piątek, 26 grudnia 2014

Dziewczynka z balonikami

Cześć!
Po przeczytaniu niemal rok temu debiutu literackiego Agnieszki Turzynieckiej ,,Inspektor Kres i zagniniona" , koniecznie chciałam poznać kolejną książkę pisarki. W końcu moje marzenie spełniło się i na urodziny przyjaciółka podarowała mi upragnioną lekturę. 




Tytuł: ,,Dziewczynka z balonikami"
Autor: Agnieszka Turzyniecka
Okładka: miękka
Ilość stron: 176
Rok wydania: 2014










Fabuła
        27 letnia Marlena mieszka w Niemczech. Dziewczyna dostrzega u siebie pogłębiające się stany lękowe. Bohaterka zaczyna obawiać się rozmów z klientami w pracy, onieśmielają ją najprostsze zadania. Polka postanawia zgłosić się na leczenie do szpitala psychiatrycznego, ma nadzieję, że lekarze pomogą jej zwalczyć chorobę. Kobieta dowiaduje się, że cierpi na psychozę maniakalno - depresyjną. Zajęcia terapeutyczne wskażą jej schowane w głąb duszy koszmary dzieciństwa. Co spowodowało, że u Marleny pojawiły się myśli samobójcze? Czy główna bohaterka odnajdzie równowagę życiową?

       Do gustu przypadła mi tajemnicza okładka. Egzemplarz nie jest obszernych rozmiarów, a krótkie rozdziały zachęcały mnie do szybkiego zapoznawania się z kolejnymi stronicami. Autorka posługiwała się prostym językiem, potrafiącym skutecznie zmobilizować czytelnika do zaznajomienia się z poruszającą historią Marleny.
       Powieść bardzo mi się podobała. Doskonale rozumiałam obawy książkowej bohaterki, jej wspomnienia z przeszłości pozwoliły mi dostrzec jak istotny jest do dorosłego życia jego wstęp - szczęśliwe dzieciństwo. Każda istota cechuje się odmiennym charakterem, wrażliwi ludzie przeżywają swoje sukcesy i porażki dwa razy mocniej niż ich rówieśnicy, dlatego zazwyczaj środowisko nie akceptuje zachowania słabszych i świadomie wyrzuca ze swojego kręgu. 
         Pisarka poruszyła poważny problem choroby psychicznej. Jest to temat rzadko omawiany, najczęściej pomijany, bo ludzi z urojeniami traktuje się jako niebezpiecznych, nic niewartych. Szpitale psychiatryczne kojarzą się negatywnie. Pacjenci nie są przez swoich bliskich obdarzani szacunkiem, rodziny się ich wstydzą. Powszechny jest brak tolerancji dla osób dotkniętych tą smutną, przerażającą chorobą. Turzyniecka doskonale opisała wewnętrzne rozterki głównej bohaterki, przybliżyła rozchwiane stany emocjonalne towarzyszące postaciom książkowym podczas odbywania terapii. Autorka niezwykle prawdziwie zobrazowała klimat zakładów dla ludzi obłąkanych.
        Lekturę oczywiście polecam. Moja ocena 8/10. Z niecierpliwością czekam na kolejne książki polskiej pisarki.

,,Dziewczynka z balonikami" bierze udział w wyzwaniu: POLACY NIE GĘSI III

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Szafa

Cześć!
Zapraszam na moje pierwsze spotkanie z twórczością Olgi Tokarczuk. Miałam szczęście spotkać autorkę na Wrocławskich Targach Dobrych Książek. Stojąc w długiej kolejce, cierpliwie doczekałam się autografu oraz zdjęcia z pisarką :)




   Autor: Olga Tokarczuk
   Tytuł: Szafa
   Okładka: miękka
   Ilość stron: 67
   Rok wydania: 2014










        Książka jest zbiorem 3 opowiadań. Pierwsza historia nawiązuje do tytułowej szafy. Rozdział składa się z 6 stron i pochodzi z 1987 r. Autorka zaprezentowała mebel jako wspaniałego przyjaciela bohaterki opowieści. Szafa została opisana w sposób barwny, niezwykle plastyczny, poetycki.
       Druga część lektury pt. ,,Numery" opowiada o pokojówce sprzątającej w luksusowym hotelu. Ten rozdział spodobał mi się najbardziej. Perfekcyjnie przedstawiła Tokarczuk losy kobiety, która bezbłędnie potrafiła odczytać tożsamość i charakter gości zamieszkujących pokoje na drugim piętrze. Z niesamowitą precyzją bohaterka opisała chaos/porządek panujący w wynajmowanych kwaterach. Czytelnik może zauważyć jakie cechy charakteryzują kobietę, a jakie mężczyznę, czym różni się małżeństwo Japończyków od pary Amerykanów.
     Trzeci rozdział zawiera krótką historię o bohaterze rezygnującym z realnego życia dla gier komputerowych. Chłopak zdecydował się na stworzenie świata wirtualnego, które idealnie odzwierciedlało ziemską egzystencję. Jednak zabawa w Pana Boga nie jest tak łatwa jak mogłoby się wydawać...

      Lektura jest niewielkich rozmiarów. Nie można jej czytać zbyt szybko, ponieważ autorka ma specyficzny styl pisania, którym trzeba się delektować. Opisywane przez nią przedmioty ożywają, możemy poczuć ich zapach. Chętnie zapoznam się z kolejnymi książkami Tokarczuk. Zdaję sobie sprawę, że dzieła znanej pisarki nie wszystkim odbiorcom do gustu, chociaż są towarem luksusowym kryjącym w środku bogatą treść. Myślę, że ,,Szafa" będzie idealnym rozpoczęciem przygody z twórczością autorki, gdyż dzięki tej cieniutkiej lekturze można zapoznać się z bajecznym językiem pisarki i zrozumieć fenomen jej osoby. Moja ocena 8/10.

Książka bierze udział w wyzwaniu: POLACY NIE GĘSI III

sobota, 13 grudnia 2014

W śnieżną noc

Hej!
Ostatnio zakupiłam w po promocyjnej cenie w Biedronce bardzo polecaną przez blogerów książkę. Poniżej moja opinia na temat lektury.




  Tytuł: ,,W śnieżną noc"
  Autorzy: Maureen Johnson, John Green, Lauren Myracle
  Okładka: miękka ze skrzydełkami
  Ilość stron: 336
  Rok wydania: 2014










Fabuła:
       3 świąteczne opowiadania na temat miłości. Historie nastolatków, którzy zimą odważyli się wyznać swoje uczucia ukochanej osobie. Akcja dzieje się w amerykańskim miasteczku Gracetown, a losy głównych bohaterów łączą się pod koniec powieści. 

      Po książkę sięgnęłam zachęcona jej pozytywnymi opiniami na blogosferze. Niestety, treść lektury mocno mnie rozczarowała.
    ,,W śnieżną noc" zostało napisane przez 3 autorów. Pierwsza część ,,Podróż wigilijna" autorstwa Maureen Johnson nawet mi się spodobała. Druga historia wymyślona przez John'ego Green'a średnio przypadła mi do gustu, natomiast ostatnie opowiadanie opracowane przez Lauren Myracle bardzo mnie zmęczyło.
     Plusem zimowego dzieła był magiczny śnieg. Wielka śnieżyca szalejąca w Ameryce stworzyła fascynujący klimat, tym bardziej, że w Polsce białego, mięciutkiego puchu w tym roku jeszcze nie widziałam. Książkę czyta się niezwykle szybko, charakteryzuje ją duży druk i krótkie rozdziały, styl pisania autorów jest młodzieżowy. Ponadto, od razu zwróciłam uwagę na cudowną okładkę lektury.
     ,,W śnieżną noc" na pewno zachwyciłoby mnie 10 lat temu, kiedy byłam nastolatką. Obecnie, miłosne opowieści wydały mi się zbyt słodkie, banalne i naciągane, a główni 16 - letni bohaterowie irytujący. Wiele stron było przegadanych. Chciałam spędzić miło czas z zachwalanym dziełem, ale zamiast zapewnianego relaksu - otrzymałam niespodziewaną nudę. Szkoda... nie rozumiem jednak współczesnej młodzieży, która woli spędzać świąteczny czas np. w Starbucksie zamiast w gronie rodzinnym. W zasadzie, gdyby nie obficie padający śnieg, nie domyśliłabym się nawet, że akcja działa się podczas Bożego Narodzenia. Moja ocena 5/10.

niedziela, 30 listopada 2014

Rio Anaconda

Siema!
Ostatnio będąc w Wałbrzychu odwiedziłam galerię handlową, gdzie gościem specjalnym był Wojciech Cejrowski. Po promocyjnej cenie zakupiłam u niego ostatnią książkę do mojej brakującej kolekcji podróżniczej. Do stoiska pisarza podchodziły pojedyncze jednostki, nie było żadnego tłoku, więc autor spokojnie podpisał mi lektury i ustawił się do pamiątkowych fot. Teraz pozostaje mi już tylko czekać na kolejne przygodowe dzieła dziennikarza. 





        Tytuł: ,,Rio Anaconda"
        Autor: Wojciech Cejrowski
        Okładka: twarda
        Ilość stron: 439
        Rok wydania: 2006










        Książkę przeczytałam dosyć szybko (4 dni). ,,Rio Anaconda" została podzielona na 8 ksiąg, z których każda zawiera wiele krótkich rozdziałów. Styl pisania Cejrowskiego po raz kolejny mnie nie zawiódł, spodobała mi się czcionka - zmieniająca wielkość i kursywę pod wpływem emocji podróżnika. Opowieści satyryka były szalenie ekscytujące, autor bez wątpienia potrafi zaciekawić czytelnika. Kolejnym plusem egzotycznego egzemplarza jest oczywiście piękne wydanie lektury. Wspaniałe fotografie na pewno zachwycą każdego odbiorcę książki.
       Przygody Cejrowskiego oscylują wokół życia Indian. Satyryk doświadczył na Dzikich Ziemiach w Ameryce Południowej zarówno szczęśliwych jak i smutnych chwil. Autor wielokrotnie podkreślał swój szacunek do żyjących w dżungli plemion. Pomimo braku wykształcenia, analfabetyzmu - Indianie nauczyli się doceniać każdy dzień (dziękując Matce Naturze), zgłębili tajemnice fizyki czy medycyny, stworzyli fantastyczne budowle. 
      Niemal połowa książki została poświęcona magii. Dzicy respektują zdolności szamana, który jest najważniejszą osobą w każdej osadzie. Czarownik potrafi m.in. czytać w myślach, przenosić swoją duszę do obcego ciała, rozmawiać ze zmarłymi, leczyć chorych. Cejrowski wspomina wiele przypadków, kiedy był świadkiem czarów. Ostrzega przed niebezpieczeństwami wynikającymi z wróżenia, przepowiadania przeszłości czy przywoływania złych mocy. 
         Dziennikarz ciekawie opisał zwyczaje Indian np.: tańce, jedzenie, życie seksualne, pojęcia - Boleści i Tchnienia. Życie codzienne Dzikich jest niezwykle trudne - muszą być oni posłuszni Pachamamie, często są nękani przez głód, powodzie, susze i inne nieszczęścia. Jednak największym zagrożeniem dla plemion ukrywających się w dżungli jest... nadchodząca cywilizacja. Lekarze, misjonarze nie potrafią zrozumieć Indian. Szukają Dzikich, aby podać im szczepionki - zarażając ich przy tym katarem czy poważniejszymi chorobami, których mieszkańcy puszczy wcześniej nie znali.
        Cejrowski nie zapomniał o załączeniu relacji historycznych i geograficznych dotyczących Kolumbii. Czytelnik może poznać sytuację polityczną panującą w ojczyźnie Shakiry. W ,,Rio Anacondzie" nie brakuje ciekawostek przyrodniczych np. rodzajów wężów czy różnicy pomiędzy koką a kokainą. Podróżnik przedstawił mnóstwo śmiesznych momentów z pobytu w Ameryce Południowej. Chichrałam się głośno, kiedy czytałam o kocie szamana czy wyciskaniu kleszczy ze wstydliwych części ciała. 
        Lektura bardzo przypadła mi do gustu. Żałuję, że Dzicy coraz częściej wychodzą z dżungli do najbliższych miast. Ci, którzy wracają na łono przyrody zmieniają swoje obyczaje, odrzucają tradycje. Większość Indian jest dzisiaj kompletnie ubranych, a wodzowie uczą się hiszpańskiego - gotując zupę w blaszanych garnkach. Prawdopodobnie, kolejne pokolenia będą znały oryginalne plemiona jedynie z archiwalnych filmów, książek, fotografii... Moja ocena książki to: 9/10. 

,,Rio Anaconda" bierze udział w wyzwaniach: Odkrywamy białe plamy oraz POLACY NIE GĘSI III .

sobota, 29 listopada 2014

Wycieczkowo 24 - Szczawno Zdrój

Hejka!
Tuż po obejrzeniu Starej Kopalni w Wałbrzychu, wybraliśmy się z kuzynką i jej narzeczonym na podbój pobliskiego Szczawna Zdroju. Swój uzdrowiskowy charakter miasto zawdzięcza: wodom leczniczym, szczawom wodorowęglanom - sodowo - wapniowym. Malownicze miasteczko odwiedza każdego dnia mnóstwo turystów, a popularne sanatoria są zawsze zapełnione gośćmi z całej Polski. 


Deptak w Szczawnie Zdroju


Dom Zdrojowy


Piękny, jesienny ogród




Zabudowania zdrojowe


Pijalnia wód mineralnych


Zasady kuracji pitnej: napoje pije się małymi łykami na 20 - 80 minut przed posiłkiem w ilości jednej szklanki. Chodzenie podczas picia wody leczniczej ułatwia jej wchłanianie przez przewód pokarmowy.

Obecnie w Szczawnie Zdroju znajdują się 4 rodzaje zdrowotnych wód: Dąbrówka, Marta, Mieszko i Młynarz.


Muszla Koncertowa w Parku Zdrojowym


Według parkowego wskaźnika temperatury było jedynie 6 stopni.


Zegarowa wieża Anny - zbudowana w 1818 r.


Zauroczył mnie klimatyczny widok ze szczytu wieży!


Ostatnim etapem naszej wycieczki była wizyta w Jaskini Solno - Jodowej


Jeden 45 minutowy seans w grocie solnej odpowiada 3 dniom pobytu nad morzem. Naturalna sól morska dzięki niezbędnym mikro i makro elementom działa niezwykle relaksująco i wpływa na poprawę samopoczucia. Odpoczynek na leżakach umilały nam m.in. śpiewy ptaszków z głośników. Minimalnie przeszkadzał jednak chrapiący nieopodal pan, który zasnął w ekspresowym tempie :D


Szczawno Zdrój mnie zachwyciło. A jakie jest Wasze ulubione miasto uzdrowiskowe? :)

środa, 26 listopada 2014

Wycieczkowo 23 - Stara Kopalnia w Wałbrzychu

Cześć!
Zapraszam Was na fotorelację z mojej sobotniej wycieczki. Kuzynka Karolina zaproponowała mi zwiedzenie nowo otwartego Centrum Nauki i Sztuki w Wałbrzychu. Obiekt powstał na terenie Kopalni Węgla Kamiennego Julia, którą zamknięto w 1996r.


Pierwsza wzmianka na temat górnictwa węglowego pochodzi z XVI w. Ciekawostką jest, że w Wałbrzychu węgiel wydobywano już 300 lat wcześniej niż na Górnym Śląsku. Kopalnia od momentu swojego powstania aż do zakończenia II wojny światowej nazywała się ,,Fuchs". Przez następny rok obowiązywał termin ,,Julia", a kolejne 4 lata przyniosły zmiany i słynne miejsce przechrzczono na ,,Biały Kamień". W 1950 r. na cześć przywódcy Francuskiej Partii Komunistycznej - kopalnię obowiązywało nowe nazewnictwo ,,Thorez". Od 1993 r. do zamknięcia obiektu - ponownie funkcjonował szyld ,,Julia". 


Rewitalizacja Starej Kopalni kosztowała ok. 1 mln złotych. Od listopada można zwiedzać Centrum Nauki i Sztuki. 16 połączonych ze sobą ogromnych budynków - wygląda imponująco. Obecnie udostępnionych dla turystów jest jedynie 10% wszystkich gmachów, oficjalny koniec przygotowań zapowiadany jest na przyszły rok. 



Górnictwo w Wałbrzychu napędzało całe miasto do życia. Po II wojnie światowej do dolnośląskiej miejscowości powróciło mnóstwo reemigrantów, którzy znajdowali upragnioną pracę w kopalni. Ponowne otwarcie obiektu na pewno zachęci Polaków do poznania historii swojego regionu oraz dostrzeżenia ważnego dziedzictwa przemysłowego. Szczególnie należy docenić ciężką harówkę górników, którzy codziennie schodzili do podziemi narażając swoje zdrowie i życie. Kopalnia Julia charakteryzowała się dużym zagrożeniem wybuchów metanu, utrudniały wydobycie węgla - wyrzuty dwutlenku węgla i skał. Mnóstwo mężczyzn zginęło, bo brakowało im powietrza w trakcie niebezpiecznych manewrów.

Do końca listopada Centrum Nauki i Sztuki można zwiedzać za darmo. Przewodnicy oprowadzają zainteresowanych turystów przez ponad godzinę po otwartych już salach. Ze zdumieniem ujrzałam tłumy zaciekawionych nowo otwartym obiektem osób. Pierwsze pomieszczenie, które obejrzeliśmy mieściło frezarki. 


Następnie, przeszliśmy do hali kuźni. 


Zaciekawił mnie szczególnie piec koksowy.


Kolejnym etapem wycieczki było wejście do hali tokarek.


Po interesującym wykładzie przewodnika, udaliśmy się do kolejnego gmachu - maszynowni.





Przedostatnim punktem zwiedzania było obejrzenie nowoczesnych obrazów w Muzeum Przyszłości.


Najbardziej czekałam na... punkt widokowy. 25 metrową strukturę nazwano wieżą ekologiczną, gdyż w kolejnych latach ma się ona charakteryzować zielonymi pędami roślin pnącymi się na sam jej szczyt.


Małe elementy podziwiane z balkonu.


W oddali kochane góry ^^


Kompleks kopalni prezentuje się doskonale.


Wycieczkę wspominam niezwykle miło. CDN :)

niedziela, 23 listopada 2014

Pitu i Kudłata idą na całość

Hej!
Jak Wam minął weekend? Mój był szalenie intensywny. Odwiedziłam kuzynkę w Wałbrzychu - byłam na spotkaniu z Cejrowskim (który podpisał mi książki i pozował ze mną do zdjęć), poimprezowałam, ukulturalniłam się w teatrze i zwiedzałam ciekawe miejsca. Szczegółowo zdam relację w kolejnych notkach :)

Dzisiaj recenzja książki, którą dawno temu wygrałam w konkursie :)




Tytuł: ,,Pitu i Kudłata idą na całość"
Autor: Leszek K. Talko
Okładka: twarda
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 160









   
      Lekturę przeczytałam bardzo szybko (w ok. 2 h.). Egzemplarz charakteryzował się krótkimi rozdziałami oraz zabawnymi czarno - białymi ilustracjami. Narracja przeprowadzona została z perspektywy dwójki uczniów.
      Historie opowiadali na przemian: trzecioklasista Pitu i jego młodsza siostra Kudłata. Talko napisał książkę w stylu zbliżonym do sławnego ,,Mikołajka". Przyznam szczerze, że przerzucając kolejne stronice lektury - śmiałam się często. Przygody rodzeństwa były zabawne, czas spędzony z literaturą dziecięcą upłynął mi niezwykle miło. Szczególnie podobała mi się relacja Pitu, który podczas zabawy z Frankiem podsłuchiwał ojców - przesadnie przechwalających się swoimi synami.
       Moim zdaniem książkę powinni czytać jednak starsi czytelnicy. Młodsze dzieci mogą pogubić się w bardziej skomplikowanych treściach, ponadto często w lekturze pojawiały się nacechowane negatywnie słowa np. ,,cholera". Moja ocena ,,Pitu i Kudłata idą na całość" to 8/10. Chętnie poznam kolejne dzieła Talko o nieznośnym rodzeństwie.

Książka bierze udział w wyzwaniu: POLACY NIE GĘSI III

sobota, 15 listopada 2014

Marina

Hej!
Dzisiaj zapraszam na recenzję książki :)




   Tytuł: ,,Marina"
   Autor: Carlos Ruiz Zafon
   Okładka: miękka
   Rok wydania: 2012
   Ilość stron: 288










Fabuła:
      15 letni Oscar lubi wieczorne wędrówki szarymi ulicami Barcelony. Pewnego dnia poznaje rówieśniczkę Marinę, która postanawia zaprowadzić go na tajemniczy cmentarz. Dzieci zauważają mroczną kobietę i podążają jej śladem. Od tego momentu życie młodych ludzi zostaje zagrożone. Jaką przerażającą historię usłyszą przyjaciele? Gdzie zniknie Oscar? Jaki sekret skrywa piękna Marina? Polecam dzieło Zafona. 

     Lekturę przeczytałam bardzo szybko. Książka jest małego formatu i charakteryzuje się krótkimi rozdziałami. Autor zapoznał mnie z przerażającym klimatem Barcelony, gdzie jedyne światło pochodzi od złowrogiego księżyca. Zafon zaprezentował hiszpańskie miasto pogrążone w mroku, pełne ciemnych ulic i wielu tajemnic. Niebezpieczne zakamarki Katalonii obserwowały głównie skradające się cienie. 
       Fabuła ,,Mariny" zainteresowała mnie, polubiłam głównych bohaterów. Zakończenie książki było dla mnie zaskoczeniem. Pisarz w kolejnym swoim dziele podkreślił jak cienka jest granica pomiędzy życiem i śmiercią. Lektura obfitowała w czarną magię, strach pokrywał stronice książki. Nie mniej jednak, ,,Marina" należy do zakresu literatury młodzieżowej, więc starszych czytelników książka może nie zachwycić. Dzieło podobało mi się lecz czasami irytowały mnie zawarte w egzemplarzu banalne opowieści i naiwne wydarzenia. Moja ocena to 7/10.

Miłego wieczoru życzę. Ja tymczasem już niedługo idę śnić, bo jutro od rana siedzę w komisji wyborczej, więc muszę się wyspać za dwie noce:) Wybieracie się zagłosować w wyznaczonym okręgu? Pozdrowienia!

niedziela, 9 listopada 2014

Wilk z Wall Street

Hej!
Dzisiaj notka książkowa o słynnym, światowym oszuście :)





     Tytuł: ,,Wilk z Wall Street"
     Autor: Jordan Belfort
     Ilość stron: 512
     Okładka: miękka ze skrzydełkami
     Rok wydania: 2014









Fabuła:
       Jordan Belfort wychowany w żydowskiej dzielnicy, dobrze znał smak biedy, jednak dzięki swojej inteligencji i umiejętnościom, mając 24 lata został przyjęty do pracy na giełdzie Wall Street. Mężczyzna sukcesywnie awansował, uzyskując ostatecznie tytuł maklera. 19 października 1987 r. wskaźniki akcji natychmiast spadły, a czarny poniedziałek spowodował ogromny wzrost bezrobocia, rzesza ludzi straciła pracę.
       Belfort znalazł zatrudnienie w niewielkiej firmie - inwestującej w akcje śmieciowe. Następnie, założył własny zakład: Stratton Oakmon, gdzie kariera maklera nabrała ekspresowego tempa. Broker zajmował się sprzedażą fałszywych akcji, oszukując bogatych biznesmenów. Belfort prowadził intensywne życie: nagminnie zdradzał drugą żonę z prostytutkami, pił alkohol, brał narkotyki, zakładał kolejne konta bankowe w Szwajcarii. W wieku 35 lat aresztowało go FBI, multimiliarder otrzymał wyrok: 1 rok i 8 miesięcy pozbawienia wolności.

      Znany biznesmen wielokrotnie powtarzał, że był biedny i bogaty, więc nigdy nie zgodzi się ze stwierdzeniem, że pieniądze szczęścia nie dają, gdyż to nie prawda. Belfort miał wszystko, czego tylko zapragnął, bo zarobki maklera oscylowały w ciągu jednego tygodnia ok. 1 miliona dolarów! Niestety, w jego środowisku prochy były równie popularne jak czekolada, więc młody chłopak bardzo szybko uzależnił się od narkotyków. Po 10 latach ćpania z kumplami z branży, broker stracił rozsądek. Wszystkich dookoła podejrzewał o zdradę, spiski, ciągle się bał, nawet ogromne porcje prochów przestały mu wystarczać. 

      Książka została podzielona na 4 księgi, z których każda zawiera kilkanaście krótkich (ok. 10 stronicowych) rozdziałów. Lekturę przeczytałam bardzo szybko w stosunku do obszerności egzemplarza, bo zaledwie w ciągu 4 dni. Belfort napisał biografię prostym językiem, który jest łatwy w odbiorze. Autor nie stronił od przekleństw czy wulgarnych relacji. 
      Postać maklera trudno zdefiniować. Mężczyzna dał pracę młodym osobom, które tylko poprosiły go o wsparcie. Z drugiej strony zarabiane miliony nie były uczciwe, a narkotyki systematycznie odbierały Belfortowi wolność i wrażliwość. Pomimo ogromnego dostatku, na jaki mógł sobie pozwolić broker (kilka domów, służba, wymarzone samochody, odrzutowiec, jacht itd.), jego szczęście rodzinne rozsypało się po kilku latach. 
      Makler docenił swoje idealne życie, dopiero kiedy udało mu się wyjść z nałogu. Był niezwykle mądrym człowiekiem i genialnym mówcą. Już jako mały chłopiec miał problemy z zasypianiem, w głowie pojawiały mu się cyfry, które chętnie liczył. Ciekawostką jest fakt, że mężczyzna osiągnął sukces bez niczyjej pomocy, co zdarza się rzadko, bowiem większość młodych biznesmenów dostaje ojcowskie firmy w prezencie.
       Po przeczytaniu książki zauważyłam jak wiele szczęścia miał sławny oszust. Przeżył w jachcie potężny sztorm na morzu, na haju prowadził samochód, którym spowodował kolizje, ilości narkotyków jakie zażywał przez 10 lat były przerażające i... śmiertelne.

       Na pewno większość z Was widziała film z Leonardo DiCaprio w roli głównej. Produkcja bardzo mi się podobała, jednak po lekturze Belforta zauważyłam w dziele Scorsese'a wiele nieścisłości. Mnóstwo niezwiązanych ze sobą akcji - połączono. Nie wspomniano nic o próbie samobójczej Belforta, jego wizycie w szpitalu psychiatrycznym czy leczeniu narkomanii. Zaskoczona byłam również chorobą syna głównego bohatera (urodził się z dwoma dziurami w sercu) oraz postaci Chińczyka, który w książce wcale nie był przyjacielem znanego maklera.. lecz wrogiem! Ponadto, w filmie zmieniono imiona istotnych postaci, co także mnie zdziwiło np. Nadine stała się Naomi, a Danny - Donnie.
      4 księga w dziele Belforta była naprawdę smutna. Autor opisywał w niej swoje nałogi, w szczególności narkotyki, które doprowadziły go do obłędu. Po udaniu się na kilka odwyków, makler postanowił zmienić swoje życie, zapragnął być trzeźwym. Od kiedy przestał ćpać, stracił większość znajomych, po aresztowaniu odsunęła się od niego także jego żona. Stratton Oakmon kierowana w późniejszych latach przez Danny'ego, (w filmie Belfort był szefem firmy do samego końca) rozpadła się. Główny bohater po wycofaniu się z własnego przedsiębiorstwa, zaangażował się w interesy ze Steve'm Maddenem z zakresu obuwniczego.

     Książka bardzo mi się spodobała, chociaż ciężko było mi rozgryźć wiele pojęć z tematyki giełdowej. Z ciekawością poznałam życiorys słynnego oszusta. Morał sugeruje, że niesprawiedliwość zawsze zostanie ukarana, bowiem wszyscy fałszerze otrzymali wyroki więzienia. Czy jednak 10 lat prania brudnych pieniędzy (miliardów w ciągu roku) oceniono adekwatnie? Wszak niecałe 2 lata pobytu w obozie karnym nie prezentują się wcale najgorzej. Podobno pierwszy milion trzeba ukraść, a następne wpływają już na konto same. Moja ocena ,,Wilka z Wall Street" to 8/10. Uważam, że tę historię naprawdę warto znać. Teraz poluję na drugą część przygód Belforta :)

poniedziałek, 3 listopada 2014

Czas motyli

Hej!
Dzisiaj zapraszam na recenzję niesamowitej książki. Powieść powstała na podstawie prawdziwych wydarzeń.





     Tytuł: ,,Czas motyli"
     Autor: Julia Alvarez
     Ilość stron: 424
     Okładka: miękka
     Rok wydania: 2014









     Rodzina Mirabal żyje spokojnie w Dominikanie. 4 siostry: Patria, Dede, Minerva i Maria Teresa wyjeżdżają do szkół. Wraz z upływem lat, sytuacja w państwie staje się coraz bardziej niespokojna. Wyspą rządzi dyktator Trujillo, ludzie działający w opozycji zaczynają znikać w tajemniczy sposób. Społeczeństwo decyduje się na podziemną walkę z krwawym reżimem. Dorosłe już panie Mirabal przyjmują pseudonim ,,Las Mariposas" (motyle). 
    Siostry pomimo towarzyszącego im paraliżującego strachu, dzielnie przeciwstawiały się władzom. Niestety, 25 listopada 1960 r. - Patria, Minerva i Maria Teresa zostały brutalnie zamordowane (pobite na śmierć) wraz z ich szoferem, po tym jak wracały górskim szlakiem do domu, odwiedziwszy wcześniej swoich mężów w więzieniu. Mieszkańcy Dominikany byli wstrząśnięci okrutnymi wydarzeniami, w lud wstąpił nowy duch walki. Kilka miesięcy później, w wyniku zamachu stanu, zginął Trujillo. ONZ uznał 25 listopada jako dzień walki z przemocą wobec kobiet.

      Dookoła nas, w większości państw dochodzi do niewinnego przelewu krwi. Znamy napięte sytuacje w Syrii, Iraku, Egipcie, Libii, Somalii, Korei Północnej itd. Czy jednak interesowaliście się historią Dominikany? Równolegle do przewrotów na Kubie, dyktator Trujillo sprawował władzę na sąsiedniej wyspie. Zwycięstwo Fidela Castro, dało nadzieję Dominikańczykom na niepodległy kraj. Oficjalnie do przewrotu doszło w latach 60 po obaleniu krwawego przywódcy. Niestety, niebezpieczne i skorumpowane rządy przejęte przez zaufanych przyjaciół Trujillo trwały faktycznie aż do początku lat 90. Obecnie wyspa kojarzy się głównie z turystyką, a podróżnicy niewiele wiedzą o smutnej przeszłości państwa. 

     Siostry Mirabal wybudowały na wyspie ,,pomnik trwalszy niż ze spiżu". Pamięć o nich jest kultywowana, młode dziewczyny stały się bohaterkami narodu. Najmłodsza z kobiet (Maria Teresa) miała w chwili śmierci jedynie 25 lat! Dominikanki wychowywały swoje ukochane dzieci, wyszły za mąż, opiekowały się mamą, nosiły w sercu nadzieję na lepsze jutro, którego nie dane im było dożyć. Jestem pod ogromnym wrażeniem determinacji sióstr, szczególnie Minervy. Dziewczęta były ze sobą ogromnie zżyte, zawsze sobie pomagały. Książkę przeczytałam bardzo szybko (pomimo obszernej treści), często miałam ściśnięte gardło, a w oczach łzy. Motyle cechowała większa odwaga niż u niejednego mężczyzny, Minerwa i Maria Teresa jako pierwsze z rodziny postanowiły studiować wbrew zasadom władz. Nawet nie przypuszczały, jaką zasadzkę przygotował na nie Trujillo.
    
     Powieść podzielona została na kilka części, rozdziały przedstawiają kolejno przygody sławnych kobiet od wczesnych lat dzieciństwa z perspektywy każdej z nich. Najważniejszym świadkiem jest oczywiście Dede, bowiem ona jako jedyna z sióstr nie została zabita. Bélgica Adela podzieliła się z autorką smutną historią, opowiedziała o dalszych losach członków rodziny. Jej syn został wiceprezydentem Dominikany, a córka Minervy - Minou, ministrem spraw zagranicznych. Uważam, że tę książkę naprawdę warto poznać, szczególnie w obecnym miesiącu - kiedy 25 listopada, miną 64 lata od bohaterskiej śmierci dziewcząt. Moja ocena 9/10.

wtorek, 28 października 2014

Wyspa na prerii

Siemanko!
Ostatnio udało mi się upolować po promocyjnej cenie w Biedronce najnowszą książkę Cejrowskiego. Zapraszam na moją recenzję :)




    Tytuł: ,,Wyspa na prerii"
    Autor: Wojciech Cejrowski
    Okładka: twarda
    Rok wydania: 2014
    Ilość stron: 296










        Irytują mnie polityczne, religijne poglądy Cejrowskiego, jednak opowiadać o innych krajach on potrafi wspaniale. Z zainteresowaniem oglądam zazwyczaj program ,,Boso przez świat" i po książki sięgam z prawdziwą ciekawością. Podróżnik ma lekki dar pisania, jego anegdoty bawią, zdumiewają a czasem irytują.

      Lektura została pięknie wydana. Świetnym pomysłem było chwilowe zmienianie druku, pogrubianie ważnych informacji, wstawianie wiadomości historycznych, geograficznych. Z radością oglądałam piękne zdjęcia, żałuję, że Cejrowski jest jedynie na jednym z nich (w dodatku na miniaturce), pozostałe fotki przedstawiają głównie naturę i kowbojów. 
        Książkę czyta się bardzo szybko, autor tym razem nie opisuje życia Indian, lecz prezentuje swój domek w USA. Ponad 20 lat temu, kiedy Cejrowski był jeszcze studentem, postanowił on spełnić swoje marzenie z dzieciństwa i pracować na prerii. Wielkie Ranczo - odzwierciedlenie filmowych westernów pasjonowało go od zawsze, więc chętnie pomagał gospodarzom przy różnych robotach, dzięki czemu mógł zobaczyć jak wygląda Dziki Zachód od wewnątrz. Właściciel ziemi postanowił dać pomocnikowi w prezencie kawałek pola z drewnianym domem na pagórku. Cejrowski nie chciał zgodzić się na tak niesprawiedliwy układ, więc rolnik zaproponował mu uczciwą grę w karty. Podróżnik ostatecznie wygrał swój plac, ale honor kazał mu zapłacić za nową nieruchomość. Gospodarz zgodził się na... 200 dolarów. Cejrowski wyciągnął wyznaczoną kwotę pieniężną i stał się oficjalnym nabywcą domu. 
        Autor postanowił wrócić do swojej posiadłości po wielu latach. Nie spodziewał się, że jego domek wciąż będzie na niego czekał. Zainwestował w mieszkanko niewielkie pieniądze i od tej pory często wyjeżdża do Arizony na dłuższe wakacje.

        Cejrowski opisuje codzienne życie kowbojów, którzy mieszkają w małej miejscowości, gdzie przez większą część roku panują upały, a w powietrzu unosi się drapiący preriowy kurz. Bardzo często szaleją wichury, a ludzie spędzają większość dnia w barze - głównym miejscu spotkań tubylców.
        Podróżnik wymienia cechy charakterystyczne mieszkańców: kapelusze, śniada cera, krótkie imiona (jak: Ted, Zed, Ed, Jim itd.), skracanie zwrotów, aby podczas otwierania ust - jak najmniej połknęło się piasku (zatem ,,How do you do" to ,,Howdy" itp.). Czytelnik może poznać zwyczaje kowbojów, którzy np. sprzątają dom poprzez otworzenie wszystkich drzwi - wiatr szybko wymiata czerwony pył (używanie mopa z wodą jedynie rozmazuje brud). W typowej osadzie wszyscy się znają, ale i chronią wzajemnie.
         Podróżnik przedstawia głównie swój monotonny dzień w Arizonie: odpoczynek, podziwianie piękna świata o poranku, picie ulubionych drinków bądź wina, przyglądanie się dzikim zwierzętom, długi proces poznawania zachowawczej społeczności. Wiele stron poświęca Cejrowski ulubionemu niebieskiemu krzesłu czy otrzymanym kotom. Książka zawiera kilka przygód satyryka, m.in. kiedy przyjechał po niego szkolny autobus bądź nieudane próby wymawiania jego imienia przez mieszkańców.
          Teksty dziennikarza śmieszą - wielokrotnie nie mogłam się powstrzymać od głośnego parsknięcia. W trakcie czytania książki poznałam wiele nieznanych mi wcześniej ciekawostek o Dzikim Zachodzie. Nie mniej jednak przeszkadzała mi jedna kwestia - przesadny zachwyt Cejrowskiego nad Ameryką. Denerwowały mnie wstawki typu ,,I tak powinno być wszędzie". Podaję przykład: Supermarket Walmart jest miejscem, gdzie można kupić wszystko, a jeśli wymarzonej rzeczy nie ma - sprzedawcy sprowadzą ją natychmiast z innego stanu. Ceny produktów są bardzo niskie, ponadto każdy uczestnik dostaje do skrzynki pocztowej zniżki, z którymi przychodzi do sklepu. Klient jest panem, więc pracownicy traktują go z najwyższym szacunkiem, ciągle się uśmiechając. Takie miejsca są super - jeśli nie zna się faktów. Niestety, ukryte statystyki wskazują na wyzysk zatrudnionych ludzi w sieci marketów. Ponadto, korporacja włącza się do manifestów innych organizacji przeciwko ciężkiej pracy dzieci w Uzbekistanie. Szefowie zapominają, że w ich hipermarketach łamanie praw człowieka to codzienność, gdyż... sami zatrudniają nieletnich. Kolejnym kontrowersyjnym problemem jest powszechny dostęp do broni. Każdy z mieszkańców ma kilka spluw, aby mógł czuć się bezpiecznie. Najmniejsze pistolety służą do zabawy, aby poćwiczyć sobie strzelanie. Cejrowski kupuje kilka tanich sztuk broni i twierdzi, że to wspaniałe rozwiązanie. W USA należy głośno oznajmiać swoją niezapowiedzianą obecność pod domem znajomego lub nie być niespodziewanym gościem skradającym się po cichu, bo inaczej można zostać zastrzelonym. Ameryka taka wspaniała wcale nie jest, społeczeństwo nie potrzebuje uczyć się drugiego języka, bo przecież ich jest najważniejszy na świecie; każdy mieszkaniec zobowiązany jest do dbania o swój trawnik, czy mu się to podoba czy nie - po prostu taki jest wymóg. Uważam, że każde państwo ma wady i zalety, a zaślepienie wyłącznie samymi pozytywami nie ma sensu.
         Książka mi się podobała, ale niestety nie jest tak rewelacyjna jak ,,Gringo...". Moja ocena to 7/10. Jeśli chcecie dowiedzieć się, jak wygląda codzienne życie na Dzikim Zachodzie to lektura dla Was.

Jiii - ha!

,,Domek na prerii" bierze udział w wyzwaniu: Odkrywamy białe plamy.
     

sobota, 25 października 2014

Samotność ma twoje imię

Hej!
Dzisiaj recenzja świetnej książki polskiej pisarki :)





      Tytuł: ,,Samotność ma twoje imię"
      Autor: Monika A. Oleksa
      Okładka: miękka ze skrzydełkami
      Rok wydania: 2014
      Ilość stron: 424









Fabuła:
       Samotność jest natrętna, chętnie zaprzyjaźnia się z wieloma smutnymi mieszkańcami - bez ich całkowitej zgody. Przychodzi do osób starszych, schorowanych, których nikt nie odwiedza, bo potomkowie wyjechali do większych miast bądź za granicę. Przytula kobiety - opuszczone przez przedwcześnie zmarłego męża, mężczyzn - pozostawionych tak nagle przez ukochane żony. Samotność głośno puka do drzwi ludzi zdradzanych przez swoje zawsze idealnie drugie połówki. Nie daje spokoju zdezorientowanym dzieciom, którymi nie zajmują się nieszczęśliwi rodzice. Jest ciągle obecna przy coraz starszych singlach, bo nie spełniły się ich marzenia z młodości o wielkiej rodzinie.
       Ewa ma 42 lata, własne mieszkanie i kota. Dziewczyna dużo pracuje, aby nie myśleć o pustce - skrywającej się w jej sercu. Kobieta żyje iluzjami o niespełnionej miłości z dzieciństwa. Nie może się pogodzić z tym, że jej wybranek zdecydował się wziąć ślub z inną koleżanką. Główna bohaterka zajmuje się tworzeniem układów tanecznych, które są jej pasją. W wolnym czasie spotyka się z przyjaciółką Dorotą lub przyjeżdża do coraz słabszej babci. Czy Ewa odnajdzie w końcu swoje szczęście? W jaki sposób samotność trafiła do Martyny, Róży, Hanny, Janiny, Danuty i Magdy? Polecam najnowszą książkę Moniki A.Oleksy.

       Żyjemy w ciągłym biegu, na nic nie mamy czasu, nasz zegar tyka coraz szybciej i szybciej. Codziennie mijamy anonimowych przechodniów. Ilu z nich przepełnionych jest prawdziwą radością? Potrafimy wiecznie narzekać, nie wykorzystujemy cennych minut racjonalnie, zawsze mamy wszystkiego za mało - pieniędzy, dóbr materialnych. Obiecujemy odwiedzić babcie, dziadków, starsze ciotki. Oni wszyscy cierpliwie czekają w oknie - chorzy, zagubieni, opuszczeni przez krewnych, najbliższych. Dorośli już potomkowie zapominają o słodkim dzieciństwie, które było możliwe tylko dzięki zaangażowaniu rodziców czy innych bliskich osób. Jedynie samotność pamięta... nie zapraszana pojawia się nagle - tylko na chwilę, a zazwyczaj zostaje już na stałe.
        Młodzi ludzie nie myślą o przyszłości, spontanicznie przyrzekają sobie wierność aż po grób. Dlaczego zatem potrafią się tak bardzo ranić nawzajem. Czy miłość może po prostu zniknąć? A może nigdy jej nie było?
      Mamy mnóstwo znajomych ze szkoły, studiów (wspólne zabawy, dyskusje, przygody), a zostają po nich jedynie zdjęcia, wspomnienia. Koledzy zrywają najczęściej wszystkie kontakty, kiedy poważnie się zakochują. Jedynie najwierniejsi przetrwają u boku swojego przyjaciela - będą razem na dobre i na złe.

        Ewa jest postacią złożoną. Nie potrafi przyznać się do miłosnej porażki, żyje marzeniami. Zamknęła się w swojej skorupie, bo boi się, że mężczyzna, któremu zaufa, może ją dotkliwie zranić, a kolejnych ciosów w serce główna bohaterka już nie wytrzyma. Wszystkie istotne postaci występujące w książce Oleksy mają w oczach strach, charakteryzuje je ból przeszłości. Czy kobiety pozwolą sobie na czekające za rogiem szczęście? Czasem przecież tak niewiele trzeba, aby drugi człowiek się uśmiechnął - wystarczy nawet pozdrowienie bądź krótka rozmowa.
      Pisarka zwraca uwagę na pojęcie miłości. Sugeruje, że na tę prawdziwą trzeba poczekać, bo ona przyjdzie sama... zwykle niespodziewanie. Nieodłącznym atrybutem radosnego człowieka jest także przyjaźń. Bez niej życie nie byłoby nic warte.
      Autorka napisała cudowną, wzruszającą powieść. Przeczytałam ją bardzo szybko, śledząc uważnie tekst miałam ściśnięte gardło. Oleksa poruszyła mądry i ważny motyw samotności, który skłonił mnie do długich refleksji.
       Styl pisania występujący w książce charakteryzuje się prostotą, a zarazem jest barwny i ciepły. Wspaniale opisała Oleksa malownicze m.in. polskie miejscowości: nadmorskie Dąbki, uroczy Kazimierz Dolny czy studencki Lublin. Akcja lektury rozpoczyna się melancholijną jesienią, więc zachęcam szczególnie właśnie teraz do zapoznania się z tą fantastyczną opowieścią, bo naprawdę warto poznać losy kobiet, które doświadczyły gorzkiej samotności. Dodatkowym atutem książki jest lista przepisów ciast, które piekły główne bohaterki. Mam nadzieję, że kiedy i ja przygotuję te słodkości, wyjdą mi równie smaczne - jak pachniały mi podczas czytania treści :) Moja ocena egzemplarza ,,Samotność ma twoje imię" to 9/10.

niedziela, 19 października 2014

Gorzka czekolada

Cześć!
Dzisiaj zapraszam na recenzję ciekawej książki :)




    Tytuł: ,,Gorzka czekolada. Społeczne aspekty uprawy kakao w
                Wybrzeżu Kości Słoniowej"
    Autor: Błażej Popławski, Katarzyna Szeniawska
    Okładka: miękka ze skrzydełkami
    Ilość stron: 458
    Rok wydania: 2013








         Lektura leżała na moim stosiku ponad rok, aż w końcu postanowiłam ją przeczytać. Żałuję, że tak długo zwlekałam z sięgnięciem po egzemplarz promowany przez Polską Akcję Humanitarną, bowiem przez niecałe dwa tygodnie zapoznawania się z treścią, moja wiedza o Afryce Zachodniej gwałtownie wzrosła. Obawiałam się, że ,,Gorzka czekolada..." będzie trudna w odbiorze, lecz szczerze zafascynowana wertowałam kolejne stronice książki popularnonaukowej. 
         W 2011 r. miała miejsce II wojna domowa w Wybrzeżu Kości Słoniowej. Większość z nas czytała o Arabskiej Wiośnie - konfliktach w Libii czy Egipcie. Mass media przekazywały na bieżąco informacje o śmierci Kaddafiego. Czy jednak ktoś z Was słyszał o walkach, które wydarzyły się w tym samym czasie w Wybrzeżu Kości Słoniowej?

        Była kolonia francuska odzyskała niepodległość w 1960 r. (rok Afryki). Od tej pory Wybrzeże Kości Słoniowej stało się wzorem dla swoich sąsiadów. W ciągu 20 lat uzyskało pozytywne wyniki gospodarcze, było państwem świetnie rozwijającym się pod względem ekonomicznym, nazywano je lokomotywą Afryki.
      Kakao zostało odkryte przez Krzysztofa Kolumba, który zauważył je podczas swojej podróży do Meksyku. Indianie przekazali magiczne nasiona europejczykom, a ci postanowili zasadzić plony w swoich koloniach. Obecnie, Wybrzeże Kości Słoniowej jest głównym producentem ,,czarnego złota" - 1/3 światowych zbiorów kakao pochodzi z tego państwa. 
       Po odzyskaniu niezależności, afrykański kraj chciał być liderem w globalnym rolnictwie. Mieszkańcy zakładali farmy, gdzie zasadzali nasiona kakao i czekali 3 lata, aż owoc będzie nadawał się do zerwania. Współcześnie, wyhodowano nową odmianę kakaowca, która wydaje plony już po 1,5 r. i jest przedmiotem kontrowersji. 
       Społeczeństwo Wybrzeża Kości Słoniowej nie narzekało na brak pieniędzy aż do lat 90. Wówczas umarł ich totalitarny prezydent, a plemiona zaczęły ze sobą walczyć o tożsamość i pieniądze. Kiedy afrykańskie państwo było kolonią, rządy francuskie uzależniały od siebie ludność. Po upragnionym otrzymaniu niepodległości, mieszkańcy Wybrzeża Kości Słoniowej zauważyli nagły wzrost problemów. Do ich kraju zaczęli przybywać biedniejsi imigranci z Burkina Faso i Mali. Podczas I wojny domowej - obecność innych plemion przyczyniła się do konfliktów o ziemię. Oskarżano obcokrajowców o bycie rolnikiem nie w swoim państwie, iworyjczykom nie podobało się, że imigranci czerpali korzyści z ich farm. Dodatkowo, kolejni prezydenci kłócili się o władzę dla pieniędzy, nie interesował ich los społeczeństwa. 

       Koncerny międzynarodowe chętnie czerpią zyski z pozyskiwania nasion kakaowca w Wybrzeżu Kości Słoniowej. Oczywiście, organizują oni szkolenia rolników, budują szkoły, studnie, szpitale, jednak wszystkie te zabiegi podyktowane są chęcią utrzymania dobrego wizerunku na arenie globalnej. Połowa mieszkańców Wybrzeża Kości Słoniowej jest niepiśmienna. Społeczeństwo z prężnie rozwijającego się kraju stało się państwem upadłym! Konflikty o miejsca w rządzie, walki pomiędzy plemionami, ujemne wyniki na arenie gospodarczej przyczyniły się do wzrostu ubóstwa w Wybrzeżu Kości Słoniowej. Rolnicy poznali smak biedy, codziennie obserwują szerzącą się korupcję. 
      Hodowcy kakao mają dwie możliwości. Mogą sprzedać swoje plony pośrednikom (są nimi zazwyczaj Libańczycy) albo zapisać się do spółdzielni. Jeśli skorzystają z tej drugiej opcji, mają szansę uzyskać więcej pieniędzy, ale muszą na nie czekać nawet do 3 tygodni. Kiedy jednak rolnicy żyją w nędzy - liczą każde sekundy, aby wygrać ze śmiercią - powierzają nasiona pośrednikom. Wówczas podarowane im wypłaty są dużo mniejsze od prawdziwych cen. Niestety, mieszkańcy nie mogą negocjować warunków, gdyż łącznicy szantażują hodowców, że nie kupią od nich kakao, ponieważ znajdą tańsze odpowiedniki w Ghanie. Mediatorzy wyśmiewają Iworyjczyków, że jeśli nie odpowiadają im proponowane kwoty pieniężne, mogą sprzedać swoje plony w Internecie.

       Społeczeństwo Wybrzeża Kości Słoniowej zniszczyło swój kraj, żeby zaspokoić potrzeby konsumentów z Północy. Rolnicy wycięli większość lasów tropikalnych, aby zakładać nowe poletka z kakaowcami! Na wskutek tych działań, państwo zaczęło zmagać się z suszą, chorobami. Farmy z nowymi nasionami zaatakowały wirusy, kakao zmodyfikowano - użyto do tego środków chemicznych.
       Światowe korporacje pomagają Iworyjczykom, lecz rolnicy nie mają wiele pieniędzy na przeżycie dla siebie i swoich rodzin. Spółdzielnie podpisują umowy, dzięki którym ich miejsce zostaje kojarzone m.in. z certyfikatem Fair Trade. Niewielu mieszkańców Europy kupuje produkty, na których znajduje się znak sprawiedliwego handlu. Zazwyczaj, klienci wybierają inne (tańsze) kawy czy czekolady - nie zwracając uwagi na ważny symbol.
     Warto podkreślić, że na plantacjach kakaowca w Afryce pracują dzieci. Są to głównie niewolnicy, którzy zostali kupieni (w Mali bądź Burkina Faso) obietnicami lepszej przyszłości. Kiedy oglądamy produkty czekoladowe, pamiętajmy o nieletnich spędzających na plantacjach całe dnie za darmo! Iworyjczycy nie mają pieniędzy na zatrudnienie dorosłych mieszkańców, więc wykorzystują ręce dzieci do pracy w ramach wolontariatu. Niestety, najmłodsi nie mają wówczas szans na kontynuowanie edukacji, a jeśli decydują się na ucieczkę z plantacji, kończą na ulicy żebrząc. 
      
       Ciekawostką jest, że nasze rodzime marki są zastępowane przez zagraniczne, pomimo tego, że skład czekolad jest identyczny! Dlaczego? Młodzież chce być trendy i idąc do supermarketu ściąga z półki rzeczy markowe i dużo droższe! Sugeruje się kolorowym opakowaniem i kształtem słodkości... Nie zapominajmy o polskich firmach jak m.in. Wawel, Mieszko, Solidarność, Goplana, Jutrzenka, gdyż te koncerny zakładają fundacje pomagające naszym rodakom np. wspierają chore dzieci. 
        Wyroby czekoladowe w Polsce są produkowane z ziaren kakao pochodzących z Wybrzeża Kości Słoniowej, a zakupionych na giełdzie w Londynie. Obecnie, główny wpływ na konsumpcje mają mass media (w umowie z korporacjami). Widząc statystyki opisujące starzejącego się społeczeństwa - zachęcają reklamami o zjadaniu zdrowej czekolady. Fakt, że kakao jest nie tylko hormonem szczęścia, ale także regularne zjadanie kilku kostek pomaga uniknąć nowotworów czy zawałów. Należy jednak pamiętać, że nadmierna konsumpcja może prowadzić do otyłości. 
         Stylowe stały się ostatnio kąpiele w czekoladzie, kosmetyki z dodatkami kakao. W Polsce mieszkańcy najczęściej konsumują czekolady mleczne, następnie gorzkie, a później nadziewane. Podczas Świąt Bożego Narodzenia i Walentynek można zauważyć wzrost sprzedaży bombonierek. Liderem produkcji czekoladowych smakołyków w Europie są Niemcy, najwięcej produktów ze znakiem Fair Trade kupują Anglicy. Zapotrzebowanie na czekoladę jest coraz popularniejsze w Indiach i Chinach.
          
       Czytając tę książkę miałam niesamowitą chęć na słodycze. Wybrałam się do sklepu i spojrzałam na półkę zapełnioną przysmakami. Porównałam składy i wybrałam rarytasy z największą ilością kakao. Okazało się, że opakowanie i cena są jedynie iluzją lepszej jakości wyrobów, bo podstawowego składnika zawierają niewiele... 
         Kupując czekoladowe produkty pamiętajmy o mieszkańcach Wybrzeża Kości Słoniowej. To państwo znane jest ze świetnej drużyny piłki nożnej oraz... największej bazyliki na świecie (która jest miejscem kultu wielu pielgrzymów, lecz przyczyniła się do bankructwa kraju). Dzieci pochodzące z zachodniej Afryki biorą udział w produkcji czekolady. Starannie sortują nasiona kakaowca, suszą, wkładają do worków, a następnie noszą je na chudych ramionach do samochodów. Ziarna trafiają do Europy, gdzie formowane są w tabliczki, pakowane do papierków i sprzedawane marketom. Rolnicy w Wybrzeżu Kości Słoniowej są zrozpaczeni minimalnymi pensjami, żyją na granicy ubóstwa, nie mają możliwości wysyłania swoich potomków do szkół. Najmłodsi nigdy nie widzieli gotowej czekolady! Przysmaki są jedynie dostępne dla najbogatszych Iworyjczyków w sklepach u Libańczyków, jednak słodycze... pochodzą z Europy! Najwięksi na świecie producenci kakao nie mogą docenić walorów tego owocu, bowiem w ich kraju nie istnieją lokalne firmy pracujące przy wytwarzaniu czekolad. 
         Jeśli chcecie poznać ciekawostki geograficzne, historyczne, polityczne czy ekonomiczne o Wybrzeżu Kości Słoniowej to zachęcam do lektury. Mnie najbardziej zainteresował rozdział opisujący modę na czekoladę :) Książka zawiera wiele danych statystycznych, tabel oraz zdjęć (niestety w kolorze czarno - białym). Moja ocena to 8/10.

,,Gorzka czekolada. Społeczne aspekty uprawy kakao w Wybrzeżu Kości Słoniowej" bierze udział w wyzwaniu: Odkrywamy białe plamy.

wtorek, 14 października 2014

Wycieczkowo 22 - Ślęża (718 m.n.p.m.)

Hej!
Dzisiaj przedstawię Wam fotorelację ze Ślężańskiego Parku Krajobrazowego - usytuowanego ok. 30 km od Wrocławia. Na Ślężę (należącą do Korony Gór Polskich) wybrałam się z koleżanką w słoneczną sobotę. Szczególnie jesienią uwielbiam wspinać się po górach, bo zachwycają wspaniałymi, ciepłymi barwami. 


Idąc lasem podziwiałyśmy piękne, kolorowe liście...




 Po drodze mijałyśmy wiele tablic informujących o mieszkańcach gór i ich środowisku.


Na szczyt (718 m.n.p.m) dotarłyśmy po niecałej godzinie od opuszczenia parkingu, który był tak zakorkowany, że nie było gdzie postawić samochodu.


Warto dodać, że Ślęża nie należy do gór najwyższych, lecz znana jest ze swojej tajemniczej historii. Tuż przed okresem chrystianizacji w Polsce, Masyw Ślęży traktowany był przez miejscowe plemiona jako święty. Tubylcy wiedzieli o specjalnej magii góry, więc praktykowali na jej wierzchołku pogańskie obrzędy religijne. Oddawali pokłony: bóstwu słonecznemu, źródłom, drzewom, zjawiskom atmosferycznym (wiatry, deszcze, burze) oraz ciałom niebieskim (gwiazdy, księżyc). 

Tablica - Miejsce kultu w starożytności:


Najlepiej zachowaną starożytną rzeźbą kultową jest Miś Ślężański. Posąg powstał najprawdopodobniej w okresie: 700 - 400 lat p.n.e. Jest misternym dziełem kultury łużyckiej. Niestety, pomnik w średniowieczu uległ niewielkiemu zniszczeniu... poprzez nowy zwyczaj chrześcijan - obrzucanie pogańskich figurek kamieniami w celu odpędzenia szatana i pozbycia się grzechu.


Niewiele wiadomo o powstaniu kościoła - znajdującego się na szczycie góry. Przypuszczalnie został on wybudowany w XII w. Podobno pod jego ruinami podczas II w. ś. ukryto wiele skarbów, jednak nikt nie może dostać się do podziemnych komnat i przerażających korytarzy, bowiem według legendy wstępu do lochów pilnują dwa niedźwiedzie.


Śląski Olimp będący kiedyś siedzibą bogów: słońca i księżyca osnuty jest mrocznymi sekretami. W wielu opowiadaniach istnieje zapis o tajemniczych pielgrzymach, którzy wchodzili na górę nocą, oczyszczając swoje ciała w pobliskich źródłach. Następnie, (w blasku pochodni) docierali na wierzchołek czczonej góry i w kamiennym okręgu - mającym bioenergetyczne właściwości, rozpoczynali pogańskie obrzędy.


Żałuję, że wieża widokowa jest w rozsypce, mam nadzieję, że prędko ją wyremontują. Piękne widoki zasłaniały niestety bujnie rozrośnięte krzaki...



Po zasłużonym odpoczynku, ostatni raz spojrzałyśmy na magiczny szczyt Ślęży i pomaszerowałyśmy w kierunku Przełęczy Tąpadła.


Polecam wędrówki jesiennym lasem :) Dla takich cudownych miejsc w Polsce warto żyć!