Dzisiejsza notka dotyczyć będzie sławnego ostatnio tytułu. Blogosfera długo fascynowała się książką Johna Greena, więc i ja postanowiłam ją w końcu przeczytać. Bardzo ucieszyła mnie biblioteczka Biedronki, gdzie ujrzałam ,,Gwiazd naszych wina" po cenie promocyjnej. Moja przygoda z lekturą trwała kilka dni.
Tytuł: ,,Gwiazd naszych wina"
Autor: John Green
Okładka: miękka
Ilość stron: 312
Fabuła:
Hazel ma 16 lat. Od 13 roku życia zmaga się z nowotworem tarczycy, który przemieścił się do płuc. Nastolatka musi być o każdej porze dnia i nocy podłączona do tlenu, bez niego szybko umrze. Dziewczyna doskonale wie czym jest ból i ogromne cierpienie, bowiem często przebywa w szpitalach, gdzie poddawana jest zabiegom odsączania krwi rakowej, która gromadzi się w płucach. Niespodziewanie, na jednym ze spotkań grupy wsparcia, Hazel spotyka Augustusa. Chłopiec jest od niej niewiele starszy, w wyniku nowotworu tkanki kostnej amputowano mu nogę. Czy miłość między chorymi nastolatkami przetrwa wszystkie przeciwności losu? Odpowiedź znajdziecie w książce Johna Green'a, którą polecam.
Lekturę przeczytałam w ciągu 4 dni. Jest ona pisana językiem młodzieżowym. Do środka egzemplarza załączonych zostało kilka zdjęć filmowych.
Historia Hazel i Augustusa jest bardzo smutna. Czytelnicy dostając się do świata bolesnej choroby, powinni w końcu docenić własne zdrowie. Dzieci zmagające się z okrutnymi nowotworami nie mają żadnych szans na normalne życie. Główna bohaterka podczas każdego wyjścia z domu wkładała wąsy tlenowe, chociaż nawet z nimi niezwykle szybko się męczyła (lecz bez nich dalsza egzystencja Hazel nie byłaby w ogóle możliwa). Autor przedstawia wiele przypadków śmierci młodych ludzi, którzy przegrali z tą niebezpieczną chorobą. Nawet po teoretycznym wyleczeniu, pacjenci nie mogą być pewni czy rak do nich nie wróci. Co najsmutniejsze, nowotwór dopada nawet kilkuletnich maluchów, odbierając im całą radość życia.
W książce nie występuje happy-end, więc dostaje ode mnie dodatkowy punkt, gdyż nie lubię bajkowych, szczęśliwych zakończeń. Podczas czytania wielu fragmentów miałam ściśnięte gardło. Postaci Hazel i Agustus przypadły mi do gustu, polubiłam ich charaktery i bogate wnętrza. Ze wzruszeniem obserwowałam wyalienowanie niesprawnych osób ze środowiska zdrowego społeczeństwa. Przyjaciółka głównej bohaterki ze szkoły nie była w stanie zrozumieć obaw cierpiącej koleżanki, zapewne sytuacja szczerze ją przerosła. Hazel źle czuła się w jej towarzystwie, ich kontakty rozluźniły się w miarę upływającego czasu.
Autor doskonale przedstawił również miłość rodziców do chorych dzieci, ich nieustanną opiekę nad nimi, każdy dzień walki. Jednak moim zdaniem w Polsce - życie rodzin, gdzie pojawił się nowotwór znacznie różni się od tego opisanego na stronicach przez Greena. Dorośli muszą wojować o każdą złotówkę (na leki, sprzęt, rehabilitacje, operacje) dla swoich latorośli; tylko bogatych przedstawicieli stać na w miarę spokojne życie u boku przerażonych dzieci. Pisarz oprócz barwnego zobrazowania miasta urodzenia Hazel - Indianapolis, przedstawił również malowniczo Amsterdam (aż miałam chęć znaleźć się natychmiast w stolicy Holandii razem z bohaterami książki). ,,Gwiazd naszych wina" skłoniła mnie do wielu refleksji, muszę częściej cieszyć się najmniejszymi przyjemnościami otrzymanymi od losu oraz dziękować bogu za dotychczasowe zdrowie. Moja ocena lektury to: 8/10.
Autor doskonale przedstawił również miłość rodziców do chorych dzieci, ich nieustanną opiekę nad nimi, każdy dzień walki. Jednak moim zdaniem w Polsce - życie rodzin, gdzie pojawił się nowotwór znacznie różni się od tego opisanego na stronicach przez Greena. Dorośli muszą wojować o każdą złotówkę (na leki, sprzęt, rehabilitacje, operacje) dla swoich latorośli; tylko bogatych przedstawicieli stać na w miarę spokojne życie u boku przerażonych dzieci. Pisarz oprócz barwnego zobrazowania miasta urodzenia Hazel - Indianapolis, przedstawił również malowniczo Amsterdam (aż miałam chęć znaleźć się natychmiast w stolicy Holandii razem z bohaterami książki). ,,Gwiazd naszych wina" skłoniła mnie do wielu refleksji, muszę częściej cieszyć się najmniejszymi przyjemnościami otrzymanymi od losu oraz dziękować bogu za dotychczasowe zdrowie. Moja ocena lektury to: 8/10.
Mi się książka akurat bardzo podobała, ale film jest o wiele lepszy, bardziej wzruszający. Mam zamiar przeczytać też inne książki autora :)
OdpowiedzUsuńhttp://pasion-libros.blogspot.com/
Książka mi się podobała, choć nie tak jak większości. Film uważam za dość przyzwoitą ekranizację, chyba wzruszył mnie nawet bardziej niż książka.
OdpowiedzUsuńCzekałam na tą recenzję:)) Ta książka jest na drugim miejscu na mojej książkowej wish liście:)
OdpowiedzUsuńTeż mam ochotę przeczytać tą książkę
OdpowiedzUsuńTa książka wszędzie za mną łazi! Najwyższy czas ściągnąć ją z półki i przeczytać :)
OdpowiedzUsuńKsiążkę już kupiłam ale czeka na swoją kolej a potem będzie film :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie przeczytam tą książkę. A film? Może....
OdpowiedzUsuńFilm oglądałam, ale książkę bardzo chcę przeczytać :)
OdpowiedzUsuńMnie polowanie w Biedronce nie wyszło, ale prędzej czy później na pewno tę książkę dopadnę. ;)
OdpowiedzUsuńi czytałam i oglądałam :) Książka zdecydowanie lepsza, ale i tak film bardzo sie mi podobał! I wrócę do niego :) piękna muzyka na +, ale dziewczyna grająca Hazel też mnie nieco irytowała..
OdpowiedzUsuńFilm już widziałam. Przyznam się szczerze, że wiele razy się wzruszyłam. Książkę planuję niedługo poznać.
OdpowiedzUsuńJa chętnie przeczytam książkę. Jeśli skłania do refleksji,to coś dla mnie :)
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy zrobiłam wczoraj duży błąd, mianowicie włączyłam ekranizację, a książka i tak jest już w drodze. Nie żałuję jednak. Dilm w swej prostocie jest bardzo piękny, naturalna gra aktorów, ich ciche miłosne podchody i muzyka. Piękna ekranizacja, na której się w ogóle nie zawiodłam, choć piszę z perspektywy osoby, która nie czytała jeszcze książki. Mam nadzieję, że książka również tak szczerze chwyci mnie za serce:)
OdpowiedzUsuńA ja się bardzo boję przeczytać tą książkę, bo boję się, ze okaże się, że nie wzruszy mnie tak jak wszystkich. Co, jeśli ja nie mam serca?
OdpowiedzUsuńMuszę jak najszybciej przeczytać tą książkę.
OdpowiedzUsuńOglądałam jedynie film, a po twojej konfrontacji książka- film, koniecznie muszę przeczytać pierwowzór :)
OdpowiedzUsuńJak tylko skończę Sparksa "Ostatnią piosenkę" biorę się za "Gwiazd naszych wina".
OdpowiedzUsuńFilm również planuję obejrzeć, ale dopiero po książce.
Czytałam i bardzo mnie urzekła. Filmu jeszcze nie oglądałam.
OdpowiedzUsuńFilm oceniłam podobnie, jak Ty. ;) Moja notka była wyższa o pół stopnia. Ale niedługo też będę miała możliwość przeczytania książki. Już jestem ciekawa, co z tego wyjdzie. ;-)
OdpowiedzUsuńChciałam czytać jedną książkę Greena kiedyś, ale to nie mój styl.
OdpowiedzUsuńChoroba nowotworowa z pewnością nie należy do łatwych tematów, jednak myślę,że trzeba o niej pisać. Także uważam, ze z reguły ekranizacje są gorsze od książek, choć zdarzają się wyjątki.
Cieszę się, że nie dałaś się porwać owczemu pędowi i nie przyznałaś 10. Ta książka jest dobra, ale nie fenomenalna. Gratuluję dostrzeżenia minusów.
OdpowiedzUsuńJeszcze nie czytałam, ani nie oglądałam filmu, choć zamierzam to kiedyś zrobić ;) Muszę sama się przekonać na czym polega fenomen tej książki :)
OdpowiedzUsuńJa mam zamiar obejrzeć film, dzisiaj wieczorem, bo wszyscy tak chwalą i chwalą, sama nie wiem czego oczekiwać, zobaczymy :)
OdpowiedzUsuńWspaniała lektura poruszająca bardzo trudny temat i uświadamiająca sprawy o których nie myśli się na co dzień, a nie są one przecież abstrakcyjne, gdyż choroba nowotworowa zbiera coraz większe żniwo
OdpowiedzUsuńOglądałam film. Świetny jest i bardzo wzruszający .
OdpowiedzUsuńOsosbiście bardziej podoba mi sie ksiazka, chociaz nieco sie na niej zawiodłam, ale i tak bylo pozytywnie. Co do filmu to jedynie uzupełnił mi niektóre kwestie.
OdpowiedzUsuńNie czytałam, ani nie oglądałam - może kiedyś jak będę miała okazję przeczytam by sprawdzić o co tyle szumu.
OdpowiedzUsuńJestem świeżo po lekturze książki. To prawda, że porusza ciężki temat, zmusza do zastanowienia się nad paroma kwestiami, momentami jest bardzo smutna, ale mnie jakoś zupełnie nie ujęła. I to nie tak, że jestem mało wrażliwa, jest zupełnie odwrotnie.
OdpowiedzUsuńW najbliższym czasie obejrzę też film, może w jego przypadku odczucia będą inne.
Mam w planach i książkę i film.Obiecuje sobie wiele i mam nadzieję, że się nie rozczaruje.
OdpowiedzUsuńJa boję się, że jednak mogę się rozczarować. Za dużo szumu zrobiło się wokół tego pisarza, mam nadzieję, że nie na wyrost.
UsuńTyle się już o niej naczytałam, że sama czytać nie będę ;) To tak żartem, bo to z pewnością nie jest książka dla mnie. Ale chyba brakowało mi takiego jednego zdania, które znalazłam u Ciebie: "dzieło Boone'go jest zdecydowanie przereklamowane". Tak też myślałam :)
OdpowiedzUsuńA przede mną ciągle książka oraz film. Mam nadzieję, że nie zawiodę się na tym tytule :)
OdpowiedzUsuńOpierałam się, ale w końcu uległam i jestem zakochana w książce. Film fajny, ale nie powala, jak to zwykle bywa z ekranizacjami.. :D
OdpowiedzUsuńOglądałam film, ale na książkę się już nie skuszę ;)
OdpowiedzUsuń