiego umysłu, wiele ćwiczeń i cierpliwości, aby zostać dobrym w owej dziedzinie. Mój mąż zaczął intensywniej grać w szachy, niestety na aplikacji zainstalowanej na komórce, ciągle przegrywa z postacią małoletniej Beth, ale chyba się nie poddaje (haha). Nie żałuję jednak romansu z Netflixem, mogłam dowiedzieć się o co chodzi z fenomenem ,,Gambitu królowej", jestem bardziej na topie i gdy czytelnik pytający o książki dotyczące szachów zadzwonił do biblioteki, mogłam z nim spokojnie porozmawiać o filmie i pochwalić się znajomością produkcji. Moja ocena serialu to 6.5/10, pomimo kilku minusów serial zapadł mi w pamięć.