Dzisiaj zapoznam Was z Aleksandrem Dobą oraz jego książką. Zapewne większość osób interesujących się chociaż trochę podróżami słyszało ile szumu powstało kilka miesięcy temu wokół niskiego, starszego pana. Doba był gościem w radio i telewizji, udzielał mnóstwo wywiadów prasie, jego profil można odnaleźć także m.in. na facebooku. Miałam szczęście przywitać się z kajakarzem w lutym podczas Międzynarodowych Targów Turystycznych we Wrocławiu. Mężczyzna z uśmiechem rozdawał zdjęcia i autografy, cierpliwie spoglądał na niekończącą się kolejkę fanów (w przeciwieństwie do naburmuszonej i niesympatycznej Pawlikowskiej, którą spotkałam w Hali Stulecia dzień wcześniej).
Aleksander Doba urodził się w Poznaniu, gdzie mieszkał 29 lat, potem przeprowadził się do Polic. Z zawodu jest inżynierem mechanikiem. Mężczyzna miał w życiu wiele pasji m.in. turystykę górską, szybownictwo, kolarstwo, a jednak to kajakarstwo stało się najbliższe jemu sercu. W wieku 34 lat Doba zainteresował się spływami kajakowymi, które doprowadziły go do ogromnego sukcesu trzy dekady później. Znane są jego wyprawy: ,,Kajakiem przez Niemcy i dookoła Danii z Polic do Polic", ,,Kajakiem dookoła Bałtyku z Polic do Polic" czy ,,Kajakiem za koło podbiegunowe północne z Polic do Narwiku". Na przełomie lat 2010 i 2011 podróżnik jako pierwszy człowiek na świecie przepłynął Atlantyk z Afryki do Ameryki Południowej. Kilku śmiałków innych nacji dokonało wcześniej już podobnych rekordów
lecz płynąc z wyspy na wyspę, natomiast Doba został pierwszym
kajakarzem, którzy przepłynął ocean dzięki wyłącznej sile mięśni z
kontynentu na kontynent! Dwa lata później, Polak mógł się już pochwalić kolejnym rekordem przedostajnia się z Europy do Ameryki Południowej. Szczególny szacunek należy mu się ze względu wiek, bowiem Poznaniak w tym roku skończy 69 lat. Okazuje się, że chcieć to móc i żadne przeszkody nie są w stanie przerwać niebezpiecznego hobby, jeśli tak mocno się je kocha (nawet to, że sportowiec bardzo słabo słyszy). Doba dał nadzieję na spełnianie marzeń nie tylko młodszym ale i starszym osobom, które już dawno straciły nadzieję kontynuacji swoich pasji. Za wspaniałe sukcesy kajakarz został nagrodzony prestiżowym tytułem Podróżnika Roku 2015 National Geographic - głosowali na niego ludzie z całego świata!
Czas na książkę:
Tytuł: ,,Olo na Atlantyku - Kajakiem przez ocean"
Autor: Aleksander Doba
Ilość stron: 293
Rok wydania: 2012
Okładka: miękka ze skrzydełkami
Książka przybliżyła mi osobę podróżnika, który szczegółowo opisał przebieg swojej wyprawy przez Atlantyk z Afryki do Ameryki Południowej. Jestem pod wrażeniem ogromnej wiedzy Doby z zakresu geografii, fizyki, techniki. Dzięki niemu poznałam wiele ciekawostek: m.in. jak powstają chmury i fale oraz ich podział, w jaki sposób można obliczyć odległość pioruna bądź czym jest zjawisko bioluminescencji.
Podróżnik przedstawił budowę kajaku oraz czynniki przyrody, które przeszkadzały mu w przepłynięciu wybranej trasy. Złośliwe prądy i wiatry nie pozwalały Dobie na spokojne wiosłowanie, wielokrotnie znosiły jego pojazd wodny w przeciwnym kierunku. Autorowi podczas nietypowej wycieczki towarzyszyły ptaki, rekiny, delfiny, drapieżne ryby (spoglądające na bohatera nawet podczas porannej toalety, gdy musiał wystawiać tyłek za burtę). Czasami Doba spotykał na swojej drodze statki. Sportowiec miał przy sobie telefon, butle gazowe, specjalnie foliowane jedzenie, zdjęcia rodziny, pamiętnik i inne rzeczy, które pozwoliły mu przetrwać na oceanie. Warunki pogodowe były rzadko korzystne, małym kajakiem rzucały nawet aż 8 metrowe fale! Mały domek bohatera nie zawierał wiele miejsca, więc bohater musiał spać skurczony w zgiętej pozycji. Temperatura powietrza oscylowała ok. 40 stopni, mężczyzna ciągle cierpiał na bezsenność, zazwyczaj drzemał nocą ok 4-5 h w dwóch ratach. Podróżnik zmagał się z zapaleniem spojówek, bolącą wysypką (Atlantyk jest 5 razy bardziej słony od Bałtyku!) - sól wżerała mu się w rany spowodowane wiosłowaniem. Jeszcze w Senegalu miał trudności z biurokracją, sprytnie oszukał urzędników, że miał zamiar płynąć wzdłuż Afryki a nie do Ameryki Południowej. Jego dłuższy pobyt w Dakarze i ślady po komarzycach straszyły go wizją malarii. Ciekawostką jest, że w Polsce nikt nie zdecydował się ubezpieczyć Doby ani jego kajaka, twierdząc, że jego szaleńczy plan nigdy się nie uda. Żona błagała ukochanego, aby nie wyruszał w tak niebezpieczną podróż, wielu znajomych nie wierzyło w jego szczęśliwy powrót.
Kajakarz dopłynął do swojego celu w ciągu szacowanych 100 dni. Był bardzo zmęczony, niewyspany, wychudzony (stracił na wadze 14 kg), a pomimo tego nigdy nie skarżył się na przeciwności losu. Pełen optymizmu realizował swoje marzenie, a cytat ,,Ja nie pokonałem Atlantyku. Ja tylko nie dałem mu się pokonać" spowodował, że społeczeństwo pokochało starszego mężczyznę za prawdziwą skromność.
Tuż po dotarciu do Brazylii, Doba szybko zdecydował się na kolejny etap wyprawy: Z Ameryki Południowej do Północnej. Planował dopłynąć do Waszyngtonu z kilkoma przystankami m.in. na Bermudach. Niestety jego plan pokrzyżowały huragany oraz dwie zbrojne napaści w Peru. Sterroryzowany z przyłożonym do głowy rewolwerem - Doba musiał oddać cenny sprzęt, cudem nie stracił życia. Pomimo tak strasznych przeżyć, dwa lata później odważny bohater postanowił przepłynąć Atlantyk ponownie. Jestem pełna szacunku dla naszego kajakarza, to zdecydowanie duma narodowa, której nie wypada nie znać!
Niestety, książka została napisana w sposób bardzo chaotyczny. W związku z tym, że 100 dni na oceanie nie obfitowało w wiele wydarzeń, autor przedstawiał najprostsze czynności jak np. parzenie kawy bardzo obrazowo. W lekturze dominowało mnóstwo przemyśleń Doby na temat warunków pogodowych czy rodziny. Często wspominał podróżnik swoje wyprawy z wcześniejszych lat. Wszystkie zagadnienia nie były uporządkowane, czasami się powtarzały. Największym minusem dzieła jest jednak szalenie mała czcionka. Minimalny druk męczył oczy, a przez nudniejsze momenty bardzo ciężko mi było przebrnąć. Żałuję także, że książka nie zawiera żadnych zdjęć! Lektura podróżnicza bez choćby kilku fotografii to ogromny błąd. ,,Olo na Atlantyku - Kajakiem przez ocean" czytałam 2 miesiące, nie jest to egzemplarz, który można szybko skończyć, trzeba dokładnie śledzić jego treści. Pomimo kilku minusów, nie żałuję czasu spędzonego z książką. Podczas lektury przeżywałam przygody wspólnie z Dobą, czułam się jakbym siedziała obok niego na kajaku. Moja ocena dzieła to: 6.5/10.
,,Olo na Atlantyku - Kajakiem przez ocean" bierze dział w wyzwaniu POLACY NIE GĘSI III
Podróżnik przedstawił budowę kajaku oraz czynniki przyrody, które przeszkadzały mu w przepłynięciu wybranej trasy. Złośliwe prądy i wiatry nie pozwalały Dobie na spokojne wiosłowanie, wielokrotnie znosiły jego pojazd wodny w przeciwnym kierunku. Autorowi podczas nietypowej wycieczki towarzyszyły ptaki, rekiny, delfiny, drapieżne ryby (spoglądające na bohatera nawet podczas porannej toalety, gdy musiał wystawiać tyłek za burtę). Czasami Doba spotykał na swojej drodze statki. Sportowiec miał przy sobie telefon, butle gazowe, specjalnie foliowane jedzenie, zdjęcia rodziny, pamiętnik i inne rzeczy, które pozwoliły mu przetrwać na oceanie. Warunki pogodowe były rzadko korzystne, małym kajakiem rzucały nawet aż 8 metrowe fale! Mały domek bohatera nie zawierał wiele miejsca, więc bohater musiał spać skurczony w zgiętej pozycji. Temperatura powietrza oscylowała ok. 40 stopni, mężczyzna ciągle cierpiał na bezsenność, zazwyczaj drzemał nocą ok 4-5 h w dwóch ratach. Podróżnik zmagał się z zapaleniem spojówek, bolącą wysypką (Atlantyk jest 5 razy bardziej słony od Bałtyku!) - sól wżerała mu się w rany spowodowane wiosłowaniem. Jeszcze w Senegalu miał trudności z biurokracją, sprytnie oszukał urzędników, że miał zamiar płynąć wzdłuż Afryki a nie do Ameryki Południowej. Jego dłuższy pobyt w Dakarze i ślady po komarzycach straszyły go wizją malarii. Ciekawostką jest, że w Polsce nikt nie zdecydował się ubezpieczyć Doby ani jego kajaka, twierdząc, że jego szaleńczy plan nigdy się nie uda. Żona błagała ukochanego, aby nie wyruszał w tak niebezpieczną podróż, wielu znajomych nie wierzyło w jego szczęśliwy powrót.
Kajakarz dopłynął do swojego celu w ciągu szacowanych 100 dni. Był bardzo zmęczony, niewyspany, wychudzony (stracił na wadze 14 kg), a pomimo tego nigdy nie skarżył się na przeciwności losu. Pełen optymizmu realizował swoje marzenie, a cytat ,,Ja nie pokonałem Atlantyku. Ja tylko nie dałem mu się pokonać" spowodował, że społeczeństwo pokochało starszego mężczyznę za prawdziwą skromność.
Tuż po dotarciu do Brazylii, Doba szybko zdecydował się na kolejny etap wyprawy: Z Ameryki Południowej do Północnej. Planował dopłynąć do Waszyngtonu z kilkoma przystankami m.in. na Bermudach. Niestety jego plan pokrzyżowały huragany oraz dwie zbrojne napaści w Peru. Sterroryzowany z przyłożonym do głowy rewolwerem - Doba musiał oddać cenny sprzęt, cudem nie stracił życia. Pomimo tak strasznych przeżyć, dwa lata później odważny bohater postanowił przepłynąć Atlantyk ponownie. Jestem pełna szacunku dla naszego kajakarza, to zdecydowanie duma narodowa, której nie wypada nie znać!
Niestety, książka została napisana w sposób bardzo chaotyczny. W związku z tym, że 100 dni na oceanie nie obfitowało w wiele wydarzeń, autor przedstawiał najprostsze czynności jak np. parzenie kawy bardzo obrazowo. W lekturze dominowało mnóstwo przemyśleń Doby na temat warunków pogodowych czy rodziny. Często wspominał podróżnik swoje wyprawy z wcześniejszych lat. Wszystkie zagadnienia nie były uporządkowane, czasami się powtarzały. Największym minusem dzieła jest jednak szalenie mała czcionka. Minimalny druk męczył oczy, a przez nudniejsze momenty bardzo ciężko mi było przebrnąć. Żałuję także, że książka nie zawiera żadnych zdjęć! Lektura podróżnicza bez choćby kilku fotografii to ogromny błąd. ,,Olo na Atlantyku - Kajakiem przez ocean" czytałam 2 miesiące, nie jest to egzemplarz, który można szybko skończyć, trzeba dokładnie śledzić jego treści. Pomimo kilku minusów, nie żałuję czasu spędzonego z książką. Podczas lektury przeżywałam przygody wspólnie z Dobą, czułam się jakbym siedziała obok niego na kajaku. Moja ocena dzieła to: 6.5/10.
,,Olo na Atlantyku - Kajakiem przez ocean" bierze dział w wyzwaniu POLACY NIE GĘSI III
Zainteresowała mnie ta książka :) no właśnie chcieć to móc nieważne w jakim wieku :))
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie książki. Kiedyś przeczytam.
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tym Panu, więc dobrze się składa, że zagościł na Twoim blogu! :)
OdpowiedzUsuńSłyszałam wcześniej o tej książce, ale opinie były bardzo podobne do Twojej - że niewiele się tu dzieje, bo i co może się dziać podczas samotnego podróżowania po oceanie. :-) Mimo to mam wielki szacunek dla pana Doby i chętnie bym jego relację z podróży przeczytała :-)
OdpowiedzUsuńPasja potrafi napędzać całe życie:)
OdpowiedzUsuńChyba nawet o niej rozmawiałyśmy podczas naszego spotkania. Ze względu na brak zdjęć, mało interesujące fragmenty, chaotyczność i małą czcionkę raczej się na nią nie skuszę. Szczególnie to ostatnie bardzo mi przeszkadza w lekturze.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że jest dość chaotyczna, ale tak jak napisałaś, podróż samotna raczej nie obfituje w jakieś niezwykłe wydarzenia, ale słyszałam o nim :) Tylko pozazdrościć takiej wyprawy.
OdpowiedzUsuńPodziwiam gościa, książkę chętnie bym przeczytała :)
OdpowiedzUsuńTemat ciekawy, szkoda tylko, że napisana tak chaotycznie. Ta mała czcionka też mnie raczej zniechęca, bo lubię czytać wieczorami w łóżku przy lampce nocnej, więc i tak męczę wzrok.
OdpowiedzUsuńZaciekawiło mnie to, że mogę z niej wynieść informacje czysto teoretyczne! Mojej pani z fizyki przydałaby się taka lektura. Są wakacje, myślmy pozytywnie!
OdpowiedzUsuńFantastyczna podróż.
Zapraszam do mnie: www.przerwa-na-ksiazke.blogspot.com
No pewnie, że słyszałam! A Pawlikowskiej nie znoszę, z babeczek lubię Martynę :)
OdpowiedzUsuńkiedys ogladałam go w tv sniadaniowej :)
OdpowiedzUsuńSzkoda że książka napisana jest w sposób chaotyczny. Wątpię abym sięgnęła po ten tytuł.
OdpowiedzUsuńMojej siostrze na pewno spodoba się ta książka :)
OdpowiedzUsuńAlbo mam déjà vu albo juz zostawiałam komentarz pod tym wpisem tylko nie wiem dlaczego go tu nie ma ;)
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie ten pan.
Brak zdjęć to faktycznie wada. Co do książki, nie wiem kiedy uda mi się ją dopaść (a chciałabym, żeby mi się udało), ale podziwiam takich ludzi jak autor. Pełnych pasji.
OdpowiedzUsuńSuper, że na świecie są ludzie dla których pasja jest najważniejsza. Chciałabym kiedyś przeczytać tą książkę
OdpowiedzUsuńKojarzę tego podróżnika, fajnie, że napisał książkę.
OdpowiedzUsuńfajna dedykacja.
OdpowiedzUsuńUwaga, uwaga na moim blogu czeka na Ciebie nominacja do Potterowego TAGu mojego autorstwa ☻
OdpowiedzUsuńhttp://biblioteczkaciekawychksiazek.blogspot.com/2015/07/harry-potter-characters-book-tag-by.html
Przepraszam za spam, ale nominowałam Cię do LBA. Jeśli masz ochotę odpowiedzieć na pytania, zapraszam do zabawy :)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście tych minusów trochę jest, ale dla tak wyjątkowego człowieka chyba warto przeczytać tę książkę :)
OdpowiedzUsuńBardzo pozytywna postać :) Szkoda, ze chaos w książce, ale chyba można to mu wybaczyć, no i może będzie wydanie z większą czcionką :D
OdpowiedzUsuń