czwartek, 31 lipca 2014

Blondynka na Bali

Siemka!
Zapraszam na recenzję kolejnej książki podróżniczej.




    Tytuł: ,,Blondynka na Bali"
    Autor: Beata Pawlikowska
    Okładka: twarda
    Ilość stron: 328
    Rok wydania: 2012










      W ubiegłym roku na facebooku podróżniczki wygrałam ,,Blondynkę na Jawie". Książka średnio przypadła mi do gustu, jednak ciągle chciałam przeczytać pierwszą część z wyprawy Pawlikowskiej do Indonezji. Szczególnie nabrałam ochoty na zapoznanie się z propozycją dziennikarki - zaraz po przyjeździe mojej koleżanki z Bali, gdzie kumpela spędzała swoje wakacje.
         Niestety, lekturą jestem rozczarowana. Oczywiście, wydanie książki jest piękne, czytelnik ma szansę zobaczyć wiele ciekawych zdjęć zrobionych przez autorkę w Indonezji. Z zaskoczeniem zauważyłam jednak mnóstwo pomieszanych motywów. Pawlikowska opisuje pobyt na Bali do połowy lektury, po czym ucieka z wyspy, która nie odpowiada jej standardom i w dalszej części swojego dzieła przedstawia Jawę. Co ciekawe, w drugim tomie przygód o Indonezji, autorka prezentuje po raz kolejny Bali, pomimo, że tytuł książki to ,,Blondynka na Jawie". Szczerze przyznam, że nie rozumiem tego zabiegu... Czy nie lepiej było umieścić wszystkie opowieści w jednym egzemplarzu bądź opisać je zgodnie z nagłówkami? 
      Pawlikowska ciągle narzeka na tubylców mieszkających w Bali, wszyscy ją oszukują. Pisarka nie rozumie jak Balijczycy mogą trzymać zwierzęta w klatkach. Podróżniczkę przeraża ilość turystów w większych miastach, więc szybko się z nich ewakuuje. Autorce nie podoba się atmosfera panująca na Bali, większą część lektury poświęca jedzeniu, toaletom i swoim mądrościom, których według mnie jest tutaj stanowczo za wiele. Jeśli chodzi o ciekawostki balijskie, Pawlikowska skupia się głównie na losie biednych zwierzątek, które żyją w niewoli (np. psy na łańcuchach) czy lokalnych sklepach, gdzie wszystkie produkty mają zawyżone ceny. W zasadzie zainteresował mnie jedynie wątek z Ketutem Liyerem - opisanym w książce, a następnie przedstawionym w filmie ,,Jedz, módl się i kochaj".
       Druga część lektury była ciekawsza, ale prezentowała historie z innej wyspy - Jawy, więc nie wiem dlaczego zostały umieszczone w ,,Blondynce na Bali". Moja koleżanka, która niedawno spędziła na tej wyspie urlop, zaprosiła mnie na pokaz zdjęć i fajne opowieści. Asia była bardzo zadowolona z wypoczynku, absolutnie nie narzekała, a o większości tubylców miała pozytywne zdanie (chociaż jak w każdym zakątku świata, napotkała nieprzyjazne jednostki). Tym razem książka Pawlikowskiej mnie nie zaczarowała, moja ocena to 5.5/10.

Lektura bierze udział w wyzwaniu Polacy nie gęsi II oraz Odkrywamy białe plamy.

wtorek, 29 lipca 2014

Książę Mgły

Cześć!
Zapraszam na recenzję pierwszej książki Zafona, którą kupiłam w Biedronce po promocyjnej cenie 9.99 zł :)



    Tytuł: ,,Książę mgły"
    Autor: Carlos Ruiz Zafon
    Okładka: miękka
    Rok wydania: 2010
    Ilość stron: 200











Fabuła:
      Rok 1943 - głowa rodziny Carverów: Maximilian, postanawia przeprowadzić się wraz z rodziną nad morze, aby oddalić od siebie widmo wojny. Jego dzieci: nastoletni Alicja i Max oraz 8 latka Irina są sceptycznie nastawieni do tego pomysłu, jednak pakują swoje dobytki i podążają w ślad za ojcem do pociągu. Po dotarciu do celu, Max zdaje sobie sprawę, że ich nowe miejsce zamieszkania wydaje się być zaczarowane: wskazówki zegara tykają wspak, a domki wyglądają jak przyszyte do makatki, nawet pobliski cmentarz z kamiennymi posągami budzi przerażenie. Dzieci poznają rówieśnika Rolanda, który opowiada im smutną historię o rodzinie Fleischmannów. Dziadek nowego kolegi wyznaje Alicji i Maxowi mroczną tajemnicę o Księciu Mgły - czarowniku, spełniającym życzenia napotkanych osób w zamian za wieczne posłuszeństwo. Początkowo Carverowie nie wierzą w przerażającą legendę, lecz nie podejrzewają nawet jak szybko ich życie ulegnie gruntownej zmianie. Jaki tajemniczy symbol prześladuje Maxa? Kto śni się dzieciom po nocach? Czy wszyscy przeżyją zbliżającą się katastrofę? Tego dowiecie się z lektury Zafona.

     ,,Książę mgły" jest pierwszą książką hiszpańskiego autora, którego twórczość dopiero poznaję (wcześniej czytałam jedynie ,,Światła września"). Zafon napisał tę powieść już w 1993 r., jednak długo musiała ona czekać na swoją publikację. 
       Lektura ma krótkie rozdziały, charakteryzuje się dużą czcionką, pochłonęłam ją bardzo szybko, czas spędzony z ,,Księciem mgły" był dosyć przyjemny. 
       Dzieło Zafona jest kierowane przede wszystkim do młodzieży. Fabuła książki o tematyce fantastycznej interesowała mnie mniej więcej do połowy. Następnie zaczęłam zauważać pewne nieścisłości w wielu wątkach. Akcja stała się naiwna, dość banalna, postać Rolanda trochę mnie denerwowała. Po dotarciu do ostatniej strony, włożyłam lekturę do biblioteczki bez żadnych towarzyszących mi zazwyczaj emocji. Nie jest to powieść najwyższych lotów, ale dla relaksu można ją przeczytać. Mam jednak nadzieję, że cykl ,,Cmentarz zapomnianych książek" spodoba mi się bardziej. Moja ocena ,,Księcia mgły" to 6/10.

piątek, 25 lipca 2014

Coś ci powiem Stokrotko...

Hej!
Robiłam porządki w starej biblioteczce i znalazłam kilka ulubionych książek mojego dzieciństwa ^^ Natychmiast postanowiłam przypomnieć sobie jedną z nich, którą dostałam w 1997 r. za dobre wyniki w II klasie szkoły podstawowej. Kiedy ten czas tak szybko zleciał :O 



  Tytuł: ,,Coś ci powiem Stokrotko..."
  Autor: Mira Jaworczakowa
  Ilość stron: 121
  Rok wydania: 1996
  Okładka: miękka







Fabuła:
      Stokrotka niedługo pójdzie do szkoły. Dziewczynka boi się przejścia do kolejnego etapu w swoim życiu, a w przełamaniu lęków nie pomaga jej wcale starsza siostra Krysia, która naśmiewa się złośliwie z obaw pierwszoklasistki. Na szczęście, w domu pojawia się niespodziewany gość - ciocia dzieci. Krewna obdarza Stokrotkę pięknym prezentem - małym pluszakiem. Od tej pory Misiaczek i dziewczynka są nierozłączni. Zabawka pomaga uczennicy w pokonaniu strachów związanych z dorastaniem. Rok w szkole mija Stokrotce bardzo szybko, rozpoczynają się kolejne wakacje. 

      Mira Jaworczakowa była wiele lat temu sławną autorką. Jej inne znane dzieła to ,,Oto jest Kasia" czy ,,Jacek, Wacek i Pankracek". Warto wiedzieć, że ,,Coś ci powiem Stokrotko" powstało już w 1962 r.! 
     Lektura jest świetną propozycją nie tylko dla dzieci. Miło było powspominać dawne dzieje, kiedy sama uczęszczałam do szkoły. Jaworczakowa doskonale opisuje lęki nieśmiałej dziewczynki. Dziecko ma kłopoty z nawiązaniem przyjaźni, boi się zgłosić do odpowiedzi, przeżywa swój pierwszy dyżur w klasie. 
     Młodość upłynęła mi dosyć beztrosko, dlatego zainteresowały mnie przygody Stokrotki, gdyż jej przeżycia były podobne do moich. Dzisiejsza młodzież na pewno będzie miała trudności ze zrozumieniem książki. Dzieci wychowały się w innych czasach, gdzie wrażenia na nikim nie robi magnetowid, a pisanie listów traktowane jest jako niemodne. ,,Coś ci powiem Stokrotko" przypadnie do gustu wrażliwym osobom w moim wieku, które miały problemy z nieśmiałością w szkole bądź dzieciom lubiącym piękne lektury reprezentujące pewne wartości zakończone morałami. Ocena jaką stawiam książce to 9/10.

,,Coś ci powiem Stokrotko" bierze udział w wyzwaniu Polacy nie gęsi II

A jaka jest Wasza ulubiona lektura z dzieciństwa? :)

wtorek, 22 lipca 2014

Etiopia, ale czat!

Hej!
Dzisiaj kolejna książka jednej z moich ulubionych podróżniczek - Martyny Wojciechowskiej.





  Tytuł: ,,Etiopia, ale czat!"
  Autor: Martyna Wojciechowska
  Ilość stron: 288
  Rok wydania: 2009
  Okładka: miękka









        Dziennikarka zabiera czytelników w podróż do Etiopii. Z lektury możemy dowiedzieć się jak bardzo afrykańskie państwo jest zróżnicowane. Etiopię charakteryzują obszary suche, gdzie brak roślinności i bieda wśród mieszkańców są na bardzo zaawansowanym poziomie; warto dodać, że Pustynia Danakilska jest jednym z najmniej gościnnych miejsc na kuli ziemskiej. Całkowitym przeciwieństwem nieprzyjaznych dla ludzi terytoriów są niesamowicie zielone krajobrazy, gdzie według legendy znajdował się biblijny Eden - obecnie zamieszkały przez ludy pasterskie.
        Autorka zwraca uwagę na oryginalność grup etnicznych zamieszkujących Etiopię. Wszystkie plemiona znane są z odrębnych języków i wyróżniających ich wśród sąsiadów innych cech, np. kobiety z ugrupowania Surma wkładają sobie w dolną wargę gliniane krążki, a członkinie Hamera chętnie pozwalają się biczować na znak solidarności z bratem
      Stolicą Etiopii jest Addis Abeba, która składa się z dzielnic luksusowych, jednak większa część miasta to slumsy, gdzie gromadzi się tłum brudnych i słabych Afrykańczyków. Flaga państwa zbudowana jest z trzech kolorów: zielonego, żółtego i czerwonego - są one symbolem Ruchu Rastafari.
        Etiopczycy są bardzo dumnymi obywatelami. Uważa się ich za jednych z najpiękniejszych narodów świata. W stolicy znajduje muzeum, w którym obejrzeć można najstarszą dziewczynę świata - Lucy, bowiem Etiopia jest kolebką człowieczeństwa. Według wielu wierzeń, mieszkańcy tej części Afryki zostali wyróżnieni przez Boga, gdyż to im przypadł zaszczyt przechowywania słynnej Arki Przymierza. Etiopczycy nie mają godziwych warunków do nauki, większość z nich to analfabeci. Marzeniem wielu Afrykańczyków jest opuszczenie kraju, aby tego dokonać, kobiety i mężczyźni biegają po miejskich bądź polnych drogach z nadzieją na wygranie Igrzysk Olimpijskich. 
      Etiopia dopiero od kilkunastu lat przyjmuje turystów. W afrykańskim zakątku nie brakuje cudownych do odwiedzenia miejsc - do takich należy m.in. kompleks kościołów w Lalibeli - uznany za ósmy cud świata.  W Etiopii niewiele jest tras asfaltowych, zatem odległości podawane są w dniach - nie w kilometrach. Najszybszym środkiem transportu są samoloty - stare, trzeszczące pojazdy, do których może wejść 10 osób lecz ze stewardem i poczęstunkiem na pokładzie!
  
        Wojciechowska stworzyła piękną książkę. Trzeba dodać, że wspomnienia dziennikarki pochodzą sprzed 10 lat, więc autorka była wówczas bardzo młodą kobietą. Wielokrotnie śmiałam się podczas czytania jej dowcipnych tekstów, nierzadko też uroniłam wiele łez. Otrzymałam mnóstwo ciekawostek o Etiopii, co mnie bardzo cieszy, bo przez całe życie nie miałam takiej wiedzy jak obecnie. Wspaniałym dodatkiem są fantastyczne zdjęcia ukazujące prawdziwe życie Etiopczyków. Gorąco polecam wszystkim fanom literatury podróżniczej! Moja ocena 10/10!

Lektura bierze udział w wyzwaniu Polacy nie gęsi II oraz Odkrywamy białe plamy.

wtorek, 15 lipca 2014

Zeszyt z aniołami

Hejka!
W dzisiejszym poście przedstawię Wam recenzję fantastycznej książki, którą udało mi się wygrać w konkursie.




    Tytuł: ,,Zeszyt z aniołami"
    Autor: Monika Madejek
    Ilość stron: 161
    Okładka: twarda
    Rok wydania: 2013









 Dziękuję autorce za cudowną dedykację! :)


Fabuła:
       Kajtek jest uczniem szkoły podstawowej. Zgodnie z poleceniem pani Litery (prowadzącej j. polski), chłopiec postanawia pisać pamiętnik, który mógłby być kiedyś pomocny w stworzeniu jego autobiografii. Kajetan zamieszcza w dzienniku swoje przemyślenia i przygody. Życie dziecka wcale nie jest takie nudne - jak to zawsze się wydaje. Kajtek ma wspaniałą rodzinę i przyjaciół. Uczeń nie znosi jednak sytuacji, kiedy dorośli zadają mu pytanie ,,Czy lubi szkołę?" Co innego, gdy ktoś go zagada w inny sposób, np. ,,Co lubi w szkole?". Dlaczego dzieci z okolicy tak chętnie przychodzą do mamy Kajetana? Co chce kupić główny bohater za wszystkie swoje oszczędności? Skąd wziął się motyw aniołów? Zapraszam do lektury :)

       Zapewne książka jest skierowana głównie do młodszych czytelników, jednakże ja ciągle czuję się jeszcze dzieckiem, więc świetnie się bawiłam, czytając ,,Zeszyt z aniołami". Bardzo podoba mi się wydanie książki, piękna, twarda okładka od razu przyciągnęła mój wzrok. Szalenie polubiłam czarno - białe ilustracje, zdobiące każdą stronę lektury. Fantastycznym dodatkiem są przepisy kulinarne - zawarte w podsumowaniu książki. Wydają się być proste, także chętnie wypróbuję kilka z nich (przede wszystkim ,,Czekoladowe babeczki pani Anieli").
       Super pomysłem było napisanie dzieła w formie pamiętnika ucznia. Kajtek to miły chłopiec, pełen radości i zapału do pracy, chociaż jak każdy jego rówieśnik popełniający mnóstwo błędów. Dziecko odnosi się do rodziców z szacunkiem, kocha mniejsze rodzeństwo i chce dawać bratu i siostrze dobry przykład. Co więcej, zawsze chętnie pomaga swoim przyjaciołom.
         Książka byłaby świetnym prezentem dla najmłodszych pociech. Pozytywnie wspominam krótkie, pełne humoru rozdziały. Opowiadania chłopca są ciekawe, często wynika z nich istotny morał np. że nie wolno kłamać, bo prawda i tak wyjdzie na jaw. Do gustu przypadli mi główni bohaterowie - nie tylko dzieci, bowiem z zainteresowaniem przyglądałam się również babci Kajtka, która postanowiła zrobić na starość coś szalonego.
        Od pierwszych stron ,,Zeszytu z aniołami" wiedziałam, że ten egzemplarz przeczytam jednym tchem, gdyż styl pisania przypominał mi trochę ,,Mikołajka", który jest moją ulubioną książką z dzieciństwa. Chciałabym, aby powstało wiele takich pięknych lektur dla dzieci! Moja ocena to 9/10. 

,,Zeszyt z aniołami" bierze udział w wyzwaniu Polacy nie gęsi II

niedziela, 13 lipca 2014

Wycieczkowo 17 - Wrocław (Ogród Japoński & Sky Tower)

Hej!
     Zapraszam na kolejną notkę podróżniczą. 2 dni po tym jak wróciłam do domu, moja koleżanka Agnieszka postanowiła przyjechać z Jeremy'm do Wrocławia, aby pokazać mu stolicę Dolnego Śląska. Naszym sobotnim celem był Ogród Japoński. Po wyjściu z tramwaju ruszyliśmy w kierunku Hali Stulecia, gdzie co roku biorę udział w Międzynarodowych Targach Turystycznych. Trafiliśmy akurat na Chrześcijański Zlot, więc ujrzeliśmy ogromne tłumy turystów spacerujących dookoła obiektu. Z zachwytem obejrzeliśmy fontannę multimedialną  i podążyliśmy do ogrodu, idąc wzdłuż pergoli.





Po zakupieniu biletu (4zł), z radością rozpoczęliśmy zwiedzanie Ogrodu Japońskiego, który został założony na początku XX w. Warto wspomnieć, że w Polsce jest tylko 5 takich miejsc. 








Dalsza część dnia upłynęła nam na rozmowach w rynku, a potem w mieszkaniu jednej z koleżanek. W niedzielę naszym celem był Sky Tower. Jest to najwyższy drapacz chmur w Polsce. Punkt widokowy mieści się 200 metrów nad ziemią, więc niższy Pałac Kultury i Nauki w Warszawie - stracił już swoją rangę. W Sky Towerze są również biura i luksusowe apartamenty oraz galeria handlowa.



Po zdobyciu biletów (14zł) czekaliśmy na windę, która zawiozła nas na sam szczyt - 49 piętro. Następnie, z zachwytem spoglądaliśmy na Wrocław z góry ^^






Jestem bardzo szczęśliwa, że po 4 latach udało mi się spotkać z moimi najlepszymi koleżankami ze studiów licencjackich, super było powspominać stare czasy, a przy okazji zobaczyć ciekawe miejsca we Wrocławiu :)

sobota, 12 lipca 2014

Wycieczkowo 16 - Kopalnia Soli ,,Wieliczka"

Siemanko!
W ubiegłym tygodniu odwiedziłam w Częstochowie moją koleżankę ze studiów licencjackich. Agnieszka mieszka nieopodal Paryża, bo jej chłopak jest Francuzem, ale niedługo przeprowadzają się do Niemiec. Kumpela przyjechała odwiedzić rodziców i zaproponowała mi wspólny wyjazd do Wieliczki, który mieliśmy zrealizować już w tamtym roku, ale Jeremy dostał wówczas alergii, więc wycieczkę odłożyliśmy w czasie. Super, że nadal pamiętali o mnie tego lata :)

Jeremy marzył o Wieliczce odkąd zobaczył o niej program w tv. Nie mógł się więc doczekać słynnej kopalni soli kamiennej na żywo. Z Częstochowy ruszyliśmy o 6.40 rano autobusem do Krakowa, gdzie następnie złapaliśmy szynobus do Wieliczki. Tam podążyliśmy za tłumem turystów do szybu Daniłowicza. 


Podeszliśmy do kasy i zakupiliśmy bilet z przewodnikiem angielskim, bo Jeremy nie mówi jeszcze zbyt dobrze po polsku. Pierwszy zgrzyt - cena szokująca: 79 zł. Wcale nie dziwię się, że z ponad miliona turystów rocznie, którzy odwiedzają to miejsce, 58 % to obcokrajowcy, jeśli bilety są takie drogie. Rozumiem, że koszty utrzymania kopalni są ogromne, ale szkoda, że cennik nie okazał się być adekwatny to umiejętności przewodnika...

Kopalnia soli ,,Wieliczka" jest pomnikiem polskiej historii. Została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa Unesco. W kopalni znajduje się 9 poziomów, najgłębszy usytuowany został 327 m. pod ziemią.



Według mnie, jedno z ciekawszych miejsc to: Komora Janowice sprzed 1642 r. Figury, które tam umieszczono przedstawiają księcia Bolesława Wstydliwego i jego żonę św. Kingę.


Ogromne wrażenie na turystach robiła wszechobecna sol pokrywająca ściany, sufity..



Najczęstszym fotografowanym pomnikiem był Kazimierz Wielki, znajdujący się w komorze eksploatowanej już przed 1743 r.


W komorze ,,Pieskowa Skała" pokrótce dowiedzieliśmy się o funkcjonowaniu mechanizmów pomagających w pionowym transporcie soli przed 1669 r.



Następnie dotarliśmy do Podszybia Kunegunda, którego datę powstania szacuje się na początek XIX w. W komorze można ujrzeć wiele krasnoludków przedstawiających górników. Atrakcją są także stalaktyty czy stalagmity. 


Najpiękniejszą salą w kopalni jest Kaplica Św. Kingi. Niestety, trafiliśmy na jej remont. 






Kilka razy pojawił się komunikat o zabraniu ze sobą ciepłych ubrań, bo w kopalni jest zimno - ok.15 stopni. Na krótki rękaw założyłam zatem cienką bluzę. Było mi w niej jednak tak gorąco, że nie mogłam oddychać..



 Jednym z ostatnich miejsc w kopalni - była Komora Piłsudskiego - eksploatowana w latach 1810 - 1830.


Po pożegnaniu pani przewodnik, udaliśmy się jeszcze do sali z z kinem multimedialnym i komnatą zabaw dla dzieci, gdzie każdy mógł pobawić się w chemika. 


       Nie do końca jestem zadowolona z tej wycieczki. Przyznam, iż czuję się trochę oszukana, że nawet tak piękne miejsca stają się obecnie przede wszystkim konkretnym biznesem, maszynką do zarabiania pieniędzy. Nasza przewodniczka miała wyraz twarzy - jakby chciała wszystkich zabić. W zasadzie nie opowiadała nic ciekawego jedynie podstawowe fakty, które brzmiały mniej więcej tak: ,,Podejdźcie wszyscy bliżej do mnie! Właśnie widzicie pomnik Józefa Piłsudskiego - marszałka Polski. Wszyscy są? To idziemy dalej!". Jeremy był szalenie zawiedziony, że jego wymarzone miejsce nie okazało się być tak interesujące jak w tv. Myślę, że płacąc obowiązującą - wysoką cenę, standard oprowadzania powinien być jak najwyższy. Większość Polaków na pewno zdaje sobie sprawę kim był Piłsudski, ale grupa obcokrajowców niekoniecznie.
     Kolejnym szokiem były dla mnie sklepiki z pamiątkami w kilku komnatach. Oczywiście, warto coś kupić dla siebie czy najbliższych, ale... koszty małych bądź dużych upominków były 3 krotnie wyższe niż w budkach przy pkp, chociaż niczym się od siebie nie różniły! Nieopodal kopalni zauważyłam nową budowlę - Krzywy Domek. Na pewno wielu obcokrajowców chętnie go odwiedzi - tuż po wyjściu z podziemi. Show must go on!
      Podsumowując, Kopalnia soli ,,Wieliczka" rozczarowała mnie. 3 godzinny czas zwiedzania jest mocno przesadzony - w jego skład wchodzą przerwy na toalety, kupowanie pamiątek, a następnie czas wolny. Przyznam, że o wiele bardziej podobało mi się choćby w dolnośląskim Włodarzu - bilet kosztował dużo mniej, przewodnik opowiadał mnóstwo szalenie interesujących historii, dodatkowo w cenie biletu było przepłynięcie łódką.

       Po opuszczeniu kopalni, wsiedliśmy do szynobusu, który zawiózł nas do Krakowa. Tam spotkaliśmy się z naszym kolegą ze studiów licencjackich. Wieczorem ruszyliśmy w kierunku autobusów, aby powrócić do Częstochowy. Okazało się, że ostatnie połączenie znajdujące się na rozkładzie w ogóle nie istniało. Musieliśmy zatem wybrać autobus do Katowic, a w stolicy Śląska czekaliśmy na pociąg do domu Agnieszki. U celu znaleźliśmy się o 1 w nocy kolejnego dnia, także na pewno tej wycieczki nie zapomnę jeszcze bardzo długo :)

poniedziałek, 7 lipca 2014

Reguła milczenia

Hej!
Dzisiaj przedstawię Wam recenzję książkowo - filmową :) Papierowy egzemplarz ,,Reguły milczenia" wygrałam na stopklatce.pl, w wolnym czasie z zaciekawieniem sięgnęłam po lekturę.








  Tytuł: ,,Reguła milczenia"
  Autor: Neil Gordon
  Okładka: miękka
  Rok wydania: 2003
  Ilość stron: 495






Fabuła:
      Jim Grant jest wzorowym prawnikiem. Niestety jego życie komplikuje się. Dawna koleżanka Granta - Sharon Solarz zostaje aresztowana. Młody dziennikarz - Ben Schulberg odkrywa prawdziwą tożsamość Jim'ego. Okazuje się, że bohater kilkadziesiąt lat wcześniej należał to tajnej organizacji antywojennej - The Weather Underground, która protestowała przeciwko wysyłaniu żołnierzy do Wietnamu. Zbuntowani studenci starali się zwrócić uwagę na łamanie praw demokratycznych np. podkładając bomby pod gmachy rządowe (z wcześniejszym powiadomieniem ludzi o natychmiastowej ewakuacji). Ceniony prawnik jest poszukiwany przez FBI (listem gończym) od ponad 20 lat. Jim, a raczej Jason nie ma jednak zamiaru szybko oddać się w ręce policji. Musi udowodnić swoją niewinność, aby odzyskać prawa do opieki nad swoją 7-letnią córką, której matka jest narkomanką. Te wszystkie informacje ujęte zostały w formie e-maili do Isabell. Młoda kobieta ma do wykonania pewne zadanie. Czy 17-letnia studentka będzie w stanie pomóc pewnej osobie - uwikłanej we współudział w zabójstwie funkcjonariusza prawa? Jakie tajemnice skrywa Jason? W kim zakocha się Ben? Tego wszystkiego możecie dowiedzieć się z ,,Reguły milczenia".

      Uczciwie przyznaję, że męczyłam się z tym thrillerem politycznym ponad tydzień. Denerwowały mnie szczegółowe opisy wszystkich wydarzeń, nie wnoszące nic do akcji. W zasadzie fabuła zaciekawiła mnie dopiero podczas ostatnich 100 stron książki.
      Fajnym pomysłem było przedstawienie rozdziałów pod postacią e-maili. Wątpię jednak, aby kilkunasto bądź kilkudziesięcio stronicowe wiadomości prezentowały się wiarygodnie. Oczywiście adresaci prawidłowo opisywali swoje wersje wydarzeń, jednakże nie mam pojęcia, po co doprawiali e-maile znakomitymi szczegółami o swoim seksie czy ilości wypalonych papierosów. Wydaje się wówczas, że forma e-maili całkiem traciła sens, jeśli odbiorcą była 17-letnia Isabel.
      Długo przyzwyczajałam się do chaosu panującego w książce, ciągłych retrospekcji z perspektywy wielu osób. Polubiłam jednak postaci głównych bohaterów: Jasona Sinai, Mimi Lurie, Bena Schulberga. Końcowe rozdziały mnie naprawdę zainteresowały. Nie mogę jednak napisać, że lektura trzymała mnie w napięciu, bo większa część książki mnie realistycznie nudziła.
       Karygodnym błędem był jednak opis okładki z tyłu thrillera. Widocznie wydawca nie zajrzał nawet w głąb książki, bo na obwolucie widnieje streszczenie lektury z użyciem nazwiska Ben Shepard. Niestety, taka osoba w książce się nie pojawiła. Owszem bohaterem był Ben, ale... Schulberg. Shepard to postać występująca w filmie, a nie w lekturze. Szkoda, że papierowe wydanie zawiera taką pomyłkę. Rozumiem, że okładka z biegnącym Redfordem ma przyciągać czytelników, jednak ekranizacja reżysera nie jest podobna do dzieła Gordona, więc błąd z nazwiskiem nie powinien się zdarzyć.
       Dużym plusem ,,Reguły milczenia" było jednak tło akcji z lat 70. Z przyjemnością powróciłam do czasów, gdzie rządzili hipisi, spodnie dzwony czy marihuana. Dowiedziałam się wielu ważnych szczegółów dotyczących organizacji The Weather Underground. Poznałam system nastrojów antywojennych panujących w USA, gdy wydano decyzje o wtargnięciu na teren Wietnamu, a później Kambodży i Laosu. Moja ocena książki to 5.5/10.