Dzisiaj recenzja długo wyczekiwanego (żartuję) przeze mnie filmu.
Tytuł: ,,Pięćdziesiąt twarzy Greya"
Reżyseria: Sam Taylor-Johnson
Gatunek: melodramat, erotyczny
Czas trwania: 2.04 h
Rok produkcji: 2015
Fabuła:
Anastasia - studentka literatury angielskiej poznaje młodego miliardera Christiana. Ich związek przeradza się w niebezpieczną grę ze względu na preferencje Grey'a. Ana musi się zdecydować czy podpisze wymaganą przez niego umowę. Dziewczyna posłucha głosu serca, a może jednak rozumu?
Książkę czytałam dwa lata temu. Była modna, wszyscy się nią zachwycali, musiałam poznać jej fenomen. Niestety, tak dennego gniota już dawno nie miałam w rękach (a może nawet nigdy?). Każda kolejna strona śmieszyła mnie do łez. Potrzebuję czasem lektur odmóżdżających, ale ,,Pięćdziesiąt twarzy Grey'a" to po prostu syf pisany napisany banalnym językiem. Jest tyle wspaniałych dzieł o różnych rodzajach miłości, które naprawdę warto przeczytać - nawet w ramach relaksu, ale to E.L. James miała szczęście, pomógł jej dobry marketing, szał wokół książki zaczął się niespodziewanie nakręcać.
Film obejrzałam z ciekawości. Chciałam dowiedzieć się, czy mogło powstać coś jeszcze gorszego od papierowego egzemplarza. Moim zdaniem dzieła są na podobnym poziomie.
Scenariusz produkcji w zasadzie pokrywa się z lekturą. W połowie ,,wspaniałego" melodramatu zachciało mi się spać. Cieszę się, że postanowiono zrezygnować z idiotycznych powiedzonek głównych bohaterów jak: ,,moja wewnętrzna bogini seksu", ,,o święty Barnabo", ,,Grosik za pani myśli", nie mniej jednak przygryzanie wargi przez Anastasię doprowadzało mnie do szału. W zasadzie do gry Dakoty Johnson nie mogę się wiele przyczepić. Książkowa Ana była słodką idiotką i taką właśnie postać stworzyła córka Melanie Griffth. Przystojny Jamie Dornan kompletnie nie pasował do roli boga seksu. Mężczyzna miał miły wyraz twarzy, dobrze patrzyło mu z oczu, ale gorących emocji wcale we mnie nie wyzwolił. Bardzo rozczarowały mnie postaci drugoplanowe. Przyjaciółka Anastasi, fotograf Jose, rodzeństwo Grey'a jako jedyni przykuli w książce moją uwagę, natomiast ich filmowe kreacje były żałosne. Eloise Mumford jako Kate przypominała starszą ciotkę Any (a nie jej najlepszą kumpelę), żujący ciągle gumę Luke Grimes w roli Elliota mnie mocno irytował, a pięciosekundowego wystąpienia Rity Ory (w przerażającej peruce) grającej Mię - rozreklamowanego przez media nie będę nawet komentować. Poza tym zauważyłam, że pomiędzy dwójką głównych bohaterów zabrakło wymaganej chemii, prędzej nazwałabym ich friends with benefits, napięcia seksualnego i pojęcia miłości niestety nie zauważyłam.
Aczkolwiek, żebym do końca nie była perfidną zołzą, muszę wymienić również plusy filmu. Soudtrack powstał niesamowity. Wszystkie piosenki skradły moje serce, muszę koniecznie je mieć na swoim mp3. Ponadto, doceniam również genialne widoki z lotu ptaka, które zrobiły na mnie niesamowite wrażenie. Podsumowując, cóż jaka książka, taki film. Dla mnie niestety jest to słaba bajka, podobnie jak przereklamowana i przegadana ,,Nimfomanka''. Wolę po raz kolejny obejrzeć np. klasyczną sadomachistyczną ,,Sekretarkę" z uroczą Maggie Gyllenhaal i specyficznym Jamesem Spader'em bądź rewelacyjny erotyk ,,9 1/2 tygodnia" z młodym i seksownym Mickey Rourke oraz ponętną Kim Basinger Oceniam: 3.5/10.
Nie czytałam książki, za film też się nie biorę, więc cieszę się, że nie uważasz, że ten film trzeba zobaczyć ;)
OdpowiedzUsuńKsiążki nie czytałam, na film też się nie wybieram, a nawet gdyby powstała taka myśl, to zaufałabym Twojej opinii i nie traciła czasu;)
OdpowiedzUsuńKsiążkę czytałam i, owszem, uważam także, że to gniot, ale wcale jeszcze nie taki najgorszy. Przeczytaj kontynuacje, czyli 2 i 3 część, to wtedy padniesz! :D
OdpowiedzUsuńFilm obejrzałabym z czystej ciekawości, bo znajoma powiedziała, że był o wiele lepszy od książki. Ciekawe...
Łeee wycieli Barnaby i wewnętrzną bogini to nie będę oglądać ;)
OdpowiedzUsuńA tak serio może kiedyś spojrzę z ciekawości na film, książki nie doczytałam, zagryzałam wargi do krwi przy każdej myśli Anastazji i w obawie przed utratą ust książkę odłożyłam :)
Słyszałam, że film to bardziej zwykła komedia romantyczna, niż pełno gatunkowy erotyk. Od początku nie miałam zamiaru oglądać tego filmu i na razie nie zmieniłam jeszcze swojego zdania :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam dwie części Greya. Nie wiem, co mnie opętało, chyba ta moda i popularność, której wówczas tyle czytelniczek uległo. Filmu nie widziałam i nie zamierzam oglądać :)
OdpowiedzUsuńObejrzę za jakiś czas :)
OdpowiedzUsuńKsiążki nie czytałam i nie zamierzam, a na film szkoda mi 16 zł na bilet.
OdpowiedzUsuńO filmie mi się już nawet nie chce wypowiadać, ale co do książki cieszę się że chociaż Ty... :D
OdpowiedzUsuńW sensie, że chociaż Ty dostrzegasz w tej książce tylko i wyłącznie żenadę. Ja naprawdę też czasem mam ochotę na lekkie romansidło dla nastolatek. Podobała mi się np Akademia wampirów, no jako tako. Nie jest to lektura najwyższych lotów, ale np przy Greyu, to pisarka powinna dostać Nobla. Nie obrażając w ogóle fanek, bo spoko to że mi się nie podobała to nie znaczy że komuś też :)
Ale co do mnie... nie mogłam przebrnąć przez całą pierwszą część nie doczytałam jej. Czułam się jakbym czytała powieść napisaną przez gimnazjalistkę, która do tego nie jest zbyt dobra w pisaniu. Dalsze brnięcie w tą książke poważnie kaleczyło mój mózg :D
Chyba jestem jedną z niewielu osób, które postanowiły nie przeczytać tej książki jak i nie udać się na film do kina :) Co do Nimfomanka , to oczywiście jeśli masz na myśli film Larsa Von Triera, to mi akurat podobał się, jakoś tak lubię jego filmy :)
OdpowiedzUsuńKiedyś w jakiś odmóżdżający dzień na pewno film obejrzę, ale chyba tylko i wyłącznie z czystej ciekawości :)
OdpowiedzUsuńKsiążki oczywiście czytałam (a jakże inaczej). Okropnie napisane, totalnie nie rozumiem fenomenu.
OdpowiedzUsuńNa film poszłam z przyjaciółką z ciekawości, okropnie nudny, bez polotu. Pośmiałyśmy się tylko z podniecenia niektórych pań na sali.;)
Kiedyś z pewnością obejrzę, ale na pewno się do tego nie palę :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam książki. Film tylko zaczęłam oglądać, lecz nie zainteresował mnie i nawet nie skończyłam.. :)
OdpowiedzUsuńMasz rację, przystojny Jamie Dornan kompletnie nie pasował do roli boga seksu. Był po prostu zbyt ugrzeczniony. Także postacie drugoplanowe słabe. Ale ogólnie mi się podobało.
OdpowiedzUsuńMusieliby mi płacić, żebym ten film obejrzała... Zupełnie nie moje klimaty.
OdpowiedzUsuńKsiążki nie czytałam i raczej się to nie zmieni, ale film pewnie kiedyś z samej ciekawości obejrzę :)
OdpowiedzUsuńNie mam w planach ani książki, ani filmu. Może kiedyś zmienię zdanie ;)
OdpowiedzUsuńAni książka, ani film, film jest totalną klapą bardziej nudnego bezpłciowego i ogólnie drętwego filmu jak żyję nie widziałam. żal.. ;D
OdpowiedzUsuńKsiążki nie czytałam, ale film z ciekawości obejrzałam i dawno się tak nie wynudziłam...
OdpowiedzUsuńNie, Nie, NIE.
OdpowiedzUsuńjeszcze nie oglądałam, jestem ciekawa czy w jakimkolwiek stopniu mi się spodoba ten film;)
OdpowiedzUsuńNa film jak i na książki nie mam zbytniej ochoty, na cóż, nie ciągnie mnie do tego... Ale piosenek był posłuchała, wiele urywków wpadło mi w ucho i rzeczywiście są niesamowite. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Dla mnie film bardzooo średniawy, niestety, mimo tego szumu wokół niego. Obejrzałam z ciekawości, przewijając. Co do piosenek zgadzam się- fajne :)
OdpowiedzUsuńNie mam na temat tego filmu żadnej opini i nawet nie chce mi się czytać recenzji, gdyż on i tak dla mnie jest stracony i nie cieszy się w moich oczach wiekszym zainteresowaniem.
OdpowiedzUsuńA wiesz, że ja słyszałam o filmie sporo opinii, nawet od osób, którym się książka nie podobała. Sama zamierzam obejrzeć ze względu na aktora grającego Greya (wg mnie bardzo hot! :D ), ale oczywiście na kompie, bo nie zamierzam się dorzucać do tego interesu. :D
OdpowiedzUsuńDo filmu mnie szczególnie nie ciągnie, ale Soundtrack jest naprawdę wyjątkowy. Ta jego wyjątkowość przypomina mi trochę ekranizację "Zmierzchu" - ogólnie film był do niczego, ale muzyka z niego towarzyszy mi do dzisiaj i również tak zaczęła się moja miłość do Muse.
OdpowiedzUsuńNa film się nie wybieram, ale uparcie będę powtarzać, że ścieżka dźwiękowa jest cudowna! :)
OdpowiedzUsuńJak dla mnie film gorszy od książki, aktor grający głównego bohatera nie pasował do tej roli
OdpowiedzUsuńNie czytałam książki, ani nie oglądałam filmu. "Znam" ten tytuł jedynie z licznych opowieści, zwiastunów filmu i piosenek do niego. Myślę, że aktor jest kuszącym aspektem przemawiającym za obejrzeniem filmu, jednak ja na razie mówię nie zarówno wersji książkowej jak i adaptacji filmowej :)
OdpowiedzUsuńKompletnie nie rozumiem szału związanego i z książką i z filmem. Co prawda nie przeczyłam ani nie oglądnęłam tego, ale już po samym opisie i zwiastunie śmiem twierdzić, że nie jest to produkcja górnych lotów.
OdpowiedzUsuńI teraz ani trochę nie żałuję, że ani nie przeczytałam, ani nie oglądałam...
OdpowiedzUsuńnie czytałam książki, a film obejrzę jak pojawi się na DVD ;)
OdpowiedzUsuńNie czytałam książki ale film planuję obejrzeć, słyszałam różne opinie o nim, i te dobre i te niekoniecznie :))
OdpowiedzUsuńwww.beclassybyk.blogspot.com
Nie było w filmie 'wewnętrznej bogini"? To nie mam po co tego oglądać :D Samo przegryzanie wargi mnie nie zadowala :)
OdpowiedzUsuńWidziałam. Muzyka do filmu urzekła mnie i niektóre sceny również, a co do oceny filmu jako całosci, to już kwestia indywidualna, to tylko erotyk więc czego mozna się po nim spodziewać?
OdpowiedzUsuńPrzypomniałaś mi zwroty, które podczas lektury bawiły mnie do łez "o święty Barnabo" był chyba na szczycie głupiutkich tekstów :D Filmu nie oglądałam, kiedyś z pewnością zerknę, jednak jakoś mi się nie spieszy ;)
OdpowiedzUsuńjestem chyba jedna z nielicznych ktora ani nie ogladala ani nie czytala tej propozycji.unikam tego co przereklamowane,a i sam watek nie jest dla mnie czyms nadzwyczajnie godnym uwagi
OdpowiedzUsuńdla mnie film jest ok, choć książki nie czytałam i w porównaniu z nią pewnie wypada słabo. tak przeważnie jest
OdpowiedzUsuńKsiążka była znośna, w sensie I część, reszta to dramat. A film widziałam urywkowo, dla mnie nuda, nuda, nuda.
OdpowiedzUsuńwww.brulionspadochroniarza.pl
"o święty Barnabo"? Naprawdę? Hahaha. Nie czytałam ani nie oglądałam, ale chyba muszę nadrobić, żeby się trochę pośmiać :D Z książek tego gatunku lubię "Dziennik Nimfomanki", aczkolwiek "Nimfomanka" to jakieś nieporozumienie. Z tego, co kojarzę "Dziennik Nimfomanki" został zekranizowany kilka lat temu.
OdpowiedzUsuńJakoś nie ciągnie mnie do tego filmu ;)
OdpowiedzUsuń